MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Wiara i miłość, czyli pobudka na Ukrainie

Redakcja
GRUPA D. Uwierzyliśmy? - takie pytanie postawiła wczoraj ukraińska telewizja, robiąc przewrotną aluzję do atmosfery, jaka towarzyszyła reprezentacji współgospodarzy Euro przed pierwszym meczem ze Szwecją.

Odpowiedź była oczywista. Ukraina uwierzyła. Nastąpił cud, o który się modlono, a w roli anioła wystąpił Andrij Szewczenko. To jego nazwisko skandowano najgłośniej zarówno na stadionie, jak i w strefach kibica. Ale potem dominował już hymn "Szcze ne wmerła Ukraina", a po słowach "Pokażemy, żeśmy bracia, z kozackiego rodu" wybuchała nieokiełznana radość i skandowanie "Sława, sława, sława Ukrainu!".

Dla postronnego obserwatora najważniejsza była absolutna zmiana atmosfery. Dotychczas Euro widać było jedynie w centrach miast i na stadioniach, a kibice w niebiesko-żółtych koszulkach niknęli w tłumach innych narodowych barw uczestników mistrzostw. Nawet ten sam hymn śpiewany przed meczem nie miał nawet połowy swojej późniejszej energii, która przyprawiała niemal o dreszcze, zwłaszcza w kilkudziesięciotysięcznej kijowskiej strefie kibica na słynnym Majdanie. A gdy Szwedzi objęli prowadzenie, wiara stopniała do granic błędu statystycznego. Wtedy nikt nie przypuszczał, że poranne tytuły gazet będą krzyczały "Wielki mecz wielkiej drużyny", "Początek z marzeń" i będą przeplatane historiami z głównym udziałem Szewczenki, jednego z najstarszych uczestników imprezy i najstarszych strzelców bramek w kronikach ME.

- Teraz wystarczą nam remisy z Anglią i Francją, by wyjść z grupy - analizowano na gorąco, zaznaczając, że z taką grą jak w poniedziałek ekipa Olega Błochina nie musi nikogo się bać.

W ogólnej euforii pojawiła się jednak nutka obawy.

- Po jaką cholerę kazali tym naszym grać aż trzy mecze w Doniecku?! (dwa grupowe i ewentualnie ćwierćfinał - przyp.) Nasza komanda nigdy tam jeszcze nie wygrała! - martwił się na zapas Witek, z którym wracałem z fan zony. - Tu tylko biznes się liczył, oligarchowie chcieli zarobić i dostali mecze.

Chwilę potem jednak znów się uśmiechnął i pobiegł po kolejne piwo "1715".

We wtorek rano poinformowano, że świętowanie przebiegło spokojnie.

- Jesteśmy silni, jesteśmy razem, jesteśmy zwycięzcami - taki transaparent wywieszono we wtorek rano z jednego z okien na lwowskim Starym Mieście. Wszechobecna była też nadzieja, że w ślady Ukrainy pójdą też biało-czerwoni.

- Teraz czas na Polszu. To nasze wspólne mistrzostwa! - życzyli nam wczoraj wieczorem lwowiacy, którzy tłumnie zmierzali do strefy kibica, by wspierać biało-czerwonych w meczu z Rosją. I nie ukrywali, że też dla wielu z nich był to więcej niż zwykły mecz.

RAFAŁ MUSIOŁ, Ukraina

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski