MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Widziane z samolotu

Redakcja
Wróciłem z krótkich wakacji. W obie strony samolotem. Upał, nie miałem płaszcza, kapelusza nie używam, więc nie spotkał mnie dramat posła (redaktora?) Rokity. Komercyjne telewizje są bez serca. Na okrągło puszczały okrzyki naszego męża stanu, wyprowadzanego z samolotu w nieznane. Przez Niemców. Nie dość, że sponiewierali człowieka, to jeszcze chcą z niego wydoić trzy tysiące euro. Chyba zapomnieli, kto wygrał ostatnią wojnę. Nie mówiąc już o Grunwaldzie.

Tadeusz Jacewicz: Z BLISKA

Przebiegłe linie lotnicze nie gardzą żadnym groszem. Pomysł latania na stojąco (żeby więcej pasażerów upchnąć w kadłubie) chyba upadł, ale inne możliwości są otwarte. Norweska firma sprzedaje miejscówki, taniej zresztą niż PKP. Za skromne 5 złotych można wybrać konkretne miejsce. Ja zwykle lokuję się w pierwszym rzędzie, przy przejściu. Łatwiej wyciągnąć nogi i wywiesić część obszernych gabarytów na zewnątrz.
Nie tym razem jednak. Miejsce obok zajmował dżentelmen mojej postury. Dwie szafy trzydrzwiowe razem są trudnym problemem, ale każdy z nas wychylił się w drugą stronę i przeżyliśmy cztery godziny lotu do Malagi. Jak się potem okazało, była to pouczająca i optymistyczna podróż.
Mój współtowarzysz jest zawodowcem jednego ze sportów walki, ale ciekawsze jest inne jego zajęcie. Kilka lat temu (teraz ma 27) wyjechał do Wielkiej Brytanii. Słusznie zauważył, że żywność tam jest niejadalna. Zamiast machać łopatą na budowie, zaczął przywozić nasze wiktuały. Żadne frykasy, codzienna masówka. Znaleźli się klienci, przede wszystkim Polacy, choć nie tylko. Biznes poszedł jak burza.
Dzisiaj mój sąsiad zaopatruje Wielką Brytanię i Irlandię, ma flotyllę ciężarówek, ale przede wszystkim rozsądnie myśli. Uznał z partnerem, że wata mączna udająca tam chleb nie wszystkim smakuje, a transport chleba z Polski jest kosztowny. Budują więc w Londynie polską piekarnię, która na miejscu wypiekać będzie prawdziwy chleb. Przy okazji okazało się, że jest spory problem. Brytyjskie przepisy uznają zakwas, dający ten wspaniały smak i aromat, za substancję szkodliwą dla zdrowia. Ręce opadają, ale takie prawo.
Po dłuższych badaniach okazało się, że odrobiny zakwasu można jednak legalnie użyć, dodać czegoś i chleb będzie prawie polski. Jestem pewien sukcesu. Sam, pracując w Londynie, przy każdej podróży przywoziłem pół walizki "grahama" i "razowego na miodzie", ku osłupieniu celników na obu granicach. To może być wielki biznes.
Od lat przelewamy z pustego w próżne w sprawie hasła i znaku promującego Polskę. Nie wiem, czy kiedykolwiek coś wymyślimy. Musimy rozpocząć promocję żywności na kilku rynkach, przede wszystkim brytyjskim i niemieckim. Jest to nasz towar strategiczny, mamy warunki i możliwości produkowania go coraz więcej.
Dobrze, że są energiczni przedsiębiorcy, którzy z sukcesem otwierają nowe rynki. Trzeba im jednak pomóc. Promocja kosztuje grosze, przynosi grube miliony. Zacznijmy natychmiast. Tego wymaga interes narodowy.
Mój współtowarzysz zaimponował mi nie tylko biznesowym rozmachem, ale i mądrością życiową. Ma firmę w Londynie, ale mieszka w Hiszpanii. Klimat świetny, a komputery i samoloty skracają odległość. Teraz przenosi się do Polski. Zbudował piękny dom, głównym argumentem jest pójście córki do szkoły. Chce, żeby zaczęła naukę w stabilnych warunkach, z rodziną wokół siebie, żeby miała spokój i bezpieczeństwo emocjonalne. Biznes załatwi technika informatyczna i samoloty. Good luck, you fully deserve it!
Miła była też droga powrotna. Tym razem obok siedziała chudzinka. Wyglądała na 15 lat, potem okazało się, że ma 19. Od kilku lat w Hiszpanii. Ojciec jest kucharzem, matka kelnerką. Ona sama właśnie zdała maturę i rozpoczyna studia dziennikarskie w Maladze. Może zostanie międzynarodową gwiazdą telewizji, bo ładna i intelektualnie uporządkowana.
Przy okazji usiłowałem rozszyfrować tajemny sukces norweskiej firmy na naszym rynku, z którego właśnie wypadła nasza spółka Centralwings. Norwegowie latają co do minuty, samoloty mają pełne, handlują na pokładach czym się da, biznes wyraźnie się kręci. A przecież ten nieduży kraj, znany głównie z połowów śledzi i hodowli łososi (jak też z ropy naftowej i gazu), nie robi wrażenia potęgi lotniczej. Podobnie Irlandia, ze swoimi tanimi liniami.
Żadna z dobrze prosperujących linii nie ma jednak kilkunastu związków zawodowych, jak LOT, ani dziesiątej części dyrektorów, którzy w naszym narodowym przewoźniku rządzą. Gdyby państwowa spółka sprzedawała żywność do Anglii, kiełbasa byłaby spleśniała, a firma - deficytowa.
Do biznesowego hasła "małe jest piękne" trzeba dodać "prywatne jest sprawne". Hasło wszędzie słuszne, choć z samolotu widać to wyjątkowo dobrze.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski