Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

„Wielce Szanowny, Czcigodny Panie”

Paweł Głowacki
Dostawka. Żył sobie raz w polskim mieście Drohobyczu mężczyzna imieniem Brunon, biedny, szanowany bez przesady, dzień po dniu nieszczęśliwy coraz intensywniej.

Nie porzucił żony dla młodej kochanki, gdyż nie miał ani żony, ani młodej kochanki, zaś cicha, skulona miłość do kobiety, z którą przekładał na język polski „Proces” Franza Kafki, okazała się słabsza niż jego potworny lęk przed spełnieniem miłości. Lecz nie tylko dlatego życie jego skończyło się katastrofą.

Ot, i cała historia, moglibyśmy więc postawić kropkę, gdyby ze snucia opowieści nie płynęła korzyść i przyjemność. A choć na kamieniu nagrobnym bez trudu pomieści się skrócona wersja ludzkiego życia w oprawie z mchu, szczegóły są zawsze mile widziane.

Ile? Niewiele. Tak, w sumie niewiele zmieniłem w oryginałach powyższych akapitów, co są prologiem starej powieści. Kraj, miasto, imię bohatera i szkic miłosnego labiryntu. Nic więcej. Równie mało w oryginale prawie nieruchomego życia twórcy „Sklepów cynamonowych” zmienił Maxim Biller.

Na kartach jego smakowitej opowieści „W głowie Brunona Schulza” (PWN, Warszawa 2014) bez mała wszystko jest prawdą najprawdziwszą. Schulz, miasto jego nieszczęścia – Drohobycz, nazwy ulic, imiona ludzi Schulzowi bliskich i dalekich, jego obsesje, jego literacki geniusz, jego na krok nie odstępujący go lęk przed wszystkim – przed przeszłością, teraźniejszością i przyszłością, przed rzeczami, twarzami i zapachami, przed snami pełnymi ciemnych ptaków i nagich mężczyzn o skulonych ramionach, przed tym i tamtym światem.

Prawdą jest pamięć Brunona i jego nieogarniona samotność. Prawdą jest mała postać Brunona. Prawdą jest jego o każdej porze roku noszona ciepła, belgijska marynarka. Prawdą jest dziwność jego wielkiej głowy w kształcie trójkątnego latawca, i kosmos intymny, który ta głowa rodziła na boku kosmosu oficjalnego, i ołówek Koh-i-Noor HB, co nim Brunon kosmos swój zamieniał na frazy hipnotyczne albo na kreski rysunków. Prawdą jest nawet ten detal, drobiazg, ten oto wiórek przeszłości, we wspomnianej starej powieści zwany „mile widzianym szczegółem”: Schulz pisze list do Tomasza Manna.

Tak rzeczywiście było. Przed 1939 rokiem ułożył i wysłał pismo na adres boga prozy, dołączył stworzone po niemiecku opowiadanie „Powrót do domu”, liczył na pomoc. Niestety. Odpowiedź nie przyszła. Nastał czarny czas końca świata. List i opowiadanie – przepadły. I nigdzie nie stoi kamień ze skróconą wersją życia Schulza w oprawie z mchu. Tak, nie ma listu, nie ma słów, które nań się składały, jest tylko pewność, że został napisany.

Na dziewięćdziesięciu stronach iluzji Billera – jesienią 1938, zamknięty w suterenie domu przy ul. Floriańskiej, Schulz układa przepadłe pismo do Manna. Biller powtarza tamtą realną chwilę. Kalkuje prawdę, lecz kartki zaginionego listu zapełnia zmyśleniem, swoimi zdaniami, bo niby co innego dziś pozostaje? Zdumiewający to palimpsest – pod słowami Billera majaczy tylko pustka, bo prawdziwych słów listu Schulza nie ma już nigdzie. I zdumiewająco brzmi treść zmyślenia.

Otóż, niech się Tomasz Mann dowie, że do Drohobycza zawitała postać podająca się za Tomasza Manna, mętny gość, który żywych przecież Żydów drohobyckich rachuje jak dusze już martwe... Jeśli o tzw. fabułę chodzi – tyle niech wystarczy. Nie ma co psuć przyjemności.

Tak, przyjemnie czyta się Billera. I przyjemnie jest odkryć, że wciąż istnieją bajarze, którym do muśnięcia sekretu cudzego życia nie wystarcza powtórzenie faktów tego życia – i dlatego czule niepokoją fakty fikcją, snutą na kanwie szczegółu najprawdziwszego.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski