Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

William Turner skrywał socjopatyczne skłonności

Notowała Urszula Wolak
Film. W Cannes odbył się jeden z najbardziej oczekiwanych pokazów filmowych. Premierę światową miał „Mr. Turner” MIKE’A LEIGHA. Mistrz kina spotkał się z dziennikarzami.

– Dlaczego postanowił Pan nakręcić film o romantycznym malarzu Williamie Turnerze?

– A po co w ogóle kręci się filmy (śmiech)? William Turner był największym brytyjskim artystą swojej epoki. To, co w postaci malarza fascynowało mnie najbardziej, było związane z napięciem, które rodzi się w każdej wybitnej indywidualności. Polega ono na zderzeniu dwóch silnych pierwiastków: duchowego i materialnego. Pierwszy wynika ze sztuki tworzenia, drugi jest efektem egzystowania w szarej, praktycznej rzeczywistości. Ten wewnętrzny konflikt starałem się ukazać w filmie. Inspiracji dostarczały mi wybitne dzieła malarza.

– Kim jest William Turner w Pańskim filmie?

– To postać pełna sprzeczności i tajemnicza zarazem, człowiek o wielu twarzach. Pokazuję w filmie jego geniusz, który, jak się okazuje, nie był zaklęty w romantycznym, mitycznym opakowaniu. Działania Turnera wcale nie były wzniosłe, jak uważamy do dziś. Odbrązowiłem malarza, ukazałem jego socjopatyczną naturę. Jednostkę, którą z jednej strony kierują w życiu gwałtowne instynkty, z drugiej – człowieka przepełnionego miłością do innych.

– Nie pracuje Pan z aktorami, mając gotowy scenariusz. Powstaje on dopiero na planie. Czy tak samo było w przypadku kręcenia filmu „Mr. Turner”?

– Oczywiście. Metody mojej pracy nigdy się nie zmienią.

– W przypadku kreowania historycznej postaci to dość trudne?

– Wcale nie. Nie stworzyłem biografii Turnera ani filmu dokumentalnego. Nie starałem się także odwzorować jego życia jeden do jednego. Ten obraz powstał w poetyckiej estetyce, gdzie króluje wolność artystycznych wyborów. Poświęciłem wiele lat swojego życia, gromadząc materiały do tego filmu. Studiowałem wiele pism teoretycznych, zagłębiałem się w historię sztuki, robiłem bardzo szczegółowy research na temat życia i twórczości Turnera.

Dziś wiem, że to nie wystarczy. Nie wystarczy być merytorycznie przygotowanym do robienia filmu, bo to nie pomoże nam uchwycić na przykład ducha epoki. Tworzenie filmów polega bardziej na czuciu wybranej materii. Tak rodzą się prawdziwi bohaterowie: z krwi i kości.

– W środowisku filmowców i krytyków mówi się o tym, że nakręcił Pan dzieło autobiograficzne. Czy to prawda?

– Nie, choć z drugiej strony... Każdy mój film rodzi się z empatii, z którą podchodzę do bohaterów, a więc wydarzenia w nim przedstawione wypływają z moich doświadczeń. Ale jestem w końcu artystą i mam tego pełną świadomość.

– Jak definiuje Pan duchowość, która wypełnia „Mr. Turnera”?

– To chyba najtrudniejsze pytanie, jakie kiedykolwiek mi zadano. Ale cóż... jesteśmy w końcu w Cannes (śmiech)! By na nie odpowiedzieć, posłużę się przykładem malarskiego doświadczenia Turnera. Powszechnie wydaje nam się, że artysta malował to, co widział przed sobą. Rzeczywistość wyglądała jednak inaczej.

Turner chciał, by odbiorca jego dzieł miał takie wrażenie. Wzburzone morze nie tyle było przed nim, co w nim. I to jest najpiękniejsze w nim jako twórcy. Stawał tym samym na krawędzi własnych przeżyć emocjonalnych, co oddawał na swoich obrazach. Patrzymy na nie i widzimy coś, co nazywam grozą natury.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski