Grzegorz Tabasz: LEŚNY DZIENNIK
Jak się wydaje, przed wiekami występował w naturze niezbyt często i do tego wyłącznie na południu Polski. Jakieś osiem wieków temu rozprzestrzenił się po całej Europie Środkowej z powodu postów. Chrześcijaństwo obfitowało w długie okresy wstrzemięźliwości od mięs, a smaczny winniczek nie znajdował się na liście dań zakazanych. Pierwszymi hodowcami winniczka byli mnisi z fundowanych przez królów i możnych klasztorów. Ślimaki hodowano w przyklasztornych ogrodach, a zakonnicy mieli przysmak na stole, nie wchodząc przy okazji w konflikt z sumieniem. Z czasem winniczek wyrwał się na wolność - lub, co bardziej prawdopodobne - został świadomie wypuszczony. Mięczak o dużej muszli kilkucentymetrowe rozmiary osiąga po paru latach, a co ważniejsze zaaklimatyzowany może być bez szczególnych zabiegów. Przysmak lubi czasem napsocić i w wilgotne lata staje się niekiedy szkodnikiem w ogrodach, zjadając delikatne liście roślin. To jednak czysta przyjemność polować na szkodnika, którego potem można po prostu zjeść na obiad! Wielką miłością do winniczka zapałali Francuzi, którzy regularnie kupują u nas spore ilości zbieranych w lasach ślimaków. Szczerze mówiąc, był taki moment, kiedy, licząc wzrokiem jasne muszle wyglądające z trawy, poważnie rozważałem kulinarne wykorzystanie okazji. Wspomniawszy jednak długotrwały proces przygotowania dania i brak doświadczeń w ślimaczej dziedzinie, postanowiłem nie zapraszać ich na obiad, a rozkosze stołu pełnego winniczków zostawić dla bardziej cierpliwych nacji.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?