MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Władca z Psiej Górki

Redakcja
Marian Dąbrowski ("Mariancio"), magnat prasowy II Rzeczpospolitej FOT. ARCHIWUM
Marian Dąbrowski ("Mariancio"), magnat prasowy II Rzeczpospolitej FOT. ARCHIWUM
HISTORIA KRAKOWA * Dlaczego krakowianie nie chcieli domu towarowego "Bazar" * Złoty interes na uroczystościach grunwaldzkich * Wszechmocny redaktor

Marian Dąbrowski ("Mariancio"), magnat prasowy II Rzeczpospolitej FOT. ARCHIWUM

Wielki budynek u zbiegu ulic Wielopole i Starowiśl-nej, legendarny "Kurierek", od pokoleń zwany był też Pałacem Prasy lub Krążownikiem Wielopole.

Miejsce to szczególne, położone tuż za dawnymi miejskimi murami, zwane Psią Górką. Niegdyś mieścił się tutaj kalwiński cmentarz, stąd nazwa, bo kalwinów przed wiekami zwano "psami". Inni osobliwą nazwę miejsca wywodzą od hycla, który tu kiedyś miał urzędować, jednak Psia Górka była niegdyś miejscem innowierczych pochówków. Nazwa, dzisiaj już prawie całkiem zapomniana, żyła bardzo długo. Jeszcze podczas jubileuszu 25-lecia "Kurierka", czyli "Ilustrowanego Kuriera Codziennego", zwanego w skrócie "Ikacem", śpiewano chóralnie:

Na Psiej Górce jeździ

  winda, ho, ho, ho!

tysiąc ludzi wciąż się

  drynda, ho, ho, ho!

Gwoli prawdy należy dodać, iż na Psiej Górce do dzisiaj jeżdżą dwie windy - ciężko zapracowane, ciągle niezawodne staruszki...

Wielki budynek u zbiegu Wielopola i Starowiślnej, zbudowany w 1921 roku i nazwany "Bazarem" miał być pierwszym krakowskim domem towarowym. I był, ale krótko. Antoni Wasilewski przyczyny jego upadku doszukiwał się - chyba słusznie - w konserwatyzmie krakusów:

Dziwaczny ten, ciężki gmach, nie przyjął się jako wielki, nowoczesny dom towarowy. Krakowianie - starzy centusie - nie mieli przekonania do sklepów olbrzymów, w których wszystko można dostać - od szpileczki do kokardeczki... "Bazar" więc musiał zbankrutować!

W 1924 roku budynek byłego "Bazaru" został wykupiony przez Mariana - "Mariancia", jak go często poufale nazywano w Krakowie - właściciela i redaktora "Ilustrowanego Kuriera Codziennego".

Dąbrowski był niezwykłą postacią - zaczynał jako nauczyciel gimnazjalny, z czasem stając się właścicielem koncernu wydawniczego, w którego skład - oczywiście oprócz IKC - wchodziły między innymi: "Tempo Dnia", "Światowid", "Na Szerokim Świecie". "As", satyryczne "Wróble na dachu" i "Tajny detektyw" - często atakowany za schlebianie złym gustom czytelników.

W jaki sposób skromnemu nauczycielowi udało się dojść tak daleko, od skromnej pensyjki do gigantycznych dochodów właściciela wydawnictwa, które wydaje codziennie gazety w nakładzie 500 tys. egzemplarzy, nie wspominając o tygodnikach? Niezwykłą pomysłowością, na którą zwracał uwagę Antoni Wasilewski:

Już jako młody polonista zwrócił na siebie uwagę swą pomysłowością i zacięciem dziennikarskim. Pewnego dnia wydrukował na kartonach rysunkowych, w samym rogu papieru, nazwę poszczególnych gimnazjów i szkół realnych w Krakowie. Tym pomysłem ułatwił młodzieży mozolne wypisywanie tytułów szkół.

Pomysł był przedni, ale nie zapewniał wielkich profitów. Następny okazał się wielką wygraną na loterii, strzałem w dziesiątkę, początkiem wielkiego koncernu i wielkiej fortuny Dąbrowskiego.

Po uroczystościach grunwaldzkich 1910 roku zostało mnóstwo drewna. Na Błoniach wybudowano wówczas - z okazji wszechsłowiańskiego zlotu sokolstwa - ogromne trybuny. Uroczystości skończyły się szybko, drewno zostało i nie wiadomo było, co z nim zrobić. Z pomocą pospieszył Marian Dąbrowski. Wielkodusznie - i za psie pieniądze! - kupił drewno, aby je następnie sprzedać - za kolosalną sumę. W ten sposób mógł zacząć wydawać słynny "Kurierek", czyli "Ilustrowany Kurier Codzienny"...
Kupno "Bazaru" - znów za niezwykle niską cenę -było kolejnym genialnym posunięciem "Ma-riancia". Wielki, ciężkawy gmach, z którego frontowych okien rozciąga się przepyszny widok na Planty i wyrastające tuż za nimi wieże Mariackiego, przez kilka pokoleń był dla krakowian Pałacem Prasy. Miejscem, w którym rodziły się gazety, między nimi "Dziennik Polski" (do lat 80. ubiegłego wieku nawet je tutaj drukowano), ale także miejscem karnawałowych zabaw. Wśród pamiątek po ciotkach żony znaleźliśmy malutkie wycinki z "Kurierka". Pożółkłe prostokąty donosiły petitem, że oto panna J.K. na balu w siedzibie "Ilustrowanego Kuriera Codziennego" zwróciła uwagę swą suknią - z szarego jedwabiu...

A sam pan Marian Dąbrowski? Nawet jeżeli nie był personą ocenianą zbyt pozytywnie, to z pewnością powszechnie znaną, czemu świadectwo daje Wasilewski:

Red. Dąbrowski był (...) popularną postacią na bruku krakowskim, chociaż nie zawsze bardzo lubianą. Widywano go albo w najnowocześniejszych wozach, lub też kroczącego spacerkiem na "obiad", tj. czarną kawę i wyciśnięty sok z dziesięciu pomarańcz do kawiarni "Grand", do ulubionego "Ok-rągłego Stołu", gdzie rej wodził i był jakby nieoficjalnym prezesem. Piastował różne godności - był radnym Krakowa, posłem na Sejm, i to z różnych ugrupowań. Lecz nigdy w Sejmie nie zabierał głosu.

Dąbrowskiemu wiele zarzucano, ale jednocześnie uchodził za świetnego - wymagającego i jednocześnie hojnego - pracodawcę. Biada temu, na kogo zagiął parol. Kiedy fabryka żarówek "Helios" nie chciała dawać ogłoszeń do "Kurierka", gazeta zaczęła ją nękać na swych łamach. Kampania skończyła się, gdy fabryka wykupiła całą, w dodatku pierwszą, stronę - oczywiście za wielkie pieniądze...

Tak się dziwnie składało, że w dniach, w których opóźnił się druk "Ilustrowanego Kuriera Codziennego", z Krakowa z opóźnieniem wyjeżdżały pociągi rozwo-żące "Kurierka" po Polsce. Ba, gdy antyczechosłowackiemu "IKC- -owi" i innym tytułom Dąbrowskiego odebrano debit na terenie Czechosłowacji, "Mariancio" zemścił się - wygryzając z Krakowa konsulat Czechosłowacji.

To z jednej strony, po drugiej znalazły się peany ku czci Dąbrowskiego, których słuchałem z ust pamiętających przedwojenne czasy, dziennikarzy i drukarzy. Chwalili go przede wszystkim za hojność, bo Dąbrowski - wiele wymagając - świetnie płacił. Kiedyś usłyszałem od przedwojennego drukarza: "Wie pan, jak jechałem z "Kurierka" do "Hawełki"? W trzy dorożki. W pierwszym fiakrze moja laseczka, w drugim ja, w trzecim mój kapelusz".

Dąbrowski zapisał się w historii Krakowa udziałem w powołaniu teatru Bagatela, rozkopaniem kopca Krakusa i ufundowaniem Grobu Nieznanego Żołnierza na placu Matejki.

W "Światowidzie" - piśmie koncernu Dąbrowskiego - z 20 czerwca 1925 roku można przeczytać krótką notkę, w zasadzie podpis pod zdjęcie:

W nocy z 13 na 14 czerwca grono obywateli złożyło na skwerze pod pomnikiem Władysława Jagiełły na pl. Matejki w Krakowie płytę kamienną z napisem: "Nieznanemu Żołnierzowi Polskiemu poległemu za Ojczyznę 1914 - 1920".
"Grono obywateli" w "Świa-towidzie" pozostawało anonimowe, jednak cały Kraków wiedział, a socjalistyczny "Naprzód" wprost napisał, kto był inicjatorem tego przedsięwzięcia:

"Nieznany żołnierz", który poległ za ojczyznę, zaczyna w Polsce coraz częściej służyć do celów reklamowych różnym znanym osobistościom, które nie poległy za ojczyznę. W Krakowie zafundował "nieznanemu żołnierzowi" znany p. Marian Dąbrowski, wydawca trzech pism, płytę z piaskowca, którą w ubiegłą niedzielę z jego polecenia położono u stóp pomnika Grunwal-dzkiego na placu Matejki. Zaznaczyć należy, że - w przeciwieństwie do grobów "nieznanego żołnierza" w Paryżu i Londynie - pod bardzo skromnym i niekosztownym kamieniem na placu Matejki, podobnie jak pod takimi samymi kamieniami położonymi przez różnych znanych lub nieznanych sprawców w Warszawie, Łodzi i innych miastach polskich, niczyje zwłoki nie są pochowane, a kamień leży tylko tak sobie, na pokaz! Oryginalny pomysł francuski, który był pięknym odruchem serca, u nas nie tyle skopiowano, ile raczej sparodiowano. "Od wzniosłości do śmieszności - jak powiada przysłowie - tylko jeden krok". Zdaje się, że u nas już jeden krok zrobiono.

Ostro, złośliwie przejechał się "Naprzód" po koncernie IKC i po jego właścicielu. Prawdopodobnie pod nieco fałszywą anonimowością rzeczywiście kryły się autoreklamiarskie motywacje. Jednak - co podkreślał Stanisław Broniewski - Dąbrowski, wściekle antystołeczny, do szpiku kości krakauerski, mógł się kierować niechęcią do Warszawy:

Skoro (...) Warszawa wymyśliła grób nieznanego, to dlaczego Kraków ma być od niej gorszy? Że pod płytą nikt nie leży? To nie jest ważne, a pozostaje okazja wykpienia Warszawy, w czym go tak usłużnie wyręczył "Naprzód", który przypomniał, że na placu Saskim też kamień leży tylko na pokaz.

I pomogło - jeszcze tego samego roku, 2 listopada, warszawiacy pochowali na placu Saskim zwłoki z masowego, żołnierskiego grobu lwowskich orląt...

Druga wojna światowa zastała Mariana Dąbrowskiego za Oceanem. Dziecko szczęścia, błyskotliwy przedsiębiorca, twórca największego polskiego koncernu prasowego, człowiek trzęsący Krakowem, żył tam w niedostatku i zapomnieniu, aby umrzeć w Miami na Florydzie w 1958 roku.

Przed kilku laty, dzięki "Dziennikowi Polskiemu", na Pałacu Prasy odsłonięto poświęconą mu pamiątkową tablicę.

A sam Pałac Prasy, odkąd wyprowadził się z niego "Dziennik", nie ma już nic wspólnego z prasą...

ANDRZEJ KOZIOŁ, dziennikarz

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski