MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Wojna o reputację

Paweł Kowal
W Afganistanie nie ma polskich grobów z ostatnich lat, chociaż od początku konfliktu zginęło tu 43 żołnierzy – wszyscy wrócili do kraju, jak to z wojny. Ostatni – rodzina poprosiła, by nie podawać nazwiska – został postrzelony 28 sierpnia, zmarł 2 września, już w Europie.

Paweł Kowal: OD KRAKOWA DO BRUKSELI

Kolejne zmiany Polaków w Ghazni i Bagram będą miały za zadanie likwidację polskiej misji. Kończy się największa epopeja polskiej armii czasów niepodległości. Żadna inna misja nie miała tej skali, nie była tak trudna, trwając jednocześnie relatywnie długo.

Czeka nas podsumowanie. Nie będzie ono proste ze względu na polityków: coraz modniejsze jest kręcenie nosem na zaangażowanie Polaków za granicą. Maniera krytykowania misji wojskowych przywędrowała nad Wisłę z Brukseli – nic dziwnego, skoro dumna UE nie jest w stanie wysłać żadnej większej misji. Gdy Aleksander Kwaśniewski i Leszek Miller podejmowali zaangażowanie w Afganistanie, było jasne, że powinniśmy być z sojusznikami.

– Ta wojna była całkowicie zgodna z prawem. Problemem był brak strategii politycznej – tłumaczy jeden z polityków zachodnioeuropejskiej lewicy. Dokładnie. Wojsko osiągało swoje cele. W Iraku byli jeszcze jak młodsi bracia Amerykanów, szczególnie na początku prowadzeni za rękę. Jeden z naszych generałów miał zwyczaj dziękować sojusznikom znad Potomaku za "opiekę nad naszymi żołnierzami”. Teraz takie sformułowanie brzmiałoby co najmniej zabawnie. Teraz w Afganistanie Polacy odpowiadają m.in. za strategiczną drogę do Kandaharu. Część pozostałych baz już się zwinęła, często z niedobrym skutkiem dla bezpieczeństwa w konkretnych regionach. Został rok na przygotowanie miejscowych sił policyjnych do samodzielnego działania. Postawa naszego wojska, chociażby podczas ostatniego ataku na Ghazni, wzbudziła powszechne uznanie. Do Afganistanu polska armia jechała inna niż wróci. Dzisiaj jesteśmy normalnym członkiem NATO, który zasługuje na szacunek nie tylko ze względu na pamięć o bitwie pod Wiedniem czy "Solidarność”, ale regularny sprawdzian we współczesnych warunkach bojowych. To, co należało do wojska, zostało zrobione bardzo dobrze.

A polityków czekają trzy zadania: po pierwsze, ocena skutków afgańskiej operacji. Dylemat jest taki: albo klepać populistyczne dyrdymały, że się "nie udało”, albo pokazać konkretne zyski. Stworzenie wielkich sił afgańskich, upowszechnienie kształcenia akademickiego, wolność prasy – to zasługa m.in. Polaków. Czy można było zrobić więcej w kilka lat? Jeśli politycy tak sądzili, to już ich problem. Po drugie, walka o reputację naszej misji wojskowej: pokazanie, że polskie wojsko się sprawdziło i walka o dobre imię tych, którzy służą w Ghazni. Jeśli my nie będziemy mówić dobrze o dokonaniach własnej armii, to nikt za nas tego nie zrobi, nawet sojusznicy. I trzecie, najważniejsze: umieć powiedzieć ludziom, że Polska, gdy chce być silna i chce, by w razie czego sojusznicy ją wsparli, czasami musi bronić innych. Choćby to było kilka tysięcy kilometrów od Warszawy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski