MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Wolność czy bezwstyd?

Redakcja
Jeśliby uwierzyć zawodowym obrońcom praw człowieka, mamy w Polsce prawdziwe starcie wolności z opresją. Tak w każdym razie wynika z udramatyzowanego apelu 32 organizacji humanitarnych, opublikowanego w przeddzień sejmowego czytania prawa o zgromadzeniach.

Jan Maria Rokita: LUKSUS WŁASNEGO ZDANIA

Jeśli Sejm uchwaliłby projekt prezydenta Komorowskiego, nastąpić ma "istotne pogorszenie standardu wolności”. A cóż tak ma zdruzgotać jakość naszej wolności? Prosta rzecz. To, że prezydenci miast mieliby odtąd prawo zabraniać przeprowadzania w tym samym czasie i w tym samym miejscu dwóch wrogich sobie, prowokacyjnych i agresywnych demonstracji.

Dopiero co emocjonowaliśmy się starciami polsko-rosyjskimi przy moście Poniatowskiego. Ani władzom Warszawy, ani policji nie udało się doprowadzić do całkowitego rozdzielenia manifestacji rosyjskiej i polskiej, obu organizowanych pod pretekstem Euro. Zresztą w dniu inauguracji Euro – 8 czerwca – oczywiście tuż przy strefie kibica – chciała koniecznie demonstrować także… "Solidarność” pracowników sprawiedliwości, przeciw Gowinowi!!! Bogu dzięki prezydent Warszawy zakazała tej manifestacji, łamiąc zapewne jakieś podstawowe wolności. Zdrowy rozsądek wykazał także warszawski sąd administracyjny, broniąc prawomocności jej decyzji. Żyjemy przecież w czasach, kiedy niemal wszyscy uczestnicy popsutej i stabloidyzowanej polityki dążą tylko do jednego: tego, by znaleźć kolejny jeszcze bardziej widowiskowy, brutalny, groteskowy albo perwersyjny sposób na zwrócenie na siebie uwagi. Dzisiaj robić politykę, znaczy po prostu – bezwstydnie robić z siebie samego nieustanne widowisko. Nikt już przecież nie demonstruje po to, by wyrazić swój pogląd. Idzie o to, żeby była zadyma, happening, awantura, petardy i bójka. Oraz czołówki gazet i telewizji. Jak tego nie ma , manifestacja jest klapą. Stąd znany pomysł na tzw. ustawki, które kibole polscy i rosyjscy zaplanowali także w Warszawie. Tyle że zablokowała je policja.

Tego wszystkiego zdają się nie widzieć i nie rozumieć staroświeccy eksperci – prawnicy i doktrynalni obrońcy wolności. W wytycznych OBWE można przeczytać o tzw. prawie do kontrmanifestacji. Zgodnie z nim państwo ma chronić kilka wrogich sobie zgromadzeń w tym samym miejscu i w tym samym czasie oraz – proszę dobrze przetrzeć oczy – "umożliwić kontakt wzrokowy między ich uczestnikami oraz ich wzajemne słyszenie się”. Nie mam talentu satyryka, choć jestem pewien, że tę europejską instrukcję można by zaśpiewać w Piwnicy pod Baranami, tak jak niegdyś dekret o stanie wojennym. Na tę europejską wykładnię powołuje się polska Fundacja Helsińska, domagając się obalenia prezydenckiego projektu. Prawnicy, niestety, wadliwie rozumieją misję państwa w dzisiejszych czasach. A jest nią przecież wymuszenie, prawem i siłą, aby całe to widowisko przynajmniej odbywało się bezpiecznie. Władza, która pozwoli, aby prawnicy odebrali jej instrumenty po temu, stanie się władzą śmieszną i bezsilną.

Całkiem zresztą podobnie rzecz się ma z zakazem zasłaniania twarzy. W tym punkcie prawnicy i obrońcy wolności już pokonali prezydenta. Szef sejmowej komisji Marek Biernacki z rozbrajającą szczerością przyznał, że musiał skreślić z ustawy ów zakaz, bo nie zyskał on ani jednej życzliwej opinii prawnej. Zwyczaj zasłaniania twarzy sięga solidarnościowych demonstracji przeciw Jaruzelskiemu; wtedy służył ochronie przed rozpoznaniem przez konfidentów bezpieki. Dzisiaj także jego celem jest utrudnianie pracy policji w wolnym kraju. Ale nie jest to już przecież cel główny. Pomysł na "anonimowe” manifestacje jest próbą przeniesienia na ulicę reguł panujących w internecie. Ma "usieciowić” ulicę, a wraz z nią całą sferę publiczną, ze znanymi dobrze z sieci konsekwencjami. Ludzie bez nazwiska i bez twarzy – to nie tylko ludzie uwolnieni od odpowiedzialności, obowiązku i kary. To także – a może przede wszystkim – ludzie uwolnieni od wstydu. Anonimowa demonstracja ma służyć temu właśnie, by widowisko publiczne stało się bezwstydne. Aby można wznieść każdy, najbardziej wulgarny okrzyk. Aby można ponieść każdy, najbardziej plugawy transparent. Aby można wywołać bójkę i wyładować agresję. Temu przecież służą – przynajmniej w Polsce – internetowe fora o "polityce”. A potem wrócić na uczelnię albo do pracy i znów być zwyczajnym, roztropnym obywatelem.

Tylko trzeba zapytać: co to ma wspólnego z oświeceniowym ideałem swobodnej ekspresji przekonań, wartości, idei? I czy w ogóle jeszcze rozumieją współczesną politykę i dzisiejszy świat zacni sędziowie Trybunału Konstytucyjnego, którzy swego czasu orzekli, że prawny wymóg manifestowania z własną twarzą byłby "nadmierną ingerencją w wolność uczestnictwa w zgromadzeniach”?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski