Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wróżba podróży

Paweł Głowacki
Usłyszeliśmy m.in. „Kruka” Edgara Alana Poe
Usłyszeliśmy m.in. „Kruka” Edgara Alana Poe fot. Wacław Klag
Lali wosk przez ucho klucza, jak ogromna przeszłość nakazuje. Ale czegoś brakowało w najbliższym otoczeniu. Na ostatnim, Andrzejkowym Salonie Poezji Karolina Kamińska, Rafał Sadowski i Feliks Szajnert czytali przeróżnie wróżbiarskie rymowanki i ludowe opowiastki, i „Kruka” Edgara Alana Poe, i jeszcze wiersze Shelleya i Ujejskiego.

Halina Jarczyk (skrzypce), Józef Michalik (kontrabas) i Michał Wierba (fortepian) im przygrywali znakomicie. Po czym lali wosk. Wróżyli sobie, jak ludzkość zwykła czynić wieczorem i nocą z 29 na 30 listopada. A jednak czegoś nie było w foyer Teatru Słowackiego, czegoś, co trwało tu przez lata i nikomu nie przeszkadzało. Odprawiali rytuał, który ludzie w formie niezmienionej rok w rok powtarzają o tej samej jesiennej porze... od jak dawna? Od jak dawna nikomu to nie przeszkadza?

Uczeni powiadają, że andrzejkowy wróżbiarski proceder trwa od epoki starożytnej Grecji lub epoki starogermańskiego kultu boga Frejra, dawcy bogactw, bóstwa miłości oraz płodności. Pierwsza wzmianka po polsku to rok 1557. Na świecie więc od zawsze, a u nas od bez mała pięciu wieków - nikomu jakoś nie przeszkadza lanie wosku, nie przeszkadza pamięć.

Czego brakowało? Piękna stara misa z zimną wodą, chyba miedziana, klucz od drzwi wieki nie istniejących, no i wosk nie byle jaki, nie ze świeczki nowoczesnej, gdyż pszczeli wosk, z prywatnej pasieki Haliny Jarczyk, wosk dokładnie taki, jaki pszczoły dokładnie w ten sam sposób tworzą, odkąd istnieją, i nie przeszkadza im to. Wszystko więc było, jak stoi przykazane w tysiącletnim przepisie, a jednak czegoś nie było w najbliższym otoczeniu. Kiedy lany przez poetę Bronka Maja wosk przybrał w wodzie kształt dalekiej wyspy Jawa, co oznacza zsyłkę lub przesunięcie na zupełny margines - pojąłem, czego brakuje. Rzeźby.

Lata temu przybyła do Krakowa na występy gościnne Komedia Francuska. Na Salonie Poezji czytali wiersze Charlesa Baudelaire’a w oryginale - a Andrzej Seweryn w naszym języku - i jako prezent wręczyli Krzysztofowi Orzechowskiemu, ówczesnemu dyrektorowi Teatru Słowackiego, białe popiersie Moliera. Przez rok, trzy, pięć, może dziesięć lat, tkwiło ono sobie spokojnie w foyer na prostopadłościennej kolumnie pod oknem, niedaleko od fortepianu.

Przypominało, jakiej klasy finezją może być teatr, i że z nami w tej materii jest coraz żałośniej rok po roku. Przez te, niech będzie, że dziesięć lat, zawsze na Salonach wracała do mnie na widok białej głowy geniusza sceny stareńka Jana Kotta opowieść o kilkusetletnim fotelu Moliera, stojącym w najgodniejszym miejscu gmachu Komedii Francuskiej w Paryżu, zwanej Domem Moliera. Spękana farba nóg, przetarte sukno siedziska, kłaki wystające z dziur - ale nikomu to nie przeszkadzało.

Kott powiada, że przez stulecia nikt nie miał śmiałości na nim usiąść. Tak, nikomu nie przeszkadzał fotel Moliera i nikomu nie przeszkadzało, że nikt nie ma odwagi tam zasiąść. Wszystkim wystarczało, że jest oto stary fotel geniusza sceny. I że przypomina żywym, zwłaszcza młodym, o ich miejscu w szeregu.

Idzie nowe w Teatrze Słowackiego. To są, rzecz jasna, normalne dzieje. Stare odchodzi, młode przybywa. Jest czas sprzątania, odświeżania, remontowania, a wtedy - to też zupełnie naturalna sprawa - coś nagle ginie, gdzieś się zapodziewa, a coś innego nie ginie. Jak mawiali starzy Polacy - pojawiły się przy Placu św. Ducha kiełki nowego. Znikł biały Molier. Ostało się przynajmniej lanie wosku. Wróżba żeglugi na odległą Jawę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski