Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Współczesność to nasz obowiązek

Redakcja
Fot. Anna Kaczmarz
Fot. Anna Kaczmarz
- Temat najnowszej wystawy "Ekonomia w sztuce", którą będziemy oglądać w MOCAK-u, wpisuje się w toczoną od kilku tygodni na łamach "Dziennika Polskiego" debatę pod hasłem "Kultura pod ścianą". Proszę powiedzieć, co łączy sztukę i ekonomię?

Fot. Anna Kaczmarz

Z MARIĄ ANNĄ POTOCKĄ, dyrektorem MOCAK-u, o ekonomii w sztuce, kryzysie w muzeach i o tym, czym grozi brak kolekcjonerów, rozmawia Łukasz Gazur

- Te dwie dziedziny łączy coś, co niekoniecznie jest związane z finansowaniem. Sztuka szuka wszystkiego, co manipuluje ludzką egzystencją, myśleniem, uczuciami. Ekonomia ze wszystkich "bogiń cywilizacyjnych" potrafi być tutaj bardzo dotkliwa, ponieważ przenika codzienność i dotyka jakości naszego istnienia. Przeszkadza, sprowadza na nas trudności, ale również narusza naszą ludzką jakość. Wyzwala trujące ambicje, pożądanie, dążenie do władzy poprzez pieniądze, zawiść wobec innych. Do tego dochodzi jeszcze jeden ciekawy aspekt, mianowicie operowanie na nieprawdziwych wartościach. Dawniej złota moneta była warta tyle, ile kruszec. Obecnie wszystko jest symboliczne - trzymamy w ręku kawałek papieru i święcie wierzymy, że za nim kryje się możliwość wyjazdu za granicę albo kupna samochodu. I nikt nie czuje tej sztuczności, z łatwością poddajemy się banknotowej manipulacji.

- Ze sztuką jest podobnie...

- Tak, dzieło sztuki też nie ma żadnej wartości. Ona musi dopiero zostać mu nadana. W wypadku złotówki gwarancją wartości jest Narodowy Bank Polski. Notabene partner przy wystawie Ekonomia w sztuce. W wypadku sztuki sprawa jest trudniejsza i zdecydowanie bardziej skomplikowana. Wartość dzieła opiera się na umowie, którą gwarantują - lepiej lub gorzej - galerie komercyjne, kolekcjonerzy, muzea i krytycy.

- Czy "Ekonomia w sztuce" pokazuje mechanizmy ekonomiczne działające w świecie sztuki lub finansowania kultury?

- Nie, chociaż te tematy się pojawiają. Na przykład Luchezar Boyadjiev w pracy GastARTbeiter przedstawia artystę jako mechanizm generujący koszty, pokazuje, ile kosztuje artysta. Sugeruje porównanie kosztów artysty z wartością jego pracy. Stawia pytanie, czy kultura potrafi sama siebie wycenić. Jest też kilka prac pokazujących absurdalność zbyt dosłownego łączenia sztuki z ekonomią. Christof Buchel wystawił na sprzedaż zaproszenie do udziału w Manifesta, ważnym festiwalu sztuki europejskiej. Na aukcji internetowej - wychodząc od jednego dolara - uzyskał cenę 15 tysięcy dolarów. Pokazał w ten sposób, jaką wartość może mieć udział w tej imprezie.

- Trudno jednak nie zauważyć, że wystawa "Ekonomia w sztuce" prezentowana jest właśnie teraz, w czasach kryzysu.

- Lubimy być na czasie. Kryzys obecnie zawładnął umysłami, zarówno medialnymi jak i politycznymi. Naruszone zostało poczucie bezpieczeństwa zadowolonej z siebie Europy. Przy okazji kryzys pokazał, że ekonomia nie jest nauką ścisłą. Finansiści okazali się czarownikami z zaklętego banku, którzy udawali racjonalność, a tak naprawdę robili samolociki z banknotów, z których większość lądowała w rzeczywistości wirtualnej. Wrzucono nas w opowieść science fiction.

- Od teorii przejdźmy do praktyki. Chciałem zapytać o muzeum czasów kryzysu. Odczuwacie zawirowania na rynku finansowym?

- Oczywiście. Zmniejszono nam dotację. Na szczęście jestem przyzwyczajona do oszczędzania i do robienia rzeczy tanio. Poza tym, im większa i bardziej prężna instytucja, tym większy respekt w kręgach władzy, a co za tym idzie, większe bezpieczeństwo finansowe. Odczuwam kryzys, ale zdecydowanie poniżej progu bezradności. Muszę bardzo uważać na pieniądze, ale jednocześnie wiem, że przy precyzyjnej organizacji jesteśmy w stanie robić wystawy, wydawać kolejne publikacje i przy tym wszystkim mieć nadzieję na przyszłość.
- A na czym oszczędza się w czasach kryzysu w muzeum sztuki współczesnej? Rezygnujecie z zakupów?

- Zakupy to odrębny budżet. W Polsce mamy specjalny program ministerialny - osiem milionów złotych rocznie - na zakupy kolekcyjne dla muzeów sztuki współczesnej. Te pieniądze są dzielone według wniosków między 4 muzea. Każde muzeum musi mieć wkład własny, mniej więcej w wysokości 15 procent. Jeżeli nie bawimy się w kupowanie "warholów", to te pieniądze wystarczają. Więc kolekcja nie spędza mi snu z powiek.

- Jednym słowem, bajka. Żadnych uwag?

- Bajka to najczęściej nic dobrego. Chodzi o możliwość działania. A to mamy.

- A jest problem w porozumiewaniu się między władzą a kulturą?

- Ja nie jestem dobrym przypadkiem do szukania tego typu problemów. Może dlatego, że MOCAK - pierwsze wybudowane od podstaw muzeum sztuki współczesnej w historii Polski - ma uznanie władz. Bardzo szybko rozwinęliśmy działalność, w ciągu dwóch lat zrobiliśmy trzydzieści wystaw i wydaliśmy trzydzieści kilka publikacji. Świetnie działa biblioteka, edukacja, fantastycznie rozrasta się kolekcja, więc trudno nas nie kochać. MOCAK, razem z Muzeum Historycznym, wpłynął na zmianę oblicza Zabłocia i dzięki tej inwestycji udało się uratować legendarną Fabrykę Schindlera. Kraków to przede wszystkim kultura. Tu nie ma wielkiego biznesu ani fabryk. Kultura to jedyny przemysł, jaki mamy do zaoferowania. To jest krakowski potencjał ekonomiczny. Oczywiście, czasem dotacje czy granty są rozdzielane zbyt "sprawiedliwie", to znaczy pomaga się miejscom zastygłym, a nie tym, które są progresywne. Ale na tym zacinają się wszystkie mechanizmy finansowania kultury.

- A największy problem sztuki współczesnej w Krakowie?

- Głęboki lęk społeczny przed taką sztuką. Z tego wynika brak sponsorów, którzy obawiają się dawać pieniądze na przedsięwzięcia "rewolucyjne". Tu mamy trochę do nadrobienia w stosunku do świata. W większości krajów - z którymi entuzjastycznie się porównujemy - nie ma tego problemu i kultura współczesna jest w znacznym stopniu finansowana z prywatnych funduszy. Współczesność to nasz obowiązek. Historia to zabawa, przyjemna rozrywka po godzinach. Na szczęście banki i biznes polski zaczynają do tego dorastać. MOCAK-owi udało się pozyskać firmę Re-bau, która wyremontowała budynek starej portierni Schindlera, gdzie będzie galeria dla studentów. A okna wymieniła tam firma Hansen. Ale to wszystko za mało.

Dużym problemem sztuki współczesnej w Polsce jest brak rynku sztuki adekwatnego do populacji i ważności naszego kraju. Nie ma kolekcjonerów sztuki współczesnej, a co za tym idzie, nie ma wystarczającej liczby galerii komercyjnych. Więc artyści są biedni i uciekają do innych zawodów. Średnio prosperujące galerie nie kupują reklam, więc nie ma profesjonalnych czasopism, które żyją z reklam galerii komercyjnych. I tak jedno hamuje drugie.

PRZYJDŹ NA DEBATĘ

Naszą akcję zatytułowaną "Kultura pod ścianą" wieńczy dzisiejsza otwarta debata, która rozpocznie się o godz. 16 w Artetece Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej w Krakowie (wejście do budynku od ul. Szujskiego).

Zapraszamy wszystkie osoby związane z kulturą, które chciałyby porozmawiać o tym, jak powinno wyglądać zarządzanie tą dziedziną. Swój udział potwierdzili już zarówno ludzie tworzący instytucje i organizacje kultury, jak i urzędnicy. Wstęp wolny.

Na naszych łamach dotychczas wypowiadali się: Zofia Gołubiew, Jacek Krupa, Piotr Sieklucki, Bartosz Szydłowski, Ana Nowicka, Beata Płoska, Krystian Lupa, Krzysztof Orzechowski, Paweł Przytocki, Jan Tomasz Adamus, Jacek Purchla, Dariusz Wiśniewski czy Małgorzata Płysa i Matt Schulz.

Wierzymy, że wspólna rozmowa może pomóc w pokonaniu problemów i rozwoju kulturalnych idei.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski