Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wyprawa wsparcia

Redakcja
Choć wydawało się nie do pojęcia, tak było. 15 marca, czyli w ostatni czwartek, nie znalazłem ani w ciągu dnia, ani w tzw. głównych wieczornych wydaniach dzienników telewizyjnych jednej relacji, małej choćby scenki przekazanej z Budapesztu.

Leszek Długosz: Z BRACKIEJ

Nie ujrzałem niczego w żadnej z tzw. obiektywnych niezależnych telewizji. A odgadnijcie, któraż to z nich nie zgłasza roszczeń do takiego miana? Przecież do manifestującej w tym dniu w Budapeszcie rzeszy Węgrów, z wyrazami wsparcia, pociągnęło tam kilka tysięcy Polaków! Kto orientuje się w polityce polskich mediów, domyśli się łatwo – skądże taki ostracyzm w tym temacie. No bo gdyby... Ciśnie się dalej... Ach, no bo gdyby to Inni Polacy (a nie prawicowe oszołomstwo spod znaku „Gazety Polskiej”), gdyby to inni postępowi i światli Polacy, spod innej gazety, pociągnęli do innych Węgrów? Obfitości doniesień i zachwytów nie brakowałoby. To pewne. Zalewałyby nas.

Na szczęście mamy internet. Z premedytacją więc przytaczam fragmenty spośród tego, com znajdował tego wieczora na internetowych portalach. A niech i za moją przyczyną trochę szerzej będzie wiadome, co powinno być wiadome. Czyli – co się tego dnia w Budapeszcie „wyprawiało”. (I czego w Warszawie się nie pokazało.)

Najpierw jednak kilka zdań „historycznego przypomnienia”. 15 marca 1848 roku na Węgrzech rozpoczęło się powstanie. Miało doprowadzić do wyzwolenia spod panowania austriackiego. Powołano parlament i niezależny rząd, na czele którego stanął Lajos Kossuth. Rewolucję węgierską poparł emigracyjny rząd polski. W walkach – z połączonymi wojskami austriacko–rosyjskimi – po stronie węgierskiej walczyli Polacy. Pod gen. Józefem Wysockim. W ostatnim etapie powstania naczelnym wodzem armii węgierskiej został gen. Józef Bem. Dla Węgrów to wielki ich Duch. (Ich „Ojczulek”). Dzień 15 marca stał się znakiem odniesienia. Narodowym dniem świątecznym.

W obecnej sytuacji państwa węgierskiego, w dniu historycznego i dzisiejszego ich świętowania, pociągnęli ze wsparciem również Polacy. Rzec chyba można – odnaleźli się w tej tradycji. A przebiegając listę, edukacyjnie dołączmy: węgierskie wsparcie w 1920 roku, okres okupacyjnego schronienia się Polaków na Węgrzech, dopiszmy rok 1956. To takie wybrane punkty na wspólnej mapie. Na wspólnej tej mapie historii i losów. By już nie sięgać do dziejów Pierwszej Rzeczpospolitej, do wspólnych panujących, solidarnego wojowania z Turcją.

Wróćmy do dziś. Zorganizowane przez Kluby „Gazety Polskiej” autobusy i pociąg specjalny, wszystko to ruszyło do Budapesztu z wielką „wyprawą wsparcia”.

Oto tego dnia (czyli w czwartek 15 marca) czytam na portalach internetowych: „Na placu Kossutha w centrum Budapesztu jest kilka tysięcy Polaków! Po przejściu z Góry Zamkowej nasi rodacy zostali owacyjnie przyjęci przez gospodarzy. Na ten moment utworzyli oni specjalny uroczysty szpaler”. Węgierskie portale internetowe z przyjazdu tysięcy Polaków uczyniły informację dnia. Na głównym placu Budapesztu, na placu Kossutha wyłoniło się „morze biało–czerwonych flag ze znakiem solidarności”. Ze znakiem będącym wsparciem dla premiera Viktora Orbana. Nie mogło też zabraknąć hasła oczywistego – „Polak Węgier dwa bratanki”. Plac i okoliczne ulice wypełnił tłum szacowany na około 300 tysięcy. Do obecnych wśród Węgrów kilku tysięcy Polaków zwrócił się premier Orban, mówiąc po polsku: „Za wolności waszą i naszą!”.

Cóż... Tego dnia telewidz w Polsce tego obrazu nie mógł zobaczyć. I żeby tak było, komuś zależało. To oczywiste.

Pociąg do Budapesztu wyruszył z Warszawy dzień wcześniej, zatrzymując się po drodze (zabierając kolejnych uczestników) w Radomiu, Kielcach, Krakowie, Tarnowie, Nowym Sączu. Na ostatnim w Polsce przystanku, czyli w Nowym Sączu jakaż niespodzianka! Siostry zakonne od św. Kingi (wiadomo, patronat i żywe widać wciąż polsko–węgierskie wstawiennictwo działa i zobowiązuje) przybyły na dworzec ze swoimi wypiekami, z poczęstunkiem przygotowanym dla podróżnych. Miałem plan i wielką ochotę pociągnąć z tą wyprawą. Myślę, że warto było przeżyć takie tam chwile, pod wspólną chorągwią. Chwile łączności i ze sprawą, i jednocześnie, tak to określę – łączności z tradycją. Niestety splot niedobrych okoliczności (w tym zdrowotnych) nie pozwolił mi wypuścić się na Węgry! Ach, nawet nie zszedłem na dół, na ulicę Bracką, słysząc tego dnia pod Ośrodkiem Węgierskim (czyli vis a vis moich okien) manifestację. Śpiewy i głosy poparcia dla Węgrów. Ale róże, które goście do domu dopiero co przynieśli, poleciały z okna ku Zebranym. (A zwłaszcza ku przemawiającej akurat szefowej Ośrodka Węgierskiego w Krakowie). Tyle więc milej i raźniej mi było. Żem się tym sposobem, wyraźniej przyłączył. A ofiarodawca róż? Cóż... Pewny jestem, zrymowałby się też z tym gestem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski