Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wystawianie języka

Redakcja
"Przepraszam, ale słabo mówię po angielsku". Czy to wyznanie zagadniętego przechodnia? Kasjerki? Taksówkarza? Nie - to słowa studentki biorącej udział w konkursie językowym.

Dawid Juraszek: CHIŃSKI SYNDROM

Chińczycy chcą nie tylko uczyć się od świata, ale także uczyć świat o sobie, a do tego trzeba znać angielski. Zapotrzebowanie jest tak duże, że szkoły i uczelnie nie stronią od zatrudniania nauczycieli nie tylko amerykańskiej, brytyjskiej czy australijskiej narodowości. Gdyby nie to, nie byłoby mnie tutaj.

W TV furorę robi Crazy English, program, w którym Chińczycy wyrzucają z siebie mowę Szekspira z prędkością karabinu maszynowego. Podręczniki, samouczki, elektroniczni tłumacze to codzienność wielu młodych. Proces wciąż trwa, więc natknąć się na sprawnie posługującego się angielszczyzną Chińczyka nie jest łatwo, w przeciwieństwie do porażających błędami tekstów informacyjnych, ale z roku na rok tych pierwszych jest więcej, tych drugich zaś mniej.

Umiejętności dowieść można na konkursach studenckich. Organizuje się je na różnych szczeblach - w ramach wydziału, szkoły czy kilku uczelni. Miałem niedawno okazję przyjrzeć się paru takim imprezom. Na jednej dziewięciu uczestników prezentowało się kilkudziesięcioosobowej widowni, na drugiej - dwudziestu jeden kilkusetosobowej. Każdy z uczestników poza imieniem i nazwiskiem przedstawiał się mottem. A te były inspirujące: "Jeśli życie cię kopie, spraw, by kopało cię do przodu!", "Przemawiam, olśniewam, spójrz na mnie i zadziw się!", "Jedno dzisiaj warte jest dwóch jutr", "Niczego nie szukam, niczego nie znajduję, i dlatego tu jestem!", "Każdy pies ma swój dzień - dziś jest mój dzień!", "Muszę, chcę i dam radę!!!".

Im wyżej w hierarchii, tym bardziej sformalizowane są to imprezy. Przemówienia na zadany temat, jedno podobne do drugiego, rutynowe pytania, te same procedury... Im jednak niżej, tym ciekawiej.

Chińczycy nie mają zupełnie poczucia "obciachu" w dziedzinie śpiewu. Gdy statystyczny Polak dostaje gęsiej skórki na myśl o zaśpiewaniu czegoś publicznie, Chińczycy bez skrupułów ćwiczą struny głosowe w autobusie, na ulicy czy dworcu. Uczestnicy konkursów nie są wyjątkiem. Mikrofon w dłoń i już widownia słucha jednej piosenki za drugą. Większość śpiewa przy muzyce z komputera, ale jedna dziewczyna siada na krześle z gitarą niczym Eric Clapton.

Kolejna konkurencja - odgrywanie scenek z filmów. Disneyowska komedia rodzinna w interpretacji chińskich studentów staje się autentycznie zabawna. Robi się jeszcze śmieszniej, gdy para uczestników wciela się w Kate Winslet i Leonardo DiCaprio. Projektor wyświetla niemą wersję niezwykle tu popularnego "Titanika", a uczestnicy dbając bardziej o tempo niż intonację odczytują napisy, dzielnie znosząc psikusy płatane przez odtwarzacz. Temperatura rośnie... Niestety, scena, gdy Kate i Leo już-już mają się pocałować, okazuje się ostatnią, co widownia przyjmuje rzecz jasna rozczarowaniem.

Atmosfera staje się napięta, gdy do akcji wkraczają sędziowie. Czym innym jest odegrać przygotowaną scenkę czy zaśpiewać ulubioną piosenkę, czym innym odpowiedzieć na podchwytliwe pytanie. No bo jak tu z miejsca wygłosić minutowe przemówienie na temat: Mowa jest srebrem, a milczenie złotem; czy mowa też może być złotem? Zaskoczony uczestnik jąka się, powtarza w kółko jedno zdanie, ale powstrzymuje się od wystawienia języka (co oznacza tu zakłopotanie). Następna uczestniczka, zapytana przez inną jurorkę, co uznaje za swą największą słabość, a co za zaletę, traci wątek, wystawia język, a wreszcie wyznaje, że zbyt słabo mówi po angielsku. Wracamy do sędzi numer jeden. Ta przeprasza pierwszego uczestnika za sprawienie mu kłopotu i zadaje pytanie kolejnemu nieszczęśnikowi: czy miłość w internecie to zagrożenie dla miłości prawdziwej? Wyjaśnianie, czym jest cyberlove trwa dłużej, niż samo przemówienie...
Imprezę wieńczy guzheng, na którym studentka gra niepokojącą melodię. Ten antyczny instrument strunowy można podziwiać np. w filmie Trzy Królestwa, gdzie bohaterowie grają na nim brawurowy duet. Nagle opleciona kablami sala w sercu roztrąbionego klaksonami miasta przenosi nas muzycznie do czasów, gdy o angielszczyźnie w Państwie Środka nikt nie słyszał. Ale, cytując jeszcze jedno motto, przyświecające niepełnosprawnemu uczestnikowi podpierającemu się bambusowym kijem, "Przeszłości nie da się zmienić, ale przyszłość tak!"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski