Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wyższe ceny prądu: zrzutka na kopalnie

Zbigniew Bartuś
Zbigniew Bartuś
(zdjęcie ilustracyjne)
(zdjęcie ilustracyjne) Paweł Lacheta
Podwyżki. W przyszłym roku zdrożeje energia elektryczna. Do końca dekady jej ceny mogą się nawet podwoić. Zagrozi to domowym budżetom, ale i gospodarce.

Z wniosków napływających do Urzędu Regulacji Energetyki (URE), który zatwierdza taryfy, wynika, że dostawcy energii chcą podwyżki opłat dla firm i gospodarstw domowych od stycznia 2017 r. Gdyby URE się zgodził, prąd może zdrożeć w sumie nawet o 5 proc. Decyzja zapadnie w połowie grudnia.

PRZECZYTAJ KOMENTARZ AUTORA: Zyski górnika, straty podatnika

Już dziś hurtowe ceny prądu są u nas wyższe niż w Niemczech. A koszty energii wpływają silnie na konkurencyjność kraju: zbyt wysokie - mogą zatrzymać eksport i spowodować wyprowadzkę z Polski przemysłu, zwłaszcza energochłonnych hut i cementowni. Wraz z prądem drożeją też towary w sklepach, w tym chleb.

Jako jedyni w Europie aż 80 proc. energii wytwarzamy z coraz mniej lubianego w UE węgla. Miał nam on zapewnić nie tylko bezpieczeństwo energetyczne, ale i tani prąd. Ale szanse na to są mizerne. - Z powodu zaniedbań poprzednich rządów górnictwo węgla kamiennego jest w stanie katastrofy. Obecny rząd zabrał się na poważnie za naprawę. Ale to kosztuje i będzie kosztować, co musi się przełożyć na ceny energii - mówi Janusz Steinhoff, ekspert od paliw i energii.

CZYTAJ RÓWNIEŻ: Polska przeciwko Europie: czy węgiel zapewni nam tanią energię, bogactwo i świetlaną przyszłość

Jako minister gospodarki i wicepremier w rządzie Jerzego Buzka w latach 1997-2001 przeprowadził ostatnią jak dotychczas restrukturyzację kopalń: zlikwidował kilkanaście niedochodowych zakładów, z pracy odeszło 100 tys. górników. Branża stanęła na nogi i przez kolejną dekadę przynosiła zyski.

- Reformę przeprowadziliśmy dwa razy szybciej niż Margaret Thatcher w Wlk. Brytanii, i to bez strajków, bo robiliśmy wszystko we współpracy ze związkami, po partnersku. Obecny rząd chce zrobić podobnie. Oby starczyło mu determinacji, bo część załóg i związkowców już się burzy - dodaje ekspert.

Rząd naprawia górnictwo przy pomocy dwóch narzędzi. Po pierwsze, wbrew obietnicom z kampanii wyborczej likwiduje nierentowne zakłady. Jak wynika z programu zatwierdzonego ostatnio przez Komisję Europejską, zniknąć ma w sumie jedna czwarta śląskich kopalń.

Żaden górnik nie zostanie jednak na lodzie: część trafi do ocalałych zakładów, część przejdzie na emerytury, reszta skorzysta z wyjątkowo hojnego wsparcia, w tym dobrowolnych urlopów przedemerytalnych: górnik dołowy, nawet przed czterdziestką, może zrezygnować z pracy i przez 5 lat pobierać 70 proc. pensji plus dotychczasowe świadczenia (nagroda barbórkowa, deputat itp). Może przy tym podjąć inną pracę, nie tracąc świadczeń. Potem dostanie emeryturę. Osłony socjalne i likwidacja zbędnych zakładów pochłoną 8 mld zł. To połowa pieniędzy, jakie Polska wydaje rocznie na naukę. Zapłacą podatnicy, głównie ci, którzy nie mogą liczyć na żadne przywileje.

Drugie rządowe narzędzie służy naprawie kopalń, które mają przetrwać. Potrzebują one wielkich inwestycji, bo obecne pokłady węgla są już w znacznej mierze wybrane. Ale na drążenie nowych nie ma ani grosza. Państwowe koncerny węglowe: jastrzębski, katowicki oraz powstała niedawno na gruzach Kompanii Węglowej (KW) Polska Grupa Górnicza (PGG) są ogromnie zadłużone i wciąż przynoszą straty. W pierwszej połowie roku PGG dopłacała do każdej wydobytej tony 42 zł, czyli więcej niż upadła KW. Koszty naprawy molocha ponoszą państwowe spółki energetyczne, którym rząd kazał „zainwestować” w dołujące kopalnie.

- Łączenie górnictwa z energetyką nie jest wcale głupie i może przynieść korzystny efekt, ale pod warunkiem likwidacji nieopłacalnych kopalń i wyraźnej redukcji zatrudnienia. Natomiast gdyby rząd trwale zakazał elektrowniom kupowania tańszego węgla z importu i polecił zaopatrywać się wyłącznie w drożejące szybko paliwo z państwowych kopalń, to będzie źle - uważa Daria Kulczycka, szefowa departamentu energii i zmian klimatu Konfederacji Lewiatan.

Przestarzałe państwowe elektrownie są niesprawne, więc spalają mnóstwo paliwa i emitują o połowę więcej gazów niż nowoczesne. - Trzeba je zmodernizować, bo inaczej będą wytwarzać energię absurdalnie drogo i zapłacą gigantyczne kary za emisję, co wywinduje ceny prądu. To by było fatalne, bo w stosunku do zarobków prąd już jest u nas bardzo drogi - wyjaśnia ekspert.

Janusz Steinhoff mówi, że przy obecnym stanie elektrowni oraz polityce klimatycznej Brukseli, dążącej do zwiększania kar za emisję CO2, ceny prądu w Polsce mogą w kilka lat wzrosnąć nawet o 100 proc. Jego zdaniem wysłużone elektrownie nie mają wyjścia: albo się zmodernizują, albo padną. Na razie nie mają jednak pieniędzy na inwestycje, bo finansują naprawę kopalń. - Chcą więc sięgnąć do kieszeni konsumentów - mówi b. wicepremier.

CZYTAJ WIĘCEJ: Polska przeciwko Europie: czy węgiel zapewni nam tanią energię, bogactwo i świetlaną przyszłość

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Zwolnienia grupowe w Polsce. Ekspert uspokaja

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski