Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Z powodzią można walczyć

Redakcja
Taka postawa może dziwić zważywszy na fakt, że powódź jest najokrutniejszym kataklizmem, ponieważ jej udział w całości szkód, jakie niosą za sobą wszelkiego rodzaju żywioły, wynosi aż 70 proc.

Działania profilaktyczne powinny być przemyślane i wielokierunkowe

 (INF. WŁ.) - W przypadku powodzi na ogromną skalę nie ma praktycznie ratunku. Można natomiast zminimalizować skutki powodzi lokalnej, mniej groźnej, ale pod warunkiem, że systematycznie prowadzi się działania profilaktyczne i są one przemyślane, wielokierunkowe. W Polsce, niestety, takie działania należą do rzadkości - twierdzi doc. Wojciech Chełmicki, kierownik Zakładu Hydrologii Instytutu Geografii i Gospodarki Przestrzennej UJ.

Dajmy miejsce naturze

 Gdy cztery lata temu Polskę dotknęła wielka powódź, sporo mówiło się o tym, że gdybyśmy mieli więcej zbiorników retencyjnych, to skutki kataklizmu byłyby znacznie mniejsze. Fachowcy tłumaczyli wówczas, że zbiorniki retencyjne są jedynym rozwiązaniem, gdyż mogą zahamować tempo przepływu wody w rzekach, a tym samym zmniejszyć falę powodziową. I dzisiaj niemal wszyscy eksperci doceniają ich rolę, ale dodają, że konieczne jest zadbanie o wiele innych zabezpieczeń przeciwpowodziowych. Doc. Wojciech Chełmicki twierdzi, że równie istotne jest takie zagospodarowanie dorzecza, by grunt mógł w razie opadów przyjąć jak najwięcej wody. - Retencja naturalna kosztuje znacznie mniej, a jest bardzo skuteczna. Musimy dać naturze trochę miejsca, czyli pozwolić wodzie rozlać się na niezamieszkanych częściach dolin rzecznych - przekonuje nasz rozmówca. Doc. Chełmicki opowiada się również za stworzeniem dużej ilości małych zbiorników retencyjnych, które są znacznie tańsze niż duże, a można je tworzyć wykorzystując także naturę, czyli stawy, zagłębienia terenu itp. miejsca.

70 proc. nieświadomych

 Roman Konieczny, pracownik krakowskiego Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej, zajmujący się metodami zmniejszania skutków powodzi, przypomina, że z powodzią mamy do czynienia wówczas, gdy woda wyrządza szkody człowiekowi. Kiedy natomiast tego nie czyni, mówimy o wezbraniu rzek. Specjalista z IMiGW twierdzi, że dawniej ludzie czuli granicę, gdzie mogą się budować, a gdzie nie powinni tego robić, by ich domy nie zostały zalane w razie powodzi.
 - Dzisiaj niemal na każdym kroku widzimy, że buduje się na terenach zalewowych - mówi. - W 1997 roku około 70 proc. ludzi nie zdawało sobie sprawy, że mieszkają na terenach, gdzie może wystąpić powódź. To wręcz nie do uwierzenia - dodaje Roman Konieczny. Nasz rozmówca ma świadomość tego, że nie da się usunąć ludzi z terenów zalewowych ani też nie uda się powstrzymać budowania na takich terenach. Dlaczego? - Ponieważ są to bardzo atrakcyjne miejsca.
 Doc. Wojciech Chełmicki rozmiar budowania się na terenach zalewowych określa dosadnie: -_ Mamy do czynienia z patologią. _Hydrolodzy i geomorfolodzy uważają, że władze gminne powinny konsultować z nimi plany zabudowy terenów.

Trzeba zmienić mentalność

 Roman Konieczny twierdzi, że skoro nie da się powstrzymać procesu osiedlania ludzi na terenach zalewowych ani też nie uda się ich wysiedlić z takich terenów, to należy pomyśleć o innym rozwiązaniu. - Trzeba przygotować ludzi na przyjście powodzi - tłumaczy specjalista z IMiGW. - Należy skupić się na kilku podstawowych sprawach. Po pierwsze, trzeba stworzyć sprawny system wczesnego ostrzegania przed powodzią. Do tej pory nie działa on skutecznie. Po drugie - z głową należy budować nowe domy na terenach zalewowych oraz remontować stare. Po prostu w takich domach powinno się stosować odpowiednie materiały budowlane, np. na parterze lepiej nie układać parkietu, tylko kłaść posadzkę betonową lub ceramiczną. Lepiej również na parterze nie zakładać warsztatów z drogim sprzętem, nie budować garaży, nie ustawiać cennych rzeczy itp. Po trzecie - należy podnieść zdecydowanie świadomość ludzi zamieszkujących takie obszary, nauczyć ich reagować na wypadek powodzi. Powinno się zatem stworzyć skuteczny system edukacyjny i objąć nim wszystkie zagrożone rodziny. Obecnie ludzie czekają na pomoc, są bierni. Taką postawę koniecznie trzeba zmienić. Jeśli nie staną się aktywni w czasie powodzi, to wszelkie środki techniczne niewiele dadzą.

Zbiorników retencyjnych

też jest za mało

 Nikt, oprócz chyba ekologów, nie neguje potrzeby budowania zbiorników retencyjnych. Obecnie w Polsce działa ich 70. Fachowcy twierdzą, że to stanowczo zbyt mało. Ich zdaniem, przydałoby się 3 razy tyle. Łączna pojemność zbiorników retencyjnych w całym kraju stanowi obecnie tylko około 6 proc. objętości średniego rocznego odpływu wód z obszaru Polski. Hydrolodzy twierdzą, że to bardzo mało, nie tylko w stosunku do innych, bogatszych w wodę krajów, ale również w stosunku do naszych możliwości. Te, ich zdaniem, wynoszą około 15 proc.
 Problemem są pieniądze. Koszt wybudowania jednego zbiornika wynosi 2 - 2,5 mld zł, czyli jedną osiemdziesiątą budżetu państwa.__Według zwolenników budowania zbiorników retencyjnych, taka inwestycja zwraca się jednak szybko. Podają przykład: gdyby nie zbiornik na Dunajcu w Czorsztynie, to powódź w dolinie tej rzeki w 1997 r. byłaby w skutkach podobna do powodzi z 1934 r., kiedy to m.in. Nowy Sącz znalazł się pod wodą.

Wały też nie zawsze

pomagają

 Doc. Wojciech Chełmicki tłumaczy, że obudowanie koryt rzecznych - np. przez obwałowanie - chroni przed wylaniem, ale z drugiej strony fala powodziowa przemieszcza się wówczas znacznie szybciej, co powoduje spiętrzenie wody w dalszym biegu rzeki. - Ponadto wały dają złudne poczucie bezpieczeństwa i dlatego najgorsze konsekwencje powodzi dotykają tych, którzy mieszkają za wałami, gdyż oni do końca wierzą, że wały ich ochronią - dodaje Roman Konieczny.

Kanały i lasy

 Podtopień w miastach - na skutek opadów - niekiedy można byłoby uniknąć, gdyby kanały odpływowe nie były zatkane. Dzisiaj z braku pieniędzy lub lenistwa wiele z nich jest niedrożnych.
 Jeszcze kilkadziesiąt lat temu funkcje retencyjną spełniały lasy. Obecnie taką rolę pełnią w znacznie mniejszym stopniu. - Powinniśmy zatem jak najwięcej terenów zalesiać, głównie w górach, gdzie lasy skutecznie mogą chronić przed powodzią - mówi doc. Chełmicki. - W miastach natomiast grzechem jest zabieranie terenów zielonych po to, by układać na nich nieprzepuszczalny asfalt.
WŁODZIMIERZ KNAP

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski