MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Zaangażujmy krakowian do zabawy

Redakcja
Maciej Łataś FOT. ANNA KACZMARZ
Maciej Łataś FOT. ANNA KACZMARZ
ROZMOWA z MACIEJEM ŁATASIEM, specjalistą od marketingu sportowego - o przyciąganiu kibiców i planie minimum

Maciej Łataś FOT. ANNA KACZMARZ

- Wyjeżdża Pan z Krakowa w czasie Euro?

- Nie. A dlaczego?

- Bo sam Pan mówił, że niewiele będzie się tutaj działo.

- Szczerze mówiąc, pojechałbym obejrzeć jakiś mecz, ale... nie wylosowałem biletu. W takiej sytuacji nie mam zamiaru wyjeżdżać, choć to, że nie będzie żadnego meczu w Krakowie nadal mnie trochę boli.

- Ale będzie strefa kibica na Błoniach...

- I z profesjonalnej ciekawości na pewno do niej zajrzę. Kiedyś miałem okazję zobaczyć jak była ona zorganizowana w dużych miastach podczas mundialu w Niemczech. Będę mógł porównać.

- I tylko tyle? Z profesjonalnej ciekawości?

- Tak. Ciągle nie widzę oferty, która by zwróciła moją uwagę. Jako kibica.

- Wiceprezydent Magdalena Sroka mówiła nam niedawno, że piłkarska strefa na Błoniach ma stać się centralnym punktem Euro, natomiast generalnie Kraków ma być wolny od Euro, aby nie zniechęcić innych turystów. To dobra strategia?

- Piłkarskie mistrzostwa Europy są wydarzeniem tak dużym, że można je tylko porównać do mundialu albo igrzysk olimpijskich. Skupiają ogromne rzesze fanów sportu i nie tylko. Zajmują się tym wszystkie media, środowiska opiniotwórcze. Tworzy się naturalny klimat wspólnej celebracji. Sztuczne odcinanie się od tego jest błędem.

Być może taka strategia byłaby dobra, gdyby do Krakowa nie przyjeżdżały trzy mocne reprezentacje. Ale jest inaczej! Jako ośrodek turystyczny Kraków już ma dużą reputację w Europie. Teraz wiele zależy jednak od miasta, na ile aktywnie będzie starało się dotrzeć z informacją do osób, które mogą tu przyjechać na Euro. Mam na myśli serwisy internetowe, ale również instrumenty mobilne, aplikacje na smartfony itp. Ta droga wydaje się ciągle niewykorzystana.

- Pan uważa, że władze Krakowa zachowują się pasywnie?

- Tak. I mówię to na podstawie wielu rozmów z osobami z magistratu. Oczywiście, może urzędnicy nas jeszcze czymś zaskoczą, odsłaniając karty na początku czerwca, ale nie chce mi się w to wierzyć.

Najbardziej zaskakuje mnie to, że dla mieszkańców Krakowa i fanów futbolu - również tych, którzy przyjadą - nie ma ciekawych propozycji. A przecież mamy wielkie tradycje futbolowe. Jeżeli wziąć pod uwagę statystki, że około 50 procent populacji w naszym kraju interesuje się piłką nożną, to kibiców jest bardzo dużo.

Nie rozumiem, dlaczego nie prowokuje się aktywnego zaangażowania społeczności lokalnej, abyśmy mieli poczucie, że miasto będzie żyło tą imprezą.

- To ogólne spostrzeżenia. A konkretne pomysły?

- Skoro do Krakowa mają przyjechać trzy reprezentacje z bardzo aktywnymi grupami kibiców, to można byłoby też zaangażować Polaków i podzielić Kraków na cztery strefy: angielską, holenderską, włoską i polską. Można też udekorować miasto w barwy narodowe wszystkich czterech państw i wspólnie się bawić. To pretekst do wielu pomysłów. Można byłoby urządzić minimistrzostwa w Krakowie z udziałem czterech reprezentacji młodzieżowych.
- Będą takie mistrzostwa dzieci do lat 11 pod egidą szkółki piłkarskiej Szymkowiaka i Frankowskiego. Przyjadą znane ekipy: Juventus, Inter, Everton. To już coś.

- No tak, ale co poza tym? A możnaby przecież zaprosić również oldbojów z tych krajów. Mogliśmy zorganizować wiele imprez, ale nie moderowanych przez Carlsberga w strefie na Błoniach, tylko np. na Rynku. Wieża Ratuszowa z każdej strony powinna być udekorowana flagą każdego z krajów. Może pojazdy komunikacji miejskiej powinny jeździć w barwach narodowych. W Niemczech odnosiło się wrażenie, że w każdym z miast organizatorów mundialu nie ma fragmentu ulicy, ważniejszego skrzyżowania, które kontekstowo nie wpisywałoby się w mistrzostwa. I wiele akcentów narodowych. To sprzyja integracji.

W Krakowie takie rzeczy nie są planowane. Pytałem o to w magistracie.

- A imprezy kulturalne? Też jest ich za mało przy okazji Euro?

- Żeby nie tylko krytykować, bardzo podoba mi się pomysł wystawy "Sport w sztuce" organizowanej w MOCAK-u, czy ekspozycja w Muzeum PRL-u "Do przerwy 0:1. Piłka nożna w PRL". To są jednak imprezy wymyślane nie na zamówienie miasta, tylko z pomysłów rodzących się oddolnie.

- Ostatnio angielski The Sun napisał o Krakowie, we właściwym sobie stylu, jako o "mieście noży". Tak są podtrzymywane niekorzystne dla nas stereotypy. Pytanie, jak to zmienić? Brakuje promocji w krajach, z których przyjadą do nas kibice?

- Miasto nie powinno liczyć tylko na to, że gazety w Anglii, Holandii czy Włoszech w naturalny sposób będą pisać o Krakowie. Bo oni wybierają tematy, jakie im pasują. A to my powinniśmy "produkować" dla nich newsy, prowokować różnego rodzaju okoliczności. Jeśli tego nie robimy, to wtedy właśnie taka bulwarówka wymyśla różne bzdury. To dobry przykład taktyki, którą mogą kierować się angielskie gazety: jak nie ma newsa, to się go wymyśla. Zresztą, nie pierwszy raz. Niedawno słyszeliśmy o rzekomo głośnym hejnale, który może zakłócić spokój angielskich piłkarzy. Kolejna bzdura.

- To może specjalna kampania reklamowa w tych krajach powinna być prowadzona?

- Owszem, ale już przynajmniej od półtora roku. Problem polega na tym, że - z tego co wiem - wszystkie miasta-gospodarze plus Kraków, od 2009 roku mocno obcięły budżety na promocję.

Wprawdzie Kraków jest najbardziej rozpoznawalną marką w Europie ze wszystkich polskich miast, ale...

- ..właśnie dlatego władze liczą, że tak czy inaczej wszystkie media tutaj przyjadą i będą wysyłać stąd swoje relacje. To już będzie promocja.

- Zgadzam się. Tylko, że to jest bardzo mało ambitny plan minimum. Na zasadzie: "coś ktoś napisze, cieszmy się". Tymczasem, niedużym nakładem środków i energii, można byłoby wyciągnąć świadomie zaplanowane zyski.

Prosty przykład, strategia promocyjna Krakowa jest zbalansowana pomiędzy dwa targety: najpierw był masowy, czyli przyciąganie zwykłych ludzi na tanie piwo i niedrogie rozrywki. Gdy okazało się, że miasto niekoniecznie musi na tym zyskiwać, szybko wprowadzono opcję premium, czyli przyciągnięcie turysty bardziej wyrafinowanego, wykształconego.
Zmierzam do tego, że moglibyśmy tak kierować przekazem, aby przy okazji Euro docierać przede wszystkim do tej drugiej grupy. Ja tego nie zauważam.

- Która nacja, z tych trzech, może być dla Krakowa najbardziej wartościowa?

- Z punktu widzenia - jeszcze raz powtórzę, choć to może nieładnie brzmi - targetu premium, Holendrzy i Anglicy. Stopa życiowa jest tam wyższa, statystycznie Holendrzy są najlepiej wykształceni. Myślę, że w tych dwóch przypadkach warto byłoby zastosować taką taktykę.

Włosi to przede wszystkim kibic masowy. Choć Anglików jest takich wielu.

- To konkretnie: Pana zdaniem, dużo przyjedzie kibiców premium czy będą to tylko kibice masowi?

- Z opracowań, które przeglądałem po mistrzostwach świata w Niemczech czy ostatnim Euro w Austrii i Szwajcarii, na imprezę przyjeżdżają głównie "statystyczni" obywatele, średnio ustabilizowani finansowo.

Oczywiście, pewną część stanowili też kibice bardziej zamożni, ale oni zwykle podróżowali osobno i oczekiwali też innej propozycji. Chodzi o to, żeby ich przyciągnąć w jak największej liczbie. Aby to zrobić, trzeba mieć jednak konkretny plan.

- Do tego coraz częściej pojawiają się też wątpliwości, czy "tradycyjni" turyści nie zrezygnują w tym czasie z przyjazdu do Krakowa.

- Jest takie zagrożenie. Tu wracamy do tego, na ile Kraków będzie kojarzył się z miastem całkowicie bezpiecznym i jaki przekaz medialny dotrze do potencjalnych kibiców na zachodzie Europy.

- Urzędnicy przekonują, że poza strefą Fun Kraków na Błoniach, będzie wiele imprez wartych zobaczenia, często takich, które tradycyjnie odbywają się tym okresie, np. Opera Rara, Miesiąc Fotografii, Jarmark Świętojański, Festiwal Kultury Żydowskiej. To odpowiednia oferta?

- Nie chcę przesadzać, ale myślę, że to jest pewna manipulacja. Mówimy o imprezach, które są na stałe w kalendarzu. Twierdzenie, że one mają wpasowywać się w nastrój Euro jest nadużyciem.

Miasto stara się przekonywać, że zrobiło wiele, żeby wpasować się w kontekst Euro, ale jak ściśniemy to wszystko, wychodzi, że to są bardziej życzenia, a nie rzeczywiste działania.

- Kiedy rozmawialiśmy przed kilkoma miesiącami, mówił Pan tak: "zarobek branży hotelowej będzie stanowił wierzchołek góry lodowej przy tym, jakie obroty uzyska Kraków w związku z przyjazdem kibiców". Dzisiaj by Pan to powtórzył? Innymi słowy, czy ciągle możemy mówić o takim optymizmie jak wtedy?

- Przy sprzyjających okolicznościach - może nawet o większym. Bo dzisiaj wiadomo, jak reaguje Europa na wydarzenia na Ukrainie. To szansa również dla Krakowa. Kibice, którzy wybierali się na Euro mogą teraz bardziej wybrać Polskę. Oczywiście, to jedna z opcji.

Z drugiej strony, może być też tak, że część potencjalnych kibiców potraktuje nasze kraje jako jeden wielki interior i w ogóle zrezygnuje z przyjazdu. Wtedy na tym stracimy.

Na takie pytania nie ma dzisiaj jednoznacznych odpowiedzi.
- Jak jednak ten optymizm połączyć dochodzącymi od pewnego czasu sygnałami - jeszcze przed zamachami w Dniepropietrowsku czy bojkotem w związku z sytuacją Julii Tymoszenko - że poziom rezerwacji w hotelach jest daleki od oczekiwanego. Zaskakuje to Pana?

- Mimo wszystko, tak. Dzisiaj możemy mówić tylko o prognozach, ale gdyby rzeczywiście okazało się, że przyjedzie zdecydowanie mniej kibiców niż zakłada miasto, będzie to oznaczało, że nie potrafiliśmy przełamać stereotypów - np. o braku bezpieczeństwa.

- A może jeszcze nie należy wyciągać za daleko idących wniosków i liczyć na tzw. efekt barceloński, czyli wzrost zainteresowania Krakowem w kolejnych latach?

- Efekt barceloński jest całkiem możliwy, ale w stosownej skali. Choć mam wrażenie, że największy turystyczny boom Kraków zaliczył już w latach 2006/2007, to teraz, przy każdym medialnym wydarzeniu miasto potencjalnie powinno dostawać kolejne szanse i tego właśnie życzę sobie i swoim ziomkom. Witz polega na tym, czy będziemy potrafili wykorzystywać optymalnie te szanse, prowadząc aktywną strategię promocyjną, czy będziemy pasywnie czekać aż ktoś za nas zrobi cokolwiek. Przy tym drugim wariancie można się spodziewać miernych rezultatów.

- Słyszał Pan o tym co przygotowuje Wieliczka? Niedaleko bazy Włochów będzie swoista "strefa kibica", w której zostanie przyrządzona największa lasagne. To dobry pomysł?

- Bardzo dobry i jednoznacznie odnoszący się do Włochów. Jestem nawet trochę zaskoczony, bo pierwszy raz o tym słyszę. Ale przykład jest znakomity. Piłka nożna to prosta gra, a przy okazji wielkich imprez chodzi o to, żeby również w prosty sposób zespolić wokół siebie ludzi. Właśnie dzięki takim pomysłom.

Może nawet wybiorę się na małą porcję.

Rozmawiali PIOTR TYMCZAK, REMIGIUSZ PÓŁTORAK

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski