Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zaczarowany dorożkarz

Redakcja
Dwadzieścia lat temu zmarł Jan Kaczara, o którym legenda głosi, że natchnął mistrza Konstantego Ildefonsa pomysłem najsłynniejszego poematu o Krakowie Kraków, jak wiadomo, kocha legendy. Legendy zaś kochają Kraków. Jedną z legendarnych postaci wpisanych na stałe w podwawelski gród jest Jan Kaczara, słynny fiakier krakowski, który zmarł w 1980 r., a przeszedł do historii jako prototyp "zaczarowanego dorożkarza" mistrza Onoszki z arcypoematu Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego. Poemat powstał w 1946 r., a jego pierwodruk nastąpił w "Przekroju". Zaczynał się od słów, których nie uchodzi dziś nikomu nie znać:

JÓZEF BARAN

JÓZEF BARAN

Dwadzieścia lat temu zmarł Jan Kaczara, o którym legenda głosi, że natchnął mistrza Konstantego Ildefonsa pomysłem najsłynniejszego poematu o Krakowie

Kraków, jak wiadomo, kocha legendy. Legendy zaś kochają Kraków. Jedną z legendarnych postaci wpisanych na stałe w podwawelski gród jest Jan Kaczara, słynny fiakier krakowski, który zmarł w 1980 r., a przeszedł do historii jako prototyp "zaczarowanego dorożkarza" mistrza Onoszki z arcypoematu Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego. Poemat powstał w 1946 r., a jego pierwodruk nastąpił w "Przekroju". Zaczynał się od słów, których nie uchodzi dziś nikomu nie znać:
 Zapytajcie Artura
 Daję słowo nie kłamię,
 Ale było jak ulał
 Sześć słów w tym telegramie:
 ZACZAROWANA DOROŻKA
 ZACZAROWANY DOROŻKARZ
 ZACZAROWANY KOŃ
 Dwa lata temu tłum krakowian obserwował uroczystość odsłonięcia na ścianie domu "Pod Murzynami" tablicy upamiętniającej "Zaczarowaną dorożkę" i jej twórcę. O rodowodzie "Zaczarowanej dorożki" mówili m.in. Tadeusz Kwiatkowski i Leszek Mazan. Zdaniem pierwszego z nich, pomysł wiersza powstał w następujących okolicznościach. Tadeusz i Konstanty po suto zakrapianej kolacji w restauracji "U Pollera", wsiedli do dorożki i wędrowali po mieście. Noc była bajecznie księżycowa, właściciel konnego pojazdu zaś okazał się znakomitym kompanem. "Miał sumiaste wąsy", na głowie melonik, "wszystko jak w wodewilu" i sypał niczym z rękawa "autentycznym 13-zgłoskowcem (tu chyba Tadeusz Kwiatkowski przeszarżował - przyp. J.B.) z klasyczną cezurą". Kiedy koń dorożkarski stał we mgle u stóp Wawelu, Gałczyński, oczarowany tym widokiem, wypowiedział sakramentalne słowa: "Zaczarowany koń, zaczarowana dorożka".
 Z kolei zdaniem Leszka Mazana, jednego ze współtwórców legendy mistrza Kaczary, Gałczyński napisał swój wiersz właśnie pod wpływem dorożkarza - wierszoklety. Znajomość mistrza słowa i mistrza bata miała się ponoć zacząć od dialogu:
 - Pan wolny?
 - Żonaty, ale mogę odwieźć do chaty - odrzekł poecie kpiarskim tonem Jan Kaczara, czym go ujął. A ponieważ woził ze sobą na koźle termos z "mocnymi spirytusowemi treściami", obydwaj panowie przypadli sobie do gustu i to tak, że po paru przejażdżkach krakowski fiaker, sypiący na poczekaniu wierszykami, natchnął Gałczyńskiego pomysłem poematu...
 Sukces ma oczywiście wielu ojców chrzestnych. Więc istnieje kilka jeszcze anegdot dotyczących genezy wiersza. Jerzy Ronard Bujański - krakowski reżyser teatralny - opowiadał studentom UJ, że nieraz wędrowali aż do świtu przez nocny, alkoholowy Kraków z Arturem Marią Swinarskim i "Gałą". Podczas jednej z tych popijaw, gdy stali obydwaj u wylotu Floriańskiej, oparci o kamienicę "Pod Murzynami", od strony Małego Rynku wyłoniła się dorożka. Wówczas to - jak głosi ta opowieść - Gałczyński zaczął improwizować "Zaczarowaną dorożkę"...
 Jak było naprawdę, trudno dziś tę tajemnicę odgadnąć. Zresztą mogło być i tak, i siak, i jeszcze inaczej. Możliwe, że wszystkie wersje są prawdziwe, tzn. każda z opisanych sytuacji przyczyniła się jakoś do zrodzenia poematu, który najprawdopodobniej powstał najzwyczajniej w mieszkaniu: przy biurku i lampie, i był owocem nie tyle alkoholowej iluminacji, co przede wszystkim - wytężonego skupienia i mistrzowskiego rzemiosła. Ci, którym się wydaje, że wiersze powstają szast-prast przy piciu gorzały, są naiwni. Moim zdaniem, gdy Gałczyński pił, to pił, a kiedy pisał, to pisał, co oczywiście nie znaczy, iż wiersz nie był syntezą nocnych eskapad mistrza Konstantego. Napisany został jednak absolutnie na trzeźwo, gdyż jest doskonale skomponowany i doprecyzowany w każdym detalu, jak zegarek szwajcarski. Cudów nie ma...

MITY, MITY...

 Czy Jan Kaczara, właściciel dorożki nr 6 (wcześniej nr 32), obywatel Czerwonego Prądnika, posiadacz złotych zębów, które szczerzył w zaraźliwym uśmiechu i okrągłej jak księżyc twarzy - był rzeczywiście mistrzem Onoszko? Na ten temat krażą sprzeczne opinie. Pewien znakomity satyryk, który Kaczarę znał osobiście, lecz nie chcąc burzyć legendy, prosił mnie, bym nie ujawniał jego nazwiska, uważa, że Kaczara - Onoszko to dziennikarska fantazja Leszka Mazana.
 - Nie wykluczam nawet - można to sprawdzić np. wydziale komunikacji UM - że w tym czasie, gdy poeta pisał "Zaczarowaną dorożkę", a więc w roku 1946, Kaczara jeszcze nie jeździł dorożką. Niektórzy twierdzą, że zaczął nią zarobkować dopiero po wyjeździe Gałczyńskiego z Krakowa do Szczecina w 1948 r., ale ponieważ opowieści o sobie jako "zaczarowanym dorożkarzu" pochlebiały mu i miał dzięki nim wielu klientów - podtrzymywał legendę i wczuwał się w rolę. Tym bardziej że legenda Kaczary, zrobiona przez Mazana, a potem systematycznie utrwalana, wydawała się wiarygodna przez to, że Kaczara ględził wierszykami. Raz, gdy wracałem z meczu piłki nożnej słyszałem, jak na ulicy św. Anny Kaczara wpierał dwu paniom siedzącym w jego dorożce, że "parę jego wierszy napisał sam Gałczyński".
 Mniejsza o to. Mity są mitami... Prototypem "Reduty Ordona" był kapitan Nowosielski. Zaś Ordon - jak wiadomo - nigdy się nie wysadził; żył długo i nieszczęśliwie, aż w końcu popełnił samobójstwo, gdyż nie mógł życiem sprostać bohaterskiej legendzie ukutej przez wieszcza, i to pewnie tylko dlatego, że nazwisko Ordon lepiej brzmiało w tytule wiersza niż Nowosielski...

"GADALIŚMY SOBIE UCZCIWO"

 Jaś Adamski - lubiany w Krakowie pisarz i aktor - bardzo wzburzył się, gdy podzieliłem się z nim tymi podejrzeniami. Użył nawet nieparlamentarnego zwrotu w stosunku do tych, którzy - jego zdaniem - mędrkują. Kaczarę znał osobiście. Zwrócił mu na niego uwagę, jako studentowi, profesor wymowy i wielki znawca teatru Władysław Dobrowolski, który miał wcześniej poznać ze sobą Gałczyńskiego i Kaczarę. Adamski do dziś pamięta niektóre wierszyki pogodnego fiakra. Np.:
 Bo śmiech idzie na zdrowie
 Tak jak mleko krowie
 Czy taki oto sześciowiersz:
 Drogi szanowny panie
 o ile pan ma ochotę na banie,
 to ja się z tego nie zasmucę;
 chętnie z panem kubek wywróce,
 bo widzę, że szanowny pan łaskawy,
 bardzo skory do zabawy
 Adamski wierzy do dziś, że takimi oto wierszykami Kaczara podbił Gałczyńskiego.
 "Możecie go spotkać na Szpitalnej, Stolarskiej, przy dworcu kolejowym, czasem, ale bardzo rzadko - na Rynku Głównym, gdzie zatrzymuje się ukradkiem, bo surowy magistrat krakowski nie zezwala, Bóg raczy wiedzieć czemu, na postój w tym miejscu. Szczerzy zęby zuchwale w szerokim uśmiechu do słońca i ludzi, i rymów ma pod bokiem zawsze wiele dla wszystkich. (...) To jest właśnie zaczarowany dorożkarz" - tak zaczyna się opowieść Adamskiego o Kaczarze opublikowana w 1957 r. w "Zebrze". A więc to może nie Mazan, ale Adamski zapoczątkował legendę krakowskiego fiakra? W tym artykuliku opowiada, jak to pan Kaczara jeździł po Krakowie z panem Gałczyńskim, zatrzymując się czasami po codziennym znoju w "Sielance" na Woli czy u Pietruszki na Kleparzu, gdzie pan Gałczyński:
 Wino, fundował piwo
 I gadaliśmy sobie uczciwo
 "I wiele, wiele wierszy musieli sobie powiedzieć, i wiele razy musieli objechać wszerz i wzdłuż, w noc i w dzień stary Kraków, skoro mistrz Konstanty Ildefons spiął swe uczucia ku temu miastu i jego ludziom najpiękniejszą klamrą, której nazwa "Zaczarowana dorożka" - tak kończy się ta laurka Jasia Adamskiego, w której znalazłem pewną nieścisłość. Otóż Kaczara w 1957 r. nie mógł jeździć bryczką 35 lat po Krakowie, skoro do tego miasta przyjechał z Jaworzna, jak pisze w "Przekroju" Agnieszka Mazan, w 1923 r. U Adamskiego ukazała się bodaj po raz pierwszy wzmianka, iż Kaczara spisywał w czasie okupacji wiersze, ale koledzy dorożkarze zabrali mu zeszyty z wierszykami, "bo i po co fiakrowi wiersze, śmiech czysty".

PAJAC OD GAŁCZYŃSKIEGO

 Ania Dymna - o której pisano, że była dla Kaczary "Platoniczną, Zaczarowaną Miłością", tak wspomina go po latach: - Poznałam pana Kaczarę, gdy byłam młodziutką dziewczyną. Dowiedziałam się dużo poźniej, z gazet, gdy już nie żył, że mnie podobno bardzo lubił. Możliwe, iż tak było, bo nie mówił do mnie mową wiązaną, lecz prozą, co u niego było dowodem sympatii i oznaczało, że traktuje człowieka poważnie, zwierza mu się. Do wszystkich innych mówił wierszem. Opowiadał mi o swoich chorobach, o tym, że ani on już nie może pić, ani jego koń i dlatego wódkę, którą go częstują, zlewa do termosu. Nigdy nie rozmawialiśmy o Gałczyńskim, ale miałam wrażenie, że jest bardzo już zmęczony swoją legendą. Wszyscy chcieli, żeby mówił wierszem i żeby opowiadał o znajomości z poetą, a to był chyba już wtedy dla niego znienawidzony temat.
 Poznałam go z Wieśkiem Dymnym, gdy występowałam już jako aktorka, a więc chyba w połowie lat 70. Z natury pogodny, z latami smutniał w oczach. Wszyscy go zaczepiali i traktowali jak pajaca od Gałczyńskiego, a on chciał być w końcu "normalny". Dopóki pił, to wszystko dobrze - był dowcipnym wierszokletą, ale potem to wierszoklectwo mu obrzydło. Zapamiętałam go jako innego od wielu ludzi - taki osobny zamknięty ogród, do którego zresztą nigdy nie weszłam. Pewnego razu zrobiono nam wspólne zdjęcie - na tle dorożki - opublikowane na okładce jednego z pism...

TEATR ZACZAROWANEJ DOROŻKI

 Tadeusz Malak (świetny recytator, aktor grający m.in. w Teatrze Rapsodycznym, potem w Starym, były wicerektor PWST) tak wspomina swoje spotkania z krakowskim fiakrem.
 - Wieczorem 14 czerwca 1969 r., w dniu inauguracji kolejnych Dni Krakowa, o godz. 21.30 wyjechał po raz pierwszy na ulice miasta Teatr Zaczarowanej Dorożki. Na koźle siedział Kaczara, na siedzeniach dwu artystów: skrzypek Zbigniew Paleta (wywędrował potem do Meksyku i tam do dziś mieszka) i zastępujący K.I. Gałczyńskiego, ubrany w pelerynę aktor Tadeusz Malak, czyli - ja. Byłem reżyserem widowiska i głównym interpretatorem tekstów mistrza. Dorożkę zradiofonizowano. Szły za nią tłumy krakowian... i tak rozpoczął swą podróż po zaułkach Krakowa ten najmniejszy teatrzyk świata!
 Pan Jan jako wyśmienity gawędziarz potrafił nawiązać kontakt z obcymi ludźmi, sypał aż miło z dorożki rymami "częstochowskimi". Chętnie zgodził się na udział w spektaklu złożonym z wierszy mistrza Konstantego Ildefonsa. Paleta był odpowiedzialny za stronę muzyczną, ułożył wiele przepięknych melodii. Całość dopełniały śpiewki w wykonaniu Kaczary, m.in.:
 Jestem dorożkarz krakowski
 Nie żądam niczyjej łaski,
 Bo dzisiaj tu, a jutro tam,
 Zawsze pieniążki w kieszeni mam.
 Wezmę dwie panny do dorożki,
 Powiozę je do "Sielanki" za rogatki,
 Tam, gdzie się bawią panny i mężatki
 I bawi się złodziei moc
 Knajpa otwarta przez całą noc. Kuniec.
 Kaczara każdy swój występ wieńczył słowem: "kuniec", żeby nie było wątpliwości.
 Namówiłem go też, by improwizował do rozmaitych sytuacji, jakie zdarzą się w drodze na miejsce występu. Nauczyłem go tekstu z ostatniej części "Zaczarowanej dorożki". Nie znał, niestety, co mnie zaskoczyło, tych paru przypisywanych mu przez Tadeusza Kwiatkowskiego (w książce "Niedyskretny urok pamięci") wierszy, którymi miał gawędzić z Gałczyńskim, np.:
 Patrzcie, tutaj przed nami Maryjacka Wieża
 Co otwiera Polakom niebiosa na ścieżaj.
 Ani:
 Na prawo mamy Ratusz, gdzie w pewnych okresach,
 Siadają miejskie rajce na swoich sedesach.
 Znał za to wierszyki ze szkoły austriackiej, np. "Balladę o garnku z popiołem", której przypisywał swoje autorstwo. Jego wiersze nie były jednak nigdy regularne. Były to naiwne, choć miejscami urocze rymowanki w rodzaju:
 Życzę wszystkim mieszkańcom Krakowa
 Żeby ich nigdy nie bolała głowa (...)
 I żeby na całym świecie był raj
 A największy w wiosce Gaj
 Bo tam mam rodzinę. Kuniec.
 Kiedy przemierzaliśmy ulice Krakowa, mówił do idących za nim ludzi:
 Jadę przez Krakow, jak miło
 Na mnie się wielu ludzi patrzyło.
 I mówił jeden pan do drugiego,
 Że ta dorożka jest Gałczyńskiego.
 I mówiła jedna pani do swojego pana
 Że to dorożka jest zaczarowana. Kuniec.
 Podstawę teatralnego scenariusza stanowiła oczywiście "Zaczarowana dorożka" poszerzona o inne liryki Gałczyńskiego i fragmenty radiowej wersji poematu. Były wiersze i piosenki o dorożkarzach, o kawie, miłości, o wędrownych grajkach.
 Codziennie występowaliśmy w dwu miejscach, np. przy Bramie Floriańskiej, a potem pod Ratuszem w Rynku; koło Smoczej Jamy i na placu koło kościoła św. Idziego; na Rynku Podgórskim i na placu Wolnica, etc.
 Najpiękniej wspominam występ wieczorem na placu przy kościele św. Barbary. Z wieży mariackiej wlewał się do uszu dźwięk hejnału, tłum wypełniał plac, bił brawo, ludzie domagali się bisów, ktoś rzucał kwiaty, ktoś obrzucał nas cukierkami... Wspominam tę moją czerwcową teatralną przygodę w "Zaczarowanej dorożce" z wielkim sentymentem. Ostatnie dwa dni występów były bardzo tłumne. Rozlegały się pod naszym adresem okrzyki: niech żyją, brawa, bisy. Zabrałem też na dorożkę małego Piotrusia, 5-letniego syna. Ubrany w smoking, białą koszulę z muszką, pelerynę i cylinder, stał się maskotką publiczności.
 Pewnego dnia siadamy na siodle dorożki... a tam gruby portfel wypełniony pieniędzmi: w gotówce, w bonach i czekach dolarowych. Jak również wizytówka właścicielki... z Indii. Mogliśmy się tym podzielić z Kaczarą i milczeć, ale nie przyszło nam to do głowy. Właścicielka mieszkała w Warszawie i były pewne kłopoty z jej odnalezieniem... Nie otrzymaliśmy żadnej nagrody...

KACZARA W MAGNETOFONIE SZPULOWYM

 Pewnego dnia Tadeusz Malak zaprosił do swojego mieszkania krakowskiego fiakra, który najpierw wykąpał się w "łaźni rzymskiej" naprzeciw ul. Gertrudy, a potem przejechał na drugą stronę Wisły do Malaka. Podwiązał konia do drzewa i przez parę godzin zabawiał gospodarza (był tam również Leszek Mazan i pewna aktorka) swoimi wierszowanymi opowiastkami. Spotkanie zostało uwiecznione na magnetofonie szpulowym...
 Parę dni temu - wspólnie z Tadeuszem - przesłuchaliśmy tę taśmę. Niestety, jakość nagrania fatalna. Natężając ucho wyłapałem tylko pewne zdania "zaczarowanego dorożkarza", któremu jadło i picie smakowało, o czym dawał znać mlaskaniem i błogim chrzęstem zębów...
 Opowiadał o swoim koniu, mającym "tę jedną wadę, że zasypia na stojąco". O koniu, który mu się śni i marzy, czyli o "kasztance z konopiatym ogonem, konopiatą grzywą i białymi skarpetkami na pęcinach" (kosztuje taki koń chyba z 10 tysięcy złotych!).
 A gdy już sobie mistrz Jan podchmielił niewąsko - zaczął się żalić - prozą - na swoich synów - wałkoniów. (Jak się później okazało - jego przepowiednie, że źle skończą, okazały się po latach trafne. Obydwaj imali się dorożkarskiego fachu i obydwaj umarli dość młodo: jeden został pobity na Plantach, drugiego - znaleziono martwego parę tygodni temu w chałupce Kaczarów przy ul. Dobrego Pasterza. Dorożką Jana jeździ do dziś pan Barański, druga została sprzedana do Pychowic).
 Na biesiadzie u Tadeusza Malaka w 1967 pan Jan nie chciał się specjalnie rozgadywać o K. I. Gałczyńskim. Indagowany przez Leszka Mazana odpowiadał półgębkiem, że owszem, bywał w mieszkaniu Gałczyńskiego, które było takie sobie, średnie (żadnych innych szczegółów nie zdradzał), że z poetą czasem się "kusztyczkował" (tu podawał nazwy knajp, w których bywali razem).
 Wydaje mi się - ale na sto procent nie jestem pewny, bo przy magnetofonowych szumach i hałasach trudno mi było wyłowić sens pytania gospodarza - że po którymś tam kielichu Kaczara rzucił datę 1947 jako rok rozpoczęcia swojej kariery dorożkarskiej. Jeśli rzeczywiście tak było, to pan Jan nie mógł mieć nic wspólnego z poematem Gałczyńskiego powstałym w 1946 roku... Ale Bóg jeden wie, jak było naprawdę.
 A poza tym, czy po iluś tam kielichach nie pokręciły mu się w pamięci pewne daty?
 Zresztą czy po to jest legenda, żeby ją sprawdzać, jak rachunek za gaz i elektryczność? Legenda jest po to, żeby się nią jak starym Krakowem i jak piękną dziewczyną zauroczyć. Kuniec...

JÓZEF BARAN

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski