MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Zagubieni w Islandii

Redakcja
Zespół w pięknym komplecie Fot. Archiwum szkoły
Zespół w pięknym komplecie Fot. Archiwum szkoły
Tahistoria zaczyna się w Krakowie, w Państwowej Szkole Muzycznej II stopnia przy ul. Basztowej 9. A dokładnie w gabinecie przy sekretariacie, gdzie przy komputerze siedzi Klementyna Górka, oficjalnie kierownik do spraw administracyjnych szkoły, a nieoficjalnie człowiek od zadań specjalnych.

Zespół w pięknym komplecie Fot. Archiwum szkoły

- Mamy zaproszenie na koncerty do Berlina. Może znajdzie Pani program, który pozwoli nam sfinansować ten wyjazd - mówi zaglądając do gabinetu prof. Stefan Wojtas, dyrektor szkoły.

Berlin, Berlin. Klementyna Górka płynnie przechodzi w internecie ze strony na stronę od funduszu, do funduszu, sprawdza programy unijne, oferty na polskich i zagranicznych stronach. Po paru minutach, pyta: - A nie wolałby pan wysłać młodzież do Islandii? Taki nieznany kraj?

Dyrektor wzdycha i wychodzi do sekretariatu. Po kilku minutach wraca: - Islandia pani powiada. No dobrze, niech zatem będzie Islandia.

Młodzież muzyczna powinna jeździć i koncertować. Bo jak inaczej może doświadczyć zawodu muzyka, jeżeli nie w podróży koncertowej. Jak się dowiedzieć do jakiego życia się zmierza jeżeli nie można tego sprawdzić na własnej skórze, przekonać się czy starczy sił, by po wielogodzinnej podróży, często nieprzespanej nocy, stanąć na estradzie i wyśmienicie zagrać. Tego zawodu trzeba doświadczyć, bo ci, którzy tylko dobrze grają a nie mają siły na tułacze życie i przesiadywanie na lotniskach czy dworcach, szybko wypadną z rynku.

Pewnie dlatego orkiestry z szkoły na ul. Basztowej średnio raz do roku wyjeżdżają, nagrywają płyty, tak jak ostatnio z muzyką Chopina, którą zarejestrowała wyłoniona z szkolnego zespołu symfonicznego Krakowska Orkiestra Kameralna PSM II st., wraz z pianista Marcinem Koziakiem i pod batutą Stanisława Krawczyńskiego. Widać, że pedagodzy robią sporo, by stwarzać uczniom jak najwięcej możliwości sprawdzania się w przyszłym zawodzie.

- Aż miło patrzeć, jak nasi uczniowie zawierają znajomości z muzykami z innych krajów, jak wymieniają się doświadczeniami, jak się pytają o problemy gry, jak wreszcie mogą się porównać, sprawdzić, na jakim poziomie grają - mówi Klementyna Górka.

- Wyjazd to dla młodych ogromne doświadczenie artystyczne, sprawdzenie się w każdej sytuacji, to zaprezentowanie jak najlepszego wykonania, niezależnie od zaistniałej sytuacji - podkreśla prof. Stanisław Krawczyński, rektor AM, dyrygent, który prowadzi Krakowską Orkiestrę Kameralną.

Pomysł wyjazdu na Islandię pojawił się niemal w ostatniej chwili. Najpierw trzeba było złożyć wniosek o dofinansowanie w ramach Funduszu Wymiany Kulturalnej Mechanizmu Finansowego EOG i Norweskiego Mechanizmu Finansowego. To wymagała wymyślenia trasy, repertuary, znalezienia zagranicznych partnerów. Pani Klementyna jeździła do Warszawy, aby się upewnić jak najlepiej wypełnić wniosek, jeszcze zadawała pytania, gdy urzędniczka w końcu powiedziała: - Termin składania wniosków mija za kilkadziesiąt godzin. Pani i tak nie zdąży.

Zdążyła. Usiadła, napisała i wysłała. Po kilku tygodniach okazało się, że szkolny projekt "Muzyka Chopina w barwach Północy" otrzymał finansowanie. Radość była ogromna, bo oznaczało to, że uczniowie nie muszą dopłacać do wyjazdu, że w koncertową trasę pojadą wszyscy z zespołu, niezależnie od zasobności portfeli ich rodziców.
Zespół zabrał się do pracy. Czekały ich cztery koncerty: dwa w Norwegii i dwa na Islandii. Wszystkie z muzyka polską; przede wszystkim Chopin, z solistą pianistą Marcinem Koziakiem, reprezentantem Polski w tegorocznym Konkursie Chopinowskim, ale także utwory Karłowicza i Kilara. Pracowali i odliczali, zdawali sobie sprawę, że ruszą w niezwykła podróż 19 kwietnia. Nie wiedzieli jeszcze wówczas, że kraj pogrąży się w żałobie i, że nad Europę napłynie chmura z wulkanu, którego nazwy przeciętny człowiek nie jest wstanie zapamiętać.

- Ale czy to jest bezpieczne? - Czy nie lepiej zrezygnować? - Czy wulkan nie wybuchnie? - Do Norwegii, ale co dalej? - Jak się dostaniecie się na Islandię? Pytali rodzice muzyków szkolnej orkiestry otaczając ściśle kręgiem Klementynę Górkę. Wszyscy stali na placu Matejki, gdzie podjechał załatwiony największym wysiłkiem autobus. Rodzice byli zaniepokojeni, młodzież zafascynowana, że tak oto rozpoczyna się ich przygoda.

- Wiedziałam, że jest bezpieczne. Wielokrotnie sprawdzałam, pytałam pracowników polskich placówek na Islandii - mówi Klementyna Górka. - Kiedy na dwa dni przed startem miałam już pewność, że nasz lot do Norwegii został odwołany, wiedziałam, że muszę młodzież dowieźć na miejsce innym sposobem, że nie mogę im powiedzieć, że te godziny przygotowań do koncertów pójdą na marne.

"(...) Pod koniec marca nikt nie wątpił w to, że już 19 kwietnia ruszymy w podróż życia. Dodam, że w naszym kraju nie została nagłośniona informacja, że 20 marca nastąpiła pierwsza poważna erupcja wulkanu Eyjafjallajokull na Islandii. Od tej pory wulkan był dosłownie tykającą bombą, tylko czekającą, by znowu o sobie przypomnieć. Efektem tego był kolejny wybuch (najsilniejszy od prawie 200 lat), na cztery dni przed naszym zaplanowanym wylotem z Balic. Chmura pyłu wulkanicznego przykryła całą Europę, której przestrzeń powietrzna została zamknięta do odwołania. W tym momencie serce moje, jak zapewne i serca pozostałych 43 osób uczestniczących w naszej wycieczce, zadrżało - czy wyjazd w ogóle dojdzie do skutku?! Mało kto jednak wie, że obawy takie są zbędne, gdy jest pani Klementyna. Ta niesamowita kobieta dosłownie stanęła na głowie, by wyjazd się odbył" - pisała w dzienniku z podróży Kaja Chrenkoff, skrzypaczka.

Klementyna Górka w ciągu paru godzin, dzięki pomocy wielu osób zorganizowała autobus, który młodzież zawiózł do Danii i bilety na prom z Danii do Larwic w Norwegii, gdzie na orkiestrę czekał już norweski autobus by przewieźć muzyków do Arendal, gdzie mieli zagrać swój pierwszy w trasie koncert.

Nie wiedziała jeszcze, jak trudno będzie im się wydostać z Norwegii i że zamiast do Reykiawiku, trafią do Glasgow, a potem do Akureyri.

"Na Wyspę Lodu dotarliśmy drogą powietrzną. Był wspaniały zachód słońca a pas startowy w Akureyri, gdzie lądowaliśmy, położony jest wzdłuż zatoki. Jednak okazało się, że nasze bagaże zostały w Glasgow, gdzie mieliśmy przesiadkę w drodze z Oslo (...). Właśnie zapadł zmrok i było niezwykle wietrznie - wielu z nas, gdy już znaleźliśmy się w środku naprawdę niewielkiego terminalu lotniska w Akureyri, poczuło się jak w horrorze klasy B, o grupie ludzi skazanych na przetrwanie w miejscu zapomnianym przez Boga, muszących poradzić sobie z szalejącym żywiołem w otoczeniu obojętnych tubylców... Mogliśmy już niemal słyszeć złowieszczą melodię soundtracku przy akompaniamencie głuchego gruchotu pustej taśmy na bagaże... Zaraz jednak okazało się, że autokar do Reykjaviku już na nas czeka, pogoda jak na Islandię jest zupełnie typowa - jeśli nie wyjątkowo przyjazna i nasze nadzieje na survivalowe emocje rozpierzchły się niemal zupełnie. Pozostałe rozczarowanie brakiem bagaży szybko zagłuszył nieskończony zachwyt przestrzenią Islandii, która nawet nocą, nawet przez okno autokaru przykuwała nasze oczy i zapierała dech w piersiach" - pisała w dzienniku podróży Natalia Orkisz, wiolonczelistka.
- Jeszcze przed odlotem z Oslo mówiłam młodzieży, aby wszystko wpakowali do walizek, czapki, szaliki, abyśmy tego nie dźwigali, aby mieć jak najmniejszy bagaż podręczny - tłumaczy Klementyna Górka. - Na Islandii stanęliśmy prawie bez niczego. Nasze walizki poleciały do Bostonu. Na szczęście młodzi mieli kurtki - podkreśla.

I mieli instrumenty, bo tych nigdy nie oddaje się do luku bagażowego. Ale dęciacy akcesoria do instrumentów, bez których nie można grać, pochowali niestety w bagażach. W bagażach były także nuty. Koncerty stały więc pod znakiem zapytania, bo zwrot walizek jak się później okazało, trwał przez wiele dni.

Gdy rano w Reykiawiku okazało się, że nadal nie ma walizek, że na 44 osoby mają tylko 4 grzebienia, a na 38 dziewczyn tylko dwie kredki do oczu; że nie ma kosmetyków, lekarstw, ubrań, Klementyna Górka wraz dyrektorem Stefanem Wojtasem zaczęła organizować zespół w ekstremalnych warunkach. - Najpierw poszliśmy do sklepu i kupiliśmy najbardziej potrzebne rzeczy, głównie szczotki do zębów, pasty, skarpetki. Ogołociliśmy sklep, patrzono na nas jak na biedaków, którzy u siebie w kraju szczotek nie mają - mówi Klementyna Górka.

A potem rozpoczęła się akcja ściągania z Polski nut. W Krakowie przyjaciele skanowali, strona po stronie i wysyłali mailem. W Reykiawiku, przy ogromnej pomocy wicekonsula drukowano i kserowano poszczególne partie. Po kilku godzinach było już pewne, że koncerty się odbędą.

Koncerty zespołu na Islandii zostały przyjęte entuzjastycznie. Jeszcze długo po występach, do szkoły przychodziły maile z podziękowaniem za tak niezwykłe muzyczne święto. Młoda orkiestra ubrana w kupione na wyspie czarne podkoszulki z napisem "Lost in Iceland", prowadzona przez dyrygenta w czarnej bluzie z kapturem wyjątkowo się podobała. Najpierw wystąpili w Reykiawiku, w największej Sali Salirinn, a potem w szkole muzycznej w Akranes.

"Zagraliśmy koncert e-moll, jak również Rondo a la Krakowiak Chopina. Na dokładkę my, szumnie zwani Krakowską Orkiestrą Kameralną, zaprezentowaliśmy nasze "specialite de la Maison" - "Orawę" Kilara. Publiczność zachwycona, domagała się bisu, które to życzenie spełnił Marcin grając w imponującym tempie Etiudę Rewolucyjną. Wracaliśmy żegnani wyrazami uznania, sympatii i wdzięcznością. Przyjęci przez ujmująco gościnnego dyrektora szkoły, wszyscy byliśmy mu wdzięczni za ciepło i otwartość, jaką nam okazał. Był to ostatni koncert trasy i jednocześnie najlepszy. Czuliśmy skupienie i ogromną radość ze wspólnego tworzenia muzyki. Daliśmy z siebie wszystko i cieszyliśmy się swoją obecnością nawzajem. Wielu z nas po koncercie było wzruszonych. Wracaliśmy zmęczeni, ale szczęśliwi" - pisała w dzienniku z podróży Natalia Orkisz.

- Chopin jest na Północy znany podziwiany i lubiany. Trudno się dziwić, że i tam uważany jest za największego kompozytora w historii muzyki - mówi prof. Stanisław Krawczyński. - Ale Karłowicza i Kilara zupełnie nie znają. No może tylko Kilara i to ze względu na muzykę do filmu "Drakula". Jednak polskie utwory zostały wyjątkowo dobrze przyjęte, podobała im się nasza muzyka.
Dzienniki z podróży dziewczyn są obszerne. Można w nich znaleźć także opisy turystycznych atrakcji Islandii: gejzerów, lodowców, błękitnej laguny pachnącej siarką. Brakuje w nich jednak relacji z włamania do pokoi hotelowych, z których zniknął m.in. aparat fotograficzny i klarnet, a także informacji o doskonałej akcji policji: po trzech godzinach sprawcy zostali ujęci a skradzione przedmioty oddane.

Ta historia kończy się w Państwowej Szkole Muzycznej II stopnia przy ul. Basztowej 9. A dokładnie w gabinecie, gdzie przy komputerze siedzi Klementyna Górka. - Słyszałem, że jedziemy do Holandii? - pyta stojąc w drzwiach prof. Stanisław Krawczyński. - Prawdopodobnie - odpowiada pani Klementyna i po chwili dodaje: - Ale nie należy się przyzwyczajać do tej myśli, bo nie mamy jeszcze pieniędzy.

Agnieszka Malatyńska-Stankiewicz

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski