MKTG SR - pasek na kartach artykułów

ZakŁamana wystawa, tragiczny jubileusz

Redakcja
Mieszkańcy wsi, na ziemiach których zbudowano kombinat metalurgiczny oraz miasto Nowa Huta, byli i są zbulwersowani brakiem adekwatnej reakcji historyków (UJ, IPN) na półprawdy i niedomówienia zawarte w treści wystawy z placu Centralnego eksponowanej w ubiegłym roku. Według wielu z nich wystawa ta zafałszowała fakty związane z budową pierwszego komunistycznego miasta na ziemiach polskich. Jak twierdzą, zakłamuje ona historię Mogiły, Pleszowa, Krzesławic, Bieńczyc, Grębałowa oraz innych patriotycznych społeczności wiejskich, ograbionych lub wręcz spacyfikowanych przez NKWD, UB, SB, MO, ORMO, PZPR i inne zbrodnicze organizacje, które rezydowały w Nowej Hucie w okresie "wielkiej budowy socjalizmu".

Nowohucki kit

Autorzy tej wystawy jakby założyli, że ludzi z wiosek pochłoniętych przez Nową Hutę już nie ma i że można bez żenady i historycznej odpowiedzialności wciskać młodemu pokoleniu nowohucian oraz turystom cukierkowy kit sprzed 50 lat. Że można, posługując się tendencyjnie dobranymi zdjęciami, gloryfikować wrogi Polsce komunizm i wszystko zło z nim związane.
A gdzie druga strona medalu - pytają mieszkańcy spacyfikowanych wówczas wsi? Gdzie zdjęcia i napisy z wilgotnych ścian ubeckich katowni? Gdzie fotografie zrujnowanych okolicznych szlacheckich dworów, młynów, spichlerzy, warsztatów rzemieślniczych, karczm żydowskich? Zabytkowych, doprowadzonych do ruiny wiejskich chat, sadów, ogrodów, pasiek? Gdzie twarze rodzimych patriotów z dziada pradziada walczących o niepodległość ojczyzny, długo jeszcze po roku 1949?
Na wystawie z placu Reagana, na wystawie narodowej hańby (bo decyzję o budowie nowego miasta na wschód od Krakowa polecił wykonać suweren z Moskwy), która próbowała nieudolnie rozsławiać i promować socjalizm, nie było portretów i nazwisk światłych, miejscowych bohaterów, którzy zostali zamordowani lub trwale okaleczeni fizycznie bądź psychicznie w nowohuckich kazamatach, rękami ubeków, esbeków i milicjantów z PRL tylko za to, że śmieli upomnieć się o swoje i prawdę. O godne odszkodowania za zburzone domostwa i zagrabione urodzajne pola w imię "jedynie słusznej", bo socjalistycznej prawdy. Ludzie ci ginęli za ideały pielęgnowane w ich rodzinach, za upragnioną, wyśnioną w czasach zaborów i okupacji hitlerowskiej wolność. Ginęli, bo nie chcieli przyjąć wschodniej, zbrodniczej obyczajowości. Ginęli walcząc czynem i słowem z bezpieką, by było im wolno się modlić u stóp porozrzucanych po polach krzyży, chrześcijańskich symboli Polaków. Ginęli, ale z poczuciem dumy narodowej w sercach. I nie po to, by postkomunistyczne "nowe" 60 lat potem znowu podnosiło łeb, manipulowało i grało na niepamięci, na sentymentach "budowniczych wzorcowego miasta socjalizmu".

"…ludzie, których zwabiła tutaj przyroda, zdemoralizowały wysokie zarobki, ludzie marginesu społecznego. Jest to świat, w którym prawa pisze nóż, szacunek otoczenia wyznacza siła pięści a ambicje sprowadzają się do odpornej na spirytus głowy"
K. Kwiatkowski "Młodość miasta"

Wystawa nie pokazała ogromu nieszczęść związanych z budową miasta i huty. Nie wspomniała ani słowem, ani jednym fotogramem o gigantycznych kosztach społecznych, moralnych, kulturowych, które poniosło społeczeństwo. I to miejscowe, i to napływowe, w okresie budowy stalowego giganta i miasta-blokowiska. A chodzi o koszty, które mieszkańcy wspomnianych tu wsi i Krakowa płacą do dziś. Chodzi o choroby zawodowe, przedwczesne zgony, zmiany genetyczne płodów, alkoholizm, patologie społeczne, slumsy, które na gwałt trzeba rewitalizować. A najlepiej utworzyć z Nowej Huty skansen i zarabiać na turystach, którzy zwiedzili już rezerwaty indiańskie w Ameryce, ale pragną doznać bardziej wstrząsających wrażeń.
"Nowe" dysponuje sporymi środkami (Klub 1949, Łaźnia Nowa, Muzeum Socrealizmu, biura promocji, biura pseudoturystyczne. Służą mu stary trabant, autobus ogórek, punkty sprzedaży "pamiątek" związanych ze zbrodniczym ustrojem, foldery i wydawnictwa gloryfikujące socjalizm, broszury zakłamujące historię. "Nowe" robi, co chce. I co niepojęte, nie jest niepokojone przez nikogo. Nadal urządza wystawy hańby, podobne do tych z pl. Centralnego w 2007 roku. A nowohucianie? Jakby sądzić tylko po publikacjach prasowych ukazujących się w prasie - wystawę podziwiają. Są nią zauroczeni.

Pasterki pod nadzorem

Na szczęście nie wszyscy. Wielu doskonale jeszcze pamięta lata 40., 50., 60. Huta im. Lenina nie zdołała skutecznie wytruć wszystkich naocznych świadków. Dla rzeczników "nowego" świadków niebezpiecznych, bo pamiętających: metodyczne pranie mózgów, uliczne jatki, esbeckie i milicyjne tortury w kaźniach zlokalizowanych na terenie pierwszego socjalistycznego miasta na ziemiach polskich. Wielu z jeszcze żyjących pamięta szpicli robiących nocne zdjęcia powracającym do domów z cysterskich pasterek. Pamięta bezpodstawne zatrzymania, brutalne pobicia, legitymowanie na ul. Klasztornej i na placu Centralnym, pręgi po razach milicyjnych pałek, pogrzeby swoich bliskich w zaspawanych trumnach, noworodki w kubłach na śmieci przywalane betonowymi płytami chodnikowymi na placu (obecnie) Poczty Polskiej na osiedlu Willowym, burdy uliczne i osiedlowe zorganizowane przez watahy z SP (Służba Polsce), złodziejskie, bandyckie naloty na zagrody rolników, wtedy zwanych kułakami, na domostwa spokojnych mieszkańców okolicznych wsi, bez jakiejkolwiek reakcji MO w ich obronie. Wielu też pamięta komunistyczne "radosne i kolorowe" obchody Dni Nowej Huty z trybuną przed Światem Dziecka na os. Zgody, zawsze pełną pezetpeerowskich oficjeli, którzy do dziś spacerują dumnie po nowohuckim bruku i psioczą na Kaczorów, Tusków i im podobnych. Skarżą się na niskie emerytury (choć kilkutysięczne). Przeklinają IPN. Kwestionują i kontestują ustawy sejmowe. Kpią z obecnych premierów, senatorów, posłów, z rządów. Bo nie lewicowe.
Nie mówią nigdy - co znamienne - o robotnikach z kombinatu, których tysiące spoczywają na cmentarzu w Grębałowie, a którzy zmarli w wieku 30, 40 lat tylko dlatego, że podjęli pracę w hucie, na produkcji, a nie jak oni w "biurze", w "kierownictwie", w "resorcie". Nie pamiętają też o morzu krwi upuszczonej byłym akowcom w latach stalinowskiego terroru. Tym z Mogiły, z Ruszczy, z Pleszowa, z Krzesławic…
Wszczepiona im przez komunizm amnezja jest nieuleczalna. Nic im nie wiadomo o faktach katowania, torturach, mordach, o upodleniu kwiatu polskiego narodu. Nie chcą pamiętać (coraz częściej tracą też pamięć synowie i córy ubeków, esbeków, milicjantów, ormowców) o mrocznej i zbrodniczej ideologii. O systemie politycznym, nie do przyjęcia przez światłych i prawych obywateli podkrakowskich wsi, upodlonych przez bolszewizm i przez jego gigantyczne budowy. Nie pamiętają o tych wszystkich, którym w "pięknej, radosnej, zielonej, nowoczesnej i przyjaznej" Nowej Hucie lub w jej okolicach, pękły serca: z żalu, z bezsilności, z beznadziei, z ogromu doznanej krzywdy.

"…w tym tyglu, w którym wrą różne elementy ludzkie, łatwo o kłamstwo, podłość, cynizm, złodziejstwo, morderstwo nawet. A w tle bałagan, chaos, rozpaczliwe warunki pracy i odpoczynku".
Fragment komentarza J. Lovella do "Pamiętników z Nowej Huty"

Huta do likwidacji?

Nadszedł czas, aby ukazała się wreszcie publikacja naukowa w oparciu o historyczne materiały z IPN, zawierająca prawdziwą, bolesną historię wsi podkrakowskich, na których ziemiach zbudowano Nową Hutę i kombinat. Historycy Królewskiego Miasta Krakowa! Czy jest szansa, aby jeszcze za życia coraz mniejszej, niestety, liczby naocznych świadków budowy metalurgicznego molocha, powstała obiektywna historia Nowej Huty? Nie należy bać się prawdy. Prawda wyzwala - przekonywał papież Polak w klasztorze Ojców Cystersów w Mogile.
Wielu mieszkańców Nowej Huty oraz z okolicznych wiosek pragnie, aby raz na zawsze dano odpór komunistycznemu kłamstwu o ich rodzinnej ziemi, powielanemu przez totalitaryzm przez niemal 60 lat. Wielu interesuje nawet techniczna możliwość likwidacji, wymazania z map i z pamięci Polaków nazwy "Nowa Huta" - kojarzącej się jednoznacznie z socjalizmem i komunizmem, czyli ze złem najgorszym z możliwych. Chcą dla swojego miasta, obecnie 250 tysięcznej dzielnicy Krakowa, nazwy godnej. Mają do tego prawo.
Huczne świętowanie obchodów z okazji 60. narodzin Nowej Huty to profanacja grobów tych, którzy zginęli w wyniku jej powstania. Kto tego nie rozumie, nie jest godzien, by szczycić się mianem nowohucianina. Nowa Huta w dniu swoich sześćdziesiątych urodzin oczekuje nastroju powagi i refleksji. Nie marzy o spędzie polityków. Nie pragnie zabaw, socrealistycznej błazenady, medialnego jazgotu. W ramach obchodów z okazji 60. rocznicy urodzin dzielnicy proponuję formę podniosłą, stonowaną i jedyną: Requiem w wykonaniu mistrza Krzysztofa Pendereckiego.
MAREK STELMACHOWSKI\*

\*Autor jest potomkiem rodziny mieszkającej od pokoleń w Mogile, naocznym świadkiem budowy Nowej Huty. Cytaty z literatury wydrukowano w brzmieniu podanym przez autora. Tytuł i śródtytuły - od redakcji.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski