Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zakopują się topory?

Redakcja
A niechby to Euro spoko poszło. Skoro już. I skoro padła deklaracja prezesa Kaczyńskiego o wygaszeniu manifestacyjnej gotowości jego Chorągwi. I niewzruszona polityka miłości premiera Tuska, skoro nieustannie działa, to niechby razem zjednoczone te intencje, przez czas przynajmniej igrzysk wydały realne owoce miłości i pokoju. Łagodniejszą tonację życia publicznego. Lepszy język tzw. debaty publicznej.

Leszek Długosz: Z BRACKIEJ

Tak sobie pomyślałem, zerknąwszy na gazetę leżącą na stoliku. Przy którym właśnie się sadowiłem. Akurat w czwartek, w nowo odkrytym miejscu, o którym mogę powiedzieć, że czarujące. Tuż przy Plantach, w głębi podwórka, restauracja z tarasem. Dookoła zielono, na stolikach w porze obiadowej tzw. abonamentowe obiady. Smaczne, przystępne. Czysty relaks i pożytek. Z wdzięcznością siadam więc w tej arkadyjskiej krainie. Jakiś niewidzialny dobry duch życzliwości tu mnie przywiódł. Serio. Upojny właśnie maj… Chwilo trwaj. W oczekiwaniu na drugie zadumałem się, potoczywszy wzrokiem po wysokich drzewach w głębi kadru. Z melancholią zatopiłem się w "Wyższym świecie” w lekturze mego faworyta (obok Tomasza Manna) w powieści Hermanna Hessego, którą miałem przy sobie. I tak poczułem się na tym idyllicznym podwórku, jakbym się dodatkowo umieścił w subtelnej przestrzeni wyższego gatunku. Mlaskanie więc szło podwójnie – okiem i językiem. Podziw dla bieżącej wprawności kucharza, jak i dla odległego mistrzostwa artysty pisarza. Kłaniam się mistrzostwu tłumaczki.

Tu piękne odkrycie! Toż to robota kiedyż już zmarłej Edyty Sicińskiej. A proszę dalej – w aktualnym obiegu. Ach Edytko! Wspaniała postać… W młodości, Piwniczna moja (nasza) Przyjaciółka. (A pamiętam, w swojej młodości Edyta przyjaciółką Witkacego była). Ot, zadzwoniły leciuteńko, na nić czasu nanizane ogniwa pokoleń… Wszystko dziś na tym uroczym podwórku. Przymykam powieki w słodkiej niepewności; czym utonął w tamtym powieściowym maju? Czy to realny tak nastraja? Ktoś rzucił do mnie niedawno: "Maj to przecież dopiero preludium do rozkoszy czerwca!”. O tak! Zdecydowanie. Jestem za taką wersją mapy rozkoszy i pogody.

Dopiero teraz zauważam przy nieodległym stoliku – A. A. przebywa więcej we Francji. Właściwie to tam mieszka, ale i tu kiedy się zjawia, doskonale wyczuwa puls lokalnych notowań (ludzie, adresy, aktualności). Więc A. już wie, gdzie należy siadać. Nasza przy deserze konwersacja schodzi na ostatni koncert w Filharmonii Krakowskiej (To prawie jakby wisienka wieńcząca deser i cały ten abonamentowy wyrafinowany obiadek). Dociekamy zasadności takiego łączenia stylistyk. Takich czterech kompozytorów na R. Jak to właśnie po sąsiedzku w Filharmonii ostatnio nam zaproponowano: Rossini, Rachmaninow, Respighi, Ravel. Ale A. spieszy się i konkluzję odkładamy do następnego deseru.

Pora i mnie do rzeczywistości się przenieść. Sięgam więc po gazetę. To prawda, gdzie się nie obrócić, wszechobecna. By tak rzec – sama się podtyka i podkłada. Sprawdzam. Na jakąż to ugodę i łagodność, na jakie wyciszenie się tu może zapowiada? Przelatuję wzrokiem szpalty. Nie ma chyba strony, żebym jakiego grzybka nie wypatrzył. Wielce zasłużona na tych łamach – w działalności perswazyjno–pojednawczej – redaktor Dominika W. (Vedetta tej Gazetty) anonsuje w swoim tytule: "PIs znów strzela samobója”. Reszta adekwatna wobec tytułu. Stronę wcześniej podtytuł u Katarzyny W.: "Ojciec Rydzyk nie wierzy sędziom. Kościół i PiS wierzą w ojca Rydzyka. A intelektualiści mają dosyć”. Na stronie kolejnej, w nagłówku: "Gościnne występy – Wojciech M.”. Tytuł zasadniczy: "Czy Chrystus należał do PiS–u?”. I z wiadomej ambony subtelne wywody. Poczułem się, jakbym wziął do ust... W pierwszym odruchu postanowiłem zacytować końcowy zwłaszcza fragment tego występu. Ale wziąwszy od Plant haust majowego powietrza, pomyślałe: zostaw. Nie dotykaj… W ten sposób nie powtarzaj jeszcze i ty przy okazji, tego… Niektórzy widać lubią się babrać w takiej materii. Jak się powiada, Pan Bóg (PiS–owy czy nie PiS–owy) rozmaitych lokatorów trzyma na tym świecie. Po coś sięgał po to? Łajałem się w duchu, mając na stronicach odłożonej lektury Hessego, taką urodę i pociechę. "Istnieje teologia, która jest sztuką, i istnieje teologia, która jest nauką, albo przynajmniej usiłuje nią być. Od dawien dawna tak było, i zawsze naukowcy ciągnąc wino z nowych beczek, zapominali o starym, gdy tymczasem artyści, trwając niefrasobliwie przy niejednym błahym błędzie, nieśli pociechę i radość dla wielu. Jest to odwieczna nierówna walka między krytyką a twórczością, nauką a sztuką. Przy czym pierwsza zawsze ma rację, nie przynosząc tym nikomu pożytku, druga zaś stale rozrzuca nasienie wiary, miłości, pociechy, nasienie piękna i życia wiecznego i zawsze na nowo znajduje podatną glebę, Życie jest bowiem silniejsze od śmierci, a wiara mocniejsza od zwątpienia”.

Z uspokojeniem pomyślałem: po cóż ja się odrywałem od tej książki do tej gazety? Całkiem już złagodniały, na widok zbliżającej się kelnerki, z uśmiechem powiedziałem: rachunek poproszę…

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski