Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zakuty w kajdanki za brak zdrowego rozsądku

Paweł Szeliga
Nowy Sącz. Kierowca PKS skuty kajdankami na dworcu. Nie chciał wpuścić do autobusu funkcjonariuszy. Spowodował kolizję z autobusem MPK, ranna została jedna osoba. Uciekł z miejsca zdarzenia

Była godz. 9.33, gdy z przystanku przy al. Batorego w Nowym Sączu ruszał autobus miejski nr "9". Za kierownicą siedział 28-letni Mariusz Poręba. Obok stał doświadczony, 51-letni kierowca, który zapoznawał młodszego kolegę z trasami poszczególnych linii. Gdy miejski autobus włączał się do ruchu, drogę zajechał mu PKS.

- Gwałtownie zahamowałem - relacjonuje Mariusz Poręba. - Stojący obok mnie kierowca poleciał na szybę. Przewróciła się też pasażerka.

Mariusz Poręba wybiegł z autobusu, żeby porozmawiać z kierowcą PKS. Ten uciekł, omal nie przejeżdżając po nogach mężczyzny. Jak się potem okazało ruszył w trasę do Kosarzysk jakby nic się nie stało.

Gdy na miejsce dotarli policjanci, rannego 51-letniego kierowcę zabierała do szpitala karetka pogotowia. Miał stłuczoną głowę, podejrzewano też złamanie ręki. Autobus PKS dokończył planowy kurs. Gdy 52-letni kierowca PKS-u wrócił na dworzec przy placu Dąbrowskiego, czekali już tam na niego policjanci.

- Mężczyzna nie miał zamiaru wyjaśnić tej sprawy - mówi sierż. sztab. Iwona Grzebyk--Dulak, rzeczniczka sądeckiej policji. - Zamykał drzwi autobusu, nie chciał udostępnić dokumentów i nie stosował się do poleceń. Policjanci skuli więc kierowcę i doprowadzili do radiowozu. 52-latek nie ma sobie nic do zarzucenia.

- Skuli mnie na oczach ludzi stojących na dworcu - żali się kierowca. - Nie chciałem z nimi rozmawiać, ponieważ niczego złego nie zrobiłem. Nie wiedziałem, czego ode mnie chcą.

Kierowca PKS twierdzi, że autobus MPK nie sygnalizował kierunkowskazem, że będzie wyjeżdżał z przystanku. Ponieważ za pojazdem nie było miejsca PKS próbował wjechać na pas przed miejskim autobusem. Prawie się z nim zderzył.

- Nie popełniłem żadnego wykroczenia - przekonuje. - Dlatego nie miałem zamiaru rozmawiać z policjantami.

Chociaż utrzymuje, że nie spowodował kolizji, to jednak właśnie tak potraktowano jego działanie. Ukarano go za spowodowanie zagrożenia w ruchu drogowym. Uznano, że wymusił pierwszeństwo, w wyniku czego do szpitala trafił jeden z kierowców MPK. (Po badaniach ranny został zwolniony do domu.)

Iwona Grzebyk-Dulak podkreśla, że policjanci zdjęli kajdanki, gdy się uspokoił. - Gdyby pozwolił się wylegitymować, to w ogóle nie musieliby stosować takich metod - dodaje.

W centrum wczorajszych wydarzeń był Ryszard Lewandowski, dyspozytor MPK, który dzwonił na policję, gdy zgłoszono mu kolizję. W MPK pracuje od 1978 r. i wiele w tym czasie widział.
Uważa jednak, że gdyby kierowca PKS miał czyste sumienie, to nie unikałby rozmowy z policjantami.

- Prawie przejechał naszemu kierowcy po nogach - dodaje Ryszard Lewandowski. - A przecież mógł z nim spokojnie porozmawiać o tym, co się stało. Większość spraw tak się właśnie kończy. Kierowcy trochę na siebie pokrzyczą, wymienią opiniami na temat tego, kto zawinił i jest po sprawie.

To już kolejny przypadek, gdy policja musi interweniować wobec pracowników PKS. Ostatnio jeden z nich jechał autobusem mając 0,33 promila.

Zdaniem szefów

Andrzej Górski, prezes MPK w Nowym Sączu:

- Nasz kierowca wyjechał na trasę pod okiem bardzo doświadczonego, starszego kolegi. W ruchu ulicznym dochodzi do różnych sytuacji. To nieuniknione. Trzeba jednak się wzajemnie szanować i próbować spokojnie rozwiązać problem. Dotąd tak właśnie się działo nawet w przypadkach, gdy w wyniku nieuwagi kierowców doszło do zarysowania autobusów czy nawet niegroźnych stłuczek. Nie przypominam sobie jednak przypadku, w którym kierowca po prostu odjeżdża z przystanku, nie próbując wyjaśnić wątpliwości.

Jan Popiołek, dyrektor PKS w Nowym Sączu:

- Ta sprawa to jakieś gigantyczne nieporozumienie. Z relacji naszego kierowcy, bardzo doświadczonego i opanowanego człowieka, wynika, że błąd popełnił kierowca MPK. Odjechał z przystanku, sądząc, że nic się nie stało. Nie doszło do zderzenia, nie było ofiar. Po prostu nerwowe zdarzenie na drodze i tyle. Rozumiem jednak jego oburzenie zachowaniem policjantów. Uważam, że zrobili przysłowiową pokazówkę, wyprowadzając z autobusu skutego kajdankami człowieka, który nie stwarzał dla nikogo zagrożenia. To po prostu niebywałe.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski