Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zaproszenie do bramy

Redakcja
A nim przeczuwał, że będzie to zaproszenie także do tańca, czyli na inaugurację tegorocznego karnawału? Bo na to wyszło. Zapraszamy do bramy - róg Św. Krzyża i św. Tomasza! Adres zaiste nietypowy.

Leszek Długosz: Z BRACKIEJ

Dom, raczej dworzyszcze, dociągnięte do pierzei ulicznej. Wraz żoną, zgodnie z programem, w wieczór przedsylwestrowy wchodzimy do bramy. Już widziałbym miny Państwa! Bo jakże mi opisywać swoje? Ale po kolei. Nasi przyjaciele z Prowansji Marta i Eryk F.; oni nas tam zwabili. Ów dom to Marty krakowski adres rodzinny. Eryk jest Francuzem, no i jest akurat lekarzem, Marta historykiem sztuki. Mieszkają w Prowansji. W wytwornym kurortowo-uniwersyteckim ośrodku, w Aix-en-Provence. Ich synowie Staś i Stefan, których poznałem jeszcze jako niedorostków, dziś to młodzież studencko-licealna. (No i wszyscy ciągną do babci na święta! No bo po polsku, krakowsku, udają się najlepiej?) Wybrali się wspaniale pod każdym względem. Doskonale wprowadzeni w historyczną i aktualną problematykę, mówią bez akcentu, tu należą do harcerstwa. Jak z dumą twierdzą: są i Francuzami, i Polakami. Oto piękna i pożyteczna wersja pedagogiki i patriotyzmu. Dodam: i jak mądrze użyteczna to pedagogika. Lecz co kryć, to zasługa światłego i tak zdopingowanego domu.

Tedy wchodzimy do obszernego pomieszczenia. Kiedyś to oczywista brama wjazdowa. Bruk, jeszcze stara kostka drewniana. Udekorowany dwoma kolumnami podest, wiodący na schody, teraz służy znakomicie za oryginalną estradę. Od wejścia zagarnia nas rozbawiony, kolorowy tłum. Światła, girlandy kwiatów, jedliny, zimne ognie, muzyka. Jakbyśmy weszli w środek jakiegoś planu filmowego? Jakbyśmy w środek jakiejś akcji teatralnej wpadli? Zaraz, zaraz, gdzież ja się w tym oszałamiająco-kolorowym ścisku znalazłem? Aaaa, jestem oto na wieczorze meksykańskim! Dociera do mnie. Zorganizowanym (pod kierunkiem rodziny F.) przez kolektyw mieszkańców tegoż domu. Sień taka, argumentację słyszę, że aż żal nie wykorzystać! A skąd wieczór meksykański? To jest mi też rozjaśniane. Regularny gość owego domu (dworzyszcza) pani Elżbieta Komarnicka, mieszkająca w Warszawie podróżniczka, plastyczka, jedna z najbardziej zasłużonych tłumaczek literatury iberoamerykańskiej, częstym jest tu gościem. Po prostu u swojej krakowskiej siostry. I tak poszła podpowiedź tego wieczoru. To jej wspaniałe zbiory stanowią, by tak rzec, sedno programu. Stroje prezentowano wszelako – na wieszakach, na modelach; wreszcie przybyła publiki powkładała na się jakieś "elementy meksykańskie”, jak fantazja kogo prowadziła. Szale, kapelusze, poncha, przyozdobienia wszelakie.

Na ścianach, również autorstwa tłumaczki podróżniczki, wystawa fotografii. Pomiędzy ścianami atmosfera fiesty! Jadło, napitki wszelakiej mocy, we wszelakich odcieniach i powabach meksykańskich. To składkowa kreacja komitetu lokatorów. Rozbawione, roziskrzone twarze! Znajomi, nieznajomi… I już znajomi! Widzę, że i "profesjonaliści podroży” Elżbieta i Andrzej Lisowscy też wiedzieli, gdzie kierunek na ten wieczór! Oto kulminacja – koncert. Dwaj gitarzyści, a tu mi się otworzyły oczy i uszy, przystrojeni jak z obrazka, a to Stefan i Stanisław, Polakofrancuzi (czy na odwrót), wziąwszy gitary, dali taki, po prostu profesjonalny, popis muzykowania na meksykańską nutę, że usiadłem z wrażenia! Nie zdążyłem ochłonąć, widzę – po schodach na estradkę spływa cud zjawisko! Dziewczę w kostiumie, tak oszałamiającej urody, że sama Frida Kahlo zazdrościłaby. Ale co tam kostium! Uroda dziewczęcia, wdzięk, gracja jaka! Powszechna konsternacja! A któż ona? Szepty. Xawiera, ktoś objaśnia. Jak poszła w taniec! O estrado, czułaś to estrado? Zapamiętaj te powaby, bo trafiło Ci się! Zaiste – bo stąpało, wywijało kiedy po twych deskach tak czarowne zjawisko? Publika przecierając oczy dopytuje: skąd tu w naszym mieście taka? Z zespołu Cracovia Danza. Ktoś szeptanką poucza. Francuzka ona. Od niedawna pod Wawelem.

Przedtem była w Genewie, w balecie u Bejarta! Siedzę, śledzę dalej – czuję, że panuje tu powszechne uniesienie! Gdzież ta Cracovia Danza? No, w Krakowie to oni jakby nie za wiele przez Miasto kochani, wspomagani. Więc i nie za wiele oglądani. Ale w świecie? Wspaniale przyjmowani! Ucichłem. Mógłbym w tym temacie dorzucić. Później miałem okazję sam zasięgnąć języka i pytam: – Xaviere, skąd pani tu pod Wawelem, i w tej sieni? Odpowiedź słyszę: – Marta i Eryk to moja ciotka i mój wujek… Potem było zbiorowe meksykańskie tańcowanie, śpiewały i tańczyły dzieci i pokolenia najstarsze. A gdy siły już opadły i chwila się uliryczniła – nastało polskie kolędowanie. Pani śpiewająca w Chórze Filharmonii, urzekająco śpiew wiodła. I doprawdy było: – Kochajmy się! Całkiem jak na końcu XII księgi "Pana Tadeusza”. A wszystko bez jednej ze strony Miasta złotówki! Ktoś zauważa i to. Bo tylko trzeba takich ludzi, słusznie dorzuca pani Gawlaso- wa, z jakże miłej i gościnnej, niedalekiej Galerii Larousse! To już Skrzynecki podpowiadał – jak sobie sami nie zorganizujemy własnej rozrywki, to nikt nam tego nie zapewni. Tak mówił. Potwierdzam z uśmiechem i z zadumą.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski