MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Zbawcze matołectwo

Redakcja
Proces wcielania do armii austriackiej był piekłem. Po całej Galicji krążyły opowieści o kapralach młócących rekrutów kijami; o bieganiu półnagich żołnierzy "przez żywe ulice z kilkuset rózg złożone"; o upiorności całej, 16 lat trwającej służby, przedłużanej w wypadku wojny.

FELIETON

Pierwsza taka rekrutacja w Krakowie odbyła się we wrześniu 1796 roku. Prowadzili ją oficerowie pułków piechoty "Kaiser" i "Olivier - Wallis:". W stan pogotowia postawiony był cały austriacki garnizon: wcześniejsze doświadczenia z Lublina czy Lwowa, gdzie rekrutów, bywało, broniły przed branką całe uzbrojone w kosy rodziny, nakazywały szczególną ostrożność.

Na dziedziniec zruderowanego zamku wawelskiego wpędzono 118 nieprzytomnych z bólu i przerażenia krótko ostrzyżonych rekrutów, najczęściej wyłowionych przed tygodniem z wiosek i przedmieść przez wójtów, a ubranych już w stare austriackie mundury i kamasze. Kazano im - jak pisze Józef Wawel-Louis - "przysięgać na wierność chorągwi wojskowej", a w samo południe, 30 września pognano do Podgórza. Po drodze, jeszcze na Kazimierzu, zastąpił kolumnie drogę mieszkający w Krakowie oficer kościuszkowski Jan Kułtonowski, wymachując nagą szablą i wzywając do buntu. Rekruci, przekonani o rewolucji, rozbiegli się po zaułkach. Wyłapano ich, skatowano, a starego kapitana oddano w ręce austriackiej sprawiedliwości.

Następne pokolenia tamtych galicyjskich (i nie tylko) rekrutów broniły się przed wzięciem w kamasze samookaleczeniami, najczęściem wybijaniem kilku przednich zębów, których brak uniemożliwiał odgryzanie wkładanych do lufy ładunków. W ostatnich dziesięcioleciach XIX wieku stosunki w armii zelżały na tyle, że można było, sięgając do portfela bogatych krewnych otrzymać od lekarza wojskowego zaświadczenie, iż poborowy cierpi (alternatywnie) na: ślepotę, bielmo szare i wszystkie inne nieuleczalne ułomności obu oczu; zupełną i nieuleczalną głuchotę na oba uszy; brak ręki lub nogi lub nieuleczalną niemożność ich używania; nieprawidłowy otwór odchodowy; padaczkę; matołectwo (Cretinismus); sądownie uznane obłąkanie, pomięszanie lub niedołęstwo umysłowe; karłowatość, zniedołężnienie, zwyrodnienie, chorobę nieuleczalną ciała... Komisje wojskowe pracowały dość liberalnie - oczywiście jeśli ich członkowie mieli odpowiednią po temu motywację.

Zmieniły się też stosunki w austriackim wojsku: czas służby skracano sukcesywnie, w zależności od rodzaju broni aż do 6 - 3 lat, zniesiono niektóre kary cielesne, żołnierzy (co było już czystą teorią) nie wolno było bić i wyzywać. Do wojskowego chleba - komiśniaka (można go dziś kupić na Starym Kleparzu) dosypywano mniej trocin, przeznaczając je głównie dla pensjonariuszy zakładów karnych.

Z tamtych czasów pozostała tradycyjna nieufność władz do werdyktów wojskowych komisji lekarskich. Nie bez kozery w Związku Sowieckim żołnierzom wracającym spod Berlina bez ręki czy nogi przyznawano rentę inwalidzką tylko na jeden rok... Aż do czasu zniesienia u nas "zaszczytnego obowiązku zasadniczej służby wojskowej" nie zmieniły się podstawowe metody symulacji i samookaleczeń.

Nikt już wprawdzie nie wybijał sobie przednich zębów, ale do końca życia będę pamiętał potworny krzyk bólu chłopaka, który akurat sto lat po tamtym pierwszym poborze, na dzień przed komisją owinął sobie nogę ręcznikiem zanurzonym we wrzącej wodzie...

LESZEK MAZAN, dziennikarz, krakauerolog i szwejkolog

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski