Znad morza

To, co się ewidentnie rzuca w oczy, to fakt, że wyjazdy zagraniczne nie są już tak atrakcyjne jak jeszcze kilka lat temu. Ponieważ boimy się latać do Tunezji, Turcji czy Egiptu zostajemy nad Bałtykiem, co od razu odbija się na jakości usług. Ponieważ wiadomo, że w nadmorskich budach z kebabami, rybami i innym byle jakim jedzeniem i tak się wszystko sprzeda, to zanika coś, co jeszcze kilka lat temu podnosiło jakość, zanika konkurencja.

Do tego dochodzi jeszcze fakt, że coraz trudniej jest o taniego pracownika sezonowego, także za sprawą programu 500+, ale przede wszystkim dlatego, że młodzi nie widzą powodu, by pracować nad polskim morzem za grosze, skoro to samo mogą robić za granicą, za dużo wyższe wynagrodzenie. Jakość usług w kurortach ewidentnie zatem zanurkowała. Dość niezwykłym jest to, co dzieje się na kolei. PKP Intercity jest dziś niczym Dr Jekyll i Mister Hyde.

Z jednej strony jeżdżą składy Pendolino, ale też pociągi Pesy i Newagu, których obsługa niejako wymusza wyższą jakość, ale z drugiej strony, są też te wszystkie składy sprzed 50 lat, brudne, popsute, niejednokrotnie spóźnione już na starcie. To jest jak zderzenie dwóch cywilizacji, i mam nadzieję, że już za kilka lat wygra cywilizacja Pendolino.

Co jeszcze widać z perspektywy Darłowa, Helu czy Trójmiasta? Ano to, że jest w naszym kraju gałązka (bo chyba jeszcze nie gałąź) gospodarki, (a może raczej usług), która rozwija się naprawdę dynamicznie. Tatuaże! Myślę, że już co czwarty Polak (albo Polka) ma tatuaż. Po co im to, nie wiem, ale rzuca się to w oczy na każdym kroku.