Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Żołnierz, patriota i artysta. Krawiec, który stał się legendą już za życia

Janusz Michalczak
Wnętrze pracowni Józefa Turbasy przy ul. św. Gertrudy - na pierwszym planie portret Mistrza
Wnętrze pracowni Józefa Turbasy przy ul. św. Gertrudy - na pierwszym planie portret Mistrza Fot. Janusz Michalczak
Ludzie. Przydomki własne mówią sporo o ludziach. Józef Turbasa nazywany był Pierwszym Krawcem Rzeczypospolitej, a sam sobie nadał przydomek „Brzoza - Sprawiedliwy”. Przyszło mu żyć w niezwykle trudnych czasach, pozostawił jeszcze niejedną tajemnicę przed nami...

Józef Turbasa zasługuje jeszcze na niejedno wyjątkowe miano, które dopełniłoby charakterystyki tego niezwykle utalentowanego człowieka. Także bardzo bogata biografia Turbasy seniora - choć wydaje się znawcom tematu dobrze znana - domaga się uzupełnienia i opowiedzenia na nowo.

Brzoza

Drzewo to kojarzy się z harmonią, pięknem i wiecznością. Taką symbolikę przypisywali mu już starożytni. Józef Turbasa nie tylko otaczał się pięknymi przedmiotami, ale sam je kreował. W czasach, gdy nie istniał internet, a telewizja stawiała pierwsze kroki, fama o jego wielkim talencie, wyczuciu stylu oraz elegancji przekazywana była z ust do ust.

Był jednym z nielicznych, być może nawet jedynym krawcem zza żelaznej kurtyny, który w latach 60. otrzymał propozycję pracy w Paryżu, w charakterze głównego krojczego u Pierre’a Cardina. Jak to możliwe, skąd, dlaczego? Tego nawet najbliżsi mogą się jedynie domyślać…

- Ojciec ubierał ludzi bardzo znanych - wspomina Jerzy Turbasa, syn Józefa, architekt, który kontynuuje krawieckie dzieło swojego ojca, prowadząc Artystyczną Pracownię Turbasy przy ul. Gertrudy. - Jego klientami byli również dyplomaci, między innymi pracownicy Konsulatu Generalnego Republiki Francji w Krakowie. Być może tą drogą słowa ojca dotarła do jednego z __najlepszych paryskich krawców.

To bardzo prawdopodobne, gdyż dwie dekady później Andrzej Wajda, który odbierał w stolicy Francji wspaniałe wyróżnienie w postaci członkostwa Akademii Francuskiej, mając na sobie pięknie uszyty i skrojony frak, zauważył, że z jakiegoś powodu bacznie przygląda mu się Pierre Cardin. - Ma pan bardzo dobrego, drogiego krawca - usłyszał z ust dyktatora mody. - Zapewne z __Krakowa.

Frak ten - bogato szamerowany kunsztownym haftem, którego pierwowzór powstał w pracowni nadwornego malarza Napoleona Bonapartego Jacquesa Louisa Davida - ów reżyser przekazał później do muzeum Uniwersytetu Jagiellońskiego. Twórca „Ziemi obiecanej”, „Popiołów” i „Człowieka z marmuru” uznał, że jest to najlepsze miejsce dla takiego daru.

Gdyby przyjąć filmową miarę, to Józef Turbasa miał w swoim dorobku osiągnięcia prawdziwie oscarowe. 4 lata później, po wielkim paryskim wydarzeniu, Wajda odbierał z rąk Jane Fondy, we smokingu uszytym przez Turbasę, statuetkę Oscara, którą Holywoodzka Akademia Filmowa przyznała mu za całokształt twórczości.

Na mnie, jakiś czas temu, duże wrażenie zrobiła forma przywołania pamięci o Czesławie Miłoszu przez pracownię z ulicy św. Gertrudy, której klientem był również autor „Zniewolonego umysłu”. W witrynie umieszczono wykroje garniturów wykonane dla noblisty, a zainteresowani mogli otrzymać na pamiątkę nawet ich miniatury.

Bardzo trudno byłoby wymienić wszystkie wybitne postacie goszczące w pracowni krakowskiego krawca. Wiadomo, że nie był zainteresowany wykonywaniem zamówień składanych np. przez gwiazdy muzyki pop - odmówił między innymi Skaldom, którzy chcieli mieć kostiumy estradowe spod igły Turbasy.

Ale i tak spektrum osób, które gościły u niego, jest bardzo szerokie. We frakach Turbasy dyrygowali wielkimi orkiestrami Antoni Witt i Kazimierz Kord, w garniturach i marynarkach można było zobaczyć między innymi konferansjera i dziennikarza Lucjana Kydryńskiego, który w smokingach Turbasy prowadził Opole i Sopot, a także jazzmana Tomasza Stańkę i kompozytora Krzysztofa Pendereckiego.

W Artystycznej Pracowni Krawieckiej J. Turbasy gościli i goszczą ludzie z pierwszych stron gazet - politycy, biznesmeni, w tym szefowie największych korporacji. Bez ich zgody krawiecka firma z ul. Gertrudy nie udziela, z całkowicie oczywistych przyczyn, informacji na temat swych najważniejszych klientów...

Na czym polega krawiecki sukces Józefa Turbasy i jego pracowni? Czym wyróżnia się tak doskonale krawiectwo? Pytam o to Jerzego Turbasę, syna i następcę, którego artystyczne zainteresowania oraz twórczy zawód, jakim jest architektura, pozwalają na obiektywną ocenę talentu ojca.

- Ojciec trzymał się żelaznej zasady - i my wszyscy się później do niej stosowaliśmy - że najważniejszy jest klient - mówi Jerzy Turbasa. - Nigdy nie szyliśmy garniturów dla mężczyzn ani też kostiumów dla kobiet. Myśmy ich ubierali. To nie garnitur czy kostium miał się doskonale prezentować, ale człowiek, który miał go na sobie. To było dla ojca najważniejsze. To trochę tak, jak w anegdocie dotyczącej premiera Wielkiej Brytanii Martina Edena, który miał opinię niezwykle eleganckiego mężczyzny. Któregoś dnia usłyszał na jakimś przyjęciu uwagę: ,,Ma pan pięknie skrojony garnitur. Czy mógłby pan podać mi nazwisko krawca?”. Eden spełnił tę prośbę, ale krawca zmienił, gdyż chciał, by przede wszystkim to jego było widać w garniturze, a nie na odwrót.

Oczywiście każdy, kto zetknął się z osobami noszącymi garnitury „od Turbasy”, doskonale wie, na czym polega szczególny rodzaj klasycznej elegancji, którą one emanują.

Sprawiedliwy

W tej części opowieści o legendarnym krawcu wypadałoby zacząć od początku, to znaczy od czasów, w których Józef Turbasa - czując się odpowiedzialnym za rodzinę - próbował realizować swoje zawodowe pasje na przekór rozmaitym zewnętrznym uwarunkowaniom jako „wróg” ludu i ówczesnego systemu. „Brzoza” była jego konspiracyjnym pseudonimem czasów służby w Armii Krajowej, w zgrupowaniu „Żelbet”. Krawiectwo stanowiło dla niego, a przy okazji zapewne i dla całej rodziny, także formę terapii, odreagowania.

- Pytał pan, czy ojciec był człowiek rodzinnym - mówi Jerzy Turbasa. - Otóż całe nasze życie było w jakimś sensie wspólne i toczyło się wokół pracowni ojca, którą było nasze mieszkanie. Pierwotnie pracownia znajdowała się na Gertrudy pod numerem 14, na parterze, później - w tej samej kamienicy na pierwszym piętrze. Ojciec następnie przeniósł się pod 15-stkę. Pamiętam, że gdy ulica otrzymała nowego patrona - Waryńskiego, zmieniałem moją pieczątkę. Ojciec jednak wciąż podbijał swoje pisma i wykroje starą pieczątką - ze św. Gertrudą jako patronką. Wyrażał tym własny stosunek do __ówczesnej rzeczywistości.

Bardzo często do pracowni trafiały zachodnie katalogi mody. Przeglądanie ich było dla wszystkich wielkich świętem, oderwaniem się od paździerzowego, czarno-białego PRL-u i wejściem w kolorowy, tętniący wolnością oraz elegancją świat zachodni.

Józef Turbasa, rocznik 1921, wkraczał w arkana krawieckiego zawodu jeszcze przed wojną. Uczył się od najlepszych. Tajniki tej profesji dane było mu jednak zgłębić w okolicznościach jeszcze bardziej niezwykłych i dramatycznych niż czas okupacji, kiedy to już praktykował. Aresztowany po wojnie przez UB, jako były żołnierz Armii Krajowej, trafił do jednej celi z Józefem Aksakiem, ówczesną krakowską sławą krawiecką. Znalazł się on w celi wiezienia, gdyż zadenuncjował jednego ze swoich klientów w czasie wojny.- To trochę sytuacja przypominająca pobyt w jednej celi Kazimierza Moczarskiego i kata powstania Warszawskiego Jurgena Stroopa. Tak postępowała wtedy komuna, która wszelkimi metodami chciała upodlić więźnia, patriotę.

Mnie sytuacja ta przypomina z kolei nieco historię opisaną przez Aleksandra Dumasa w powieści „Hrabia Monte Christo”, gdzie jeden wiezień przekazuje drugiemu wiedzę o wielkim skarbie. W tym przypadku Aksak, absolwent Monachijskiej Akademii Mody Mullera, dostrzegając w młodym Turbasie potencjał, dostarcza mu w chwili śmiertelnego zagrożenia dla obu drogocenne wskazówki na temat krawiectwa.

Józef Turbasa, który w Krakowie budzi respekt jako człowiek kierujący się w swoim życiu twardymi zasadami, ma również ogromne zasługi dla rozwoju rzemiosła w naszym mieście - jako nauczyciel zawodu, a także jako działacz społeczny, zawsze bardzo bliski Kościołowi i jego ówczesnemu pasterzowi Karolowi Wojtyle, późniejszemu Papieżowi i Świętemu.

Był pierwszym królem kurkowym w wolnej rzeczypospolitej. Podczas intronizacji, która odbyła się w roku 1980, nadał sobie przydomek ,,Brzoza - Sprawiedliwy”.

WIDEO: Mówimy po krakosku - odcinek 4

Autor: Gazeta Krakowska, Dziennik Polski, NaszeMiasto

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski