MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Zostały same w Pałacu...

Redakcja
Lech i Maria Kaczyńscy z Lulą i Tytusem Fot. www.prezydent.pl
Lech i Maria Kaczyńscy z Lulą i Tytusem Fot. www.prezydent.pl
Rudolf oczarował Lecha Kaczyńskiego - wówczas prezydenta Warszawy - i jego żonę dokładnie 11 stycznia 2004 roku, na premierze musicalu "Koty" w warszawskim teatrze Roma. Kot, który wówczas nosił schroniskowe imię Prezes, pomagał zbierać pieniądze na warszawskie schronisko dla bezdomnych zwierząt.

Lech i Maria Kaczyńscy z Lulą i Tytusem Fot. www.prezydent.pl

Trafił tam po śmierci swojej opiekunki, oddany przez jej rodzinę. Maria Kaczyńska wypytała o jego losy i zdecydowała, że adoptuje Prezesa, mimo, że w ich sopockim mieszkaniu była już kotka i dwa psy. Urzeczona jego urodą, godną gwiazdora filmowego sprzed lat, nazwała go Rudolf.

Lula, nazywana także Lulindą lub Lulisią pojawiła się w domu państwa Kaczyńskich w 2000 roku. Jadąc z Warszawy do Sopotu Lecz Kaczyński zatrzymał się na stacji benzynowej i tam zobaczył małą, "wielorasową" suczkę, pijącą wodę z kałuży. Zareagował, jak każdy miłośnik zwierząt - najpierw psinę nakarmił, potem wypytał o nią obsługę stacji. A gdy dowiedział się, że suczka od tygodnia błąka się po okolicy - po prostu zawiózł ją do domu. Tam powitały ją domowe zwierzaki - terier szkocki Tytus, jedyny zwierzak, który został przez państwa Kaczyńskich kupiony i bura kotka Molly, która w zimny, listopadowy poranek 1995 roku po prostu weszła do samochodu przyszłego prezydenta. "Mieliśmy w tym czasie dojrzałą kocicę Klarę i psa Bazylego. Molly, bardzo przyjacielska, chciała zaprzyjaźnić się z Klarą, ta jednak nie była zachwycona nowym towarzystwem i właściwie zawsze ją odganiała. Z Bazylim natomiast żyła w zgodzie. Molly rozumiała, co się do niej mówiło i bardzo głośno mruczała, gdy się ją głaskało. Nigdy nikogo nie podrapała. Mimo że była prawie trzy razy mniejsza od Rudolfa, podporządkowała go sobie tak, że Rudolf nie miał odwagi wejść na swoje łóżko, gdy Molly sobie tego nie życzyła" - pisała na prezydenckiej stronie internetowej Maria Kaczyńska.

Miłośnicy zwierząt, niezależnie od poglądów politycznych, z ogromnym szacunkiem mówią o działaniach Lecha Kaczyńskiego na rzecz zwierząt. I nie były to legendy, lecz fakty. Jako prezydent Warszawy zorganizował opiekę nad bezdomnymi kotami na poziomie, który może być wzorem nie tylko w Polsce. Z budżetu tego miasta opłacane są sterylizacje, a także leczenie i dokarmianie tych zwierząt. Mało kto wie, jak wyglądało pierwsze spotkanie prezydenta Warszawy Lecha Kaczyńskiego z wojewodą mazowieckim Leszkiem Mizielińskim. Tego dnia było blisko 30 stopni mrozu, więc Lech Kaczyński przyszedł do wojewody z prośbą - by ten, jako właściciel ich wspólnej siedziby zlecił otwarcie piwnicznych okienek, bo koty giną na mrozie. W 2003 roku wydał bezprecedensowy apel do warszawiaków, prosząc ich o otwieranie piwnicznych okienek w czasie mrozów. W ratuszowym ogródku stanęły zaś specjalne domki dla bezdomnych kotów.

Już jako prezydent Polski powołał urząd Pełnomocnika do Spraw Ochrony Zwierząt; nota bene w czasie, gdy był prezydentem Warszawy, przy urzędzie miasta również stworzył podobne stanowisko, jedyne tego typu w Polsce. Jak bardzo ten nowy urząd był potrzebny wiedzą ci, którzy szukając pomocy dla dręczonych zwierzaków, znajdowali wsparcie i pomoc prawną właśnie u pełnomocnika, którym została Karina Schwerzler. W 2007 roku prezydent RP Lech Kaczyński został ogłoszony Kociarzem Roku przez nieistniejący już miesięcznik "KOT". Wcześniej był dwukrotnie do tego tytułu nominowany. Jak mało które wyróżnienie było ono przyznane z serca, poprzez ogólnopolskie głosowanie. Miłośnicy zwierząt oddawali swoje głosy nie na głowę państwa, lecz na człowieka wrażliwego, który dla kotów zrobił bardzo wiele. Jego wrażliwość obejmowała oczywiście wszystkie zwierzęta. Znane były opowieści o kaczuszkach z gazonu w prezydenckim ogrodzie, maszerujących bezkarnie po czerwonym dywanie, rozłożonym na cześć ważnej delegacji i o tym, że nowo zatrudnianych ludzi w swoje kancelarii pytał o ich stosunek do myślistwa - bo sam myśliwych nie lubił.
Tytus i Molly odeszły na zawsze w 2009 roku. W Pałacu Prezydenckim pozostały Rudolf i Lula, które wciąż czekają na powrót swoich opiekunów...

BARBARA MATOGA

[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski