MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Życie z etykietką "dopa"

Redakcja
Istniało kiedyś pojęcie "uczeń dostateczny". Brzmiało strasznie i było etykietą dla tych, którzy - zdaniem nauczycieli - nie mieli szans na lepszą ocenę. Schemat postrzegania takiego ucznia przez pryzmat jego ocen nie pozwalał nauczycielom na zauważenie poprawy i często - bez względu na pojawiające się czasami lepsze oceny - rok szkolny kończył się samymi dostatecznymi. Bo był to uczeń dostateczny. Jego sylwetkę tworzyły oceny.

Wpuszczeni w schemat

Kiedyś jeden taki "uczeń dostateczny" napisał piękną pracę domową, korzystając z pomocy fachowców z danego zagadnienia. Wydawało mu się, jak i współtwórcom, że praca jest wspaniała. Jakie było zdziwienie, gdy i to dzieło zostało ocenione na "dostateczny". Tak więc próba wyjścia ze schematu, wprawdzie niezbyt uczciwa, ale i tak się nie powiodła. Siła przekonania była większa od widocznego faktu.
Ostatnie lata obfitują w świadectwa pełne ocen dopuszczających. Nie wiem, jak określać tych, którzy otrzymują same "dopy", chyba należałoby mówić "uczeń dopuszczający", a może "dopuszczony"?
Te "dopy" są tak rozpowszechnione, że dostaje się je także z muzyki i wuefu, co oznacza, że nawet śpiewać się już nie chce i zabawy ruchowe też nie przynoszą radości. Kiedy patrzy się na takie nudne świadectwo, składające się z samych "dopów", pojawia się refleksja co do sensu tej oceny i jej funkcji dla ucznia i nauczyciela.

Dopuszczeni do… porażki

Rola oceny szkolnej jest dwojaka. Formalnie ocena jest zakodowaną informacją o wynikach, ale w warunkach szkolnych przez jej pryzmat dokonuje się wartościowania osoby, która daną ocenę otrzymuje. I to jest jej zakamuflowana siła, która ma bardzo istotne znaczenie. Wartościowanie - to mechanizm, który wkomponowany jest w ludzkie funkcjonowanie i ma swoje daleko idące konsekwencje. Jest to subiektywne odniesienie do świata, wynikające ze znaczenia, jakie nadajemy ludziom, rzeczom, zdarzeniom. Wartość człowieka, który przez czas pobytu w szkole otrzymuje tylko oceny dopuszczające, jest w oczach nauczycieli jednoznacznie niska. Tym bardziej, że często nie ma - poza oceną - innej płaszczyzny odniesienia. Z braku innych, poza szkolnymi, relacji i bliższego poznania ucznia, ocenia się jego osobę wyłącznie przez pryzmat ocen. W ten sposób pojawia się stereotyp ucznia dostatecznego, dobrego, czy "dopuszczającego".
"Uczeń dopuszczający" - to ten, którego dopuści się do odpowiedzi, bo takie jest jego prawo, dopuści do kolejnego poprawiania sprawdzianu, dopuści z trudem do uzyskania promocji do następnej klasy, a potem nawet do matury. W ramach wyrównywania szans dopuszcza się człowieka do kolejnej klęski, mając o nim najgorsze zdanie, wmawiając mu, że to dla jego dobra. Tak się wyrównuje, że pozwala się istnieć w gronie ostatnich - dopuszczonych.

Z zabitą motywacją

Takie szafowanie oceną dopuszczającą prowadzi u ucznia do lekceważenia jej wartości. "Dopa" i tak się jakoś dostanie, bez specjalnego wysiłku. Nie jest to upragniona ocena, a jeżeli już czasem się o nią walczy, to tylko po to, aby ostatecznie nie przegrać i nie powtarzać klasy. Jej walor motywujący jest żaden. Proces motywacyjny wyzwala się wtedy, gdy człowiek nadaje wartość temu, co pragnie osiągnąć i gdy osiągnięcie tego jest możliwe. W przypadku nadmiaru ocen dopuszczająch, przypadających na jednego ucznia, odbywa się raczej proces "zabijania motywacji". Nikt przecież nie marzy o ocenie dopuszczającej. Jest nijaka, ale pozwala na promocję do następnej klasy. Łatwo ją dostać, ale też łatwo zostać zaetykietowanym. Trudno potem zmienić swój wizerunek, jeśli "dopów" przybywa. Ale znowu jest jakaś korzyść, bo bez zaangażowania na "dopach" przechodzi się z klasy do klasy. Buduje się przekonanie (tym razem poparte faktami!), że można przejść przez szkołę, nic nie robiąc. W dodatku nie dotyczy to już jednego ucznia, ale całej grupy, która udziela sobie wsparcia, wypracowując określony stosunek do szkoły. Sztuka uników i przetrwania jest tu wysoko ceniona.

Czy stoją, czy leżą, to i tak

Czasami, przy odpowiednich możliwościach finansowych rodziców, można coś zmienić w ocenach dzięki korepetycjom. Ale nie w sposób zasadniczy, bo na to nie da się nabrać żaden nauczyciel, który już wie, że ten, to "tylko dopuszczający".
Zebrał się taki jeden i po kilku niedostatecznych dostał ze sprawdzianu piątkę. Zebrał się, bo chodził na korepetycje. Sam nie był w stanie podołać zaległościom, a nauczyciel nie był zainteresowany, by mu jakoś szczególnie pomóc. Ale skoro dostał pierwszą piątkę, potem zebrał się znowu i dostał czwórkę. Na semestr oczywiście "dopa". Już się więcej nie zbierał, bo "dopa" to i tak się dostaje bez wysiłku. Ten "dop" jest nijaki, bo nie informuje o sukcesie, ani wysiłku, ani tym bardziej wkładzie pracy nauczyciela, czy korepetytora. Przyczynia się jednak do budowania wizerunku osoby, która ma niewielkie szanse na jego zmianę. Utrwala przekonanie otoczenia i własne o tym, że wprawdzie nic się nie umie, ale przecież z tego też nic nie wynika. Utrwala przekonanie o własnej "nijakości". Skoro nikt nie zauważył, że coś drgnęło i mogło być inaczej, to po co się starać? "Dop" pozwala spokojnie przetrwać, bez narażania się na dodatkowy wysiłek. Grupa rówieśnicza też zauważa bezsens takiego starania i zaraz przekona, że lepiej się nie wychylać.

Kształtować poczucie wartości

Ten proces może trwać bardzo długo. Dopiero zmiana środowiska może wyzwolić nowe sposoby funkcjonowania i być szansą rozwoju. Bywa, że wreszcie studiowanie, gdzie nie ma ocen dopuszczających, a większa jest odpowiedzialność studenta za własne uczenie się, zmienia ten okrutny mechanizm.
Aby zapobiec temu swoistemu zabijaniu motywacji należałoby wziąć odpowiedzialność za uczenie się i proces nauczania. Jeśli uczeń po niepowodzeniach podejmuje wysiłek, aby wyjść z trudności, to dlaczego dorosły tego nie dostrzega i nie nagradza oceną dla wzmocnienia procesu? Co więcej, często nauczyciele uważają, że to zaniżona ocena pełni rolę motywacyjną, obawiając się, że gdy nagrodzą ucznia "piątką", to on przestanie się uczyć. Nic bardziej błędnego.
Dawno, dawno temu, nauczyciel odpytywał uczniów ze znajomości wiersza. Prawie nikt przy pierwszym odpytywaniu go nie umiał, więc sypały się oceny niedostateczne. Na następnej lekcji ponownie należało recytować ten sam wiersz i znów wielu go nie umiało, więc znowu były oceny niedostateczne. Na kolejnej, kiedy już uczniowie mieli po kilka tych "pał", ponowne sprawdzanie znajomości tego samego wiersza. I co się okazało? Ten, kto umiał, otrzymywał piątkę - i gratulacje nauczyciela, który był bardzo zadowolony, że może postawić piątkę, a skreślić dwóje. Właśnie; skreślić, bo przecież uczeń udowodnił, że się nauczył, więc jaką wartość mają teraz poprzednie oceny? To jest zwyczajny przebieg procesu edukacyjnego i kształtowanie motywacji. To jest również sposób na kształtowanie poczucia wartości ucznia, którego nie postrzega się przez pryzmat jego ocen.

Bez szansy na zmianę?

Oczywiście są i tacy, którzy nie chcą z takiej szansy skorzystać. Jeśli uczeń wie, że się nie przykładał do nauki i wie, jakie powinny być tego konsekwencje, a nawet chce je ponieść, to dlaczego dorosły skazuje go na "dopuszczenie" do następnej klasy? Znacznie korzystniej jest odbudować swój wizerunek po klęsce i zmagać się z trudnościami niż brnąć w ostatnim szeregu z ciągłym poczuciem wstydu. Uczeń ma prawo do poniesienia konsekwencji swoich zaniedbań. To właśnie daje mu szansę na poprawienie ocen i wyjście z przekonania, że nic nie umie. Dzieło nie powstaje bez zmagań i wysiłku. Ale wtedy, gdy wreszcie powstanie, z dumą można pokazać po latach świadectwo własnym dzieciom i nie wstydzić się tego, że kiedyś było się uczniem.
Jeśli z kolei nauczyciel wie, że nic nie zrobił, aby nauczyć, poszukać kontaktu, zachęcić, znaleźć ciekawszą metodę pracy albo choćby konsekwentnie wyegzekwować to, czego nauczył, to z pewnością przyczyni się do tego "dopuszczenia".
Przyjęcie odpowiedzialności po obu stronach jest niezbędne. Ze strony nauczyciela należy jednak oczekiwać uczciwego podejścia do procesu dydaktycznego, w którym podobno niebagatelną rolę odgrywa ocena. "Dopuszczająca", stosowana powszechnie i z żelazną konsekwencją, działa niestety destrukcyjnie.
WANDA PAPUGOWA
Autorka jest psychologiem, pracuje m.in. jako edukator, prowadząc warsztaty dla nauczycieli.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski