18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

10 książek, bez których świat wyglądałby zupełnie inaczej

Redakcja
Bez Wielkiej Encyklopedii Francuskiej i encyklopedystów mogłoby nie być Napoleona
Bez Wielkiej Encyklopedii Francuskiej i encyklopedystów mogłoby nie być Napoleona
Krytycy powiedzą zapewne, że Biblia, zbiór natchnionych przekazów spisanych w różnych stylach i epokach, nie jest książką w klasycznym tego słowa znaczeniu. Będą mieli rację, choć tak naprawdę kwestię tę można zaliczyć raczej do problemów edytorskich.

Bez Wielkiej Encyklopedii Francuskiej i encyklopedystów mogłoby nie być Napoleona

"Na początku Bóg stworzył niebo i ziemię" - tak brzmi początek Księgi Rodzaju. Czy komuś to się podoba, czy nie, to niektóre książki wpłynęły na losy ludzkości.

Kilkadziesiąt ksiąg biblijnych zdominowało ludzkie myślenie, postrzeganie świata, obrazowanie zachodzących w nim zjawisk na tysiąclecia i jest aktualnych do dziś. Nauczyło ludzkość monoteizmu oraz tego, że każdy czyn ma swoje konsekwencje. Dziś Biblię można czytać w 471 językach, będących ojczystymi dla blisko pięciu miliardów ludzi.

Nowy Testament, głoszący Zbawiciela w Ewangeliach, nie ma zaś konkurencji w dziedzinie metafizycznego optymizmu. O. Wilfrid John Harrington, irlandzki biblista, powiedział kiedyś, że gdyby tylko w Ewangelii św. Łukasza policzyć słowa "miłość", "miłosierdzie" czy "przebaczenie", można by nimi z powodzeniem obdzielić sporą działkę literatury dla szukających duchowego pocieszenia.

Ostanie księgi nowotestamentowe spisano w II wieku po Chrystusie. Jakie zatem książkowe przewodniki czytała ludzkość wcześniej? Okazuje się, że najbardziej oddziałującą księgą inteligencji starożytnej był platoński "Tima-jos". To właśnie z niego pochodzi koncepcja demiurga, kształtującego świat z nieokreślonej materii, i mit o Atlantydzie, świecie bez skazy, zamieszkanym przez szlachetnych Atlantów.

"Timajos" jako jeden z niewielu dialogów Platona znany był w średniowieczu, komentowano go m.in. na uniwersytecie w Paryżu. A XII-wieczni mnisi filozofowie z Chartres ukuli nawet teorię, w której platońskie koncepcje zaczerpnięte z "Timajosa" utożsamiono z biblijną wiarą w to, że Bóg, aktem wolnej woli, stworzył świat z niczego. Pewnie dlatego do dziś niektórzy są przekonani, że Platon powinien znaleźć się w panteonie świętych chrześcijańskich.

Dialogi platońskie znał zapewne również św. Augustyn, jeden z największych tuzów wczesnego chrześcijaństwa właśnie w wersji neoplatońskiej. To spod jego ręki (badacze przypuszczają, że mniej więcej w latach 413-427) wyszło opasłe "Państwo Boże", jeden z najbardziej oddziałujących na ludzką wyobraźnię tekstów politycznych. Choć wedle św. Augustyna chrześcijanie winni służyć bardziej swojej duchowej ojczyźnie, muszą także angażować się w działalność na ziemskim padole. Stąd płynie obowiązek przekształcania świata według Ewangelii.

Owo zaangażowanie i budowa wymarzonej przez św. Augustyna Nowej Jerozolimy trwa już z górą półtora tysiąca lat. Choć sceptycy dowodzą, że końca nie widać, powołajmy się na słowa świętego, który w rzeczach światowych (jest chyba taką budowa sprawiedliwszego bytu?) zalecał daleko posunięte roztropność i cierpliwość.

Dla półtora miliarda żyjących dziś na świecie muzułmanów duchowym przewodnikiem nie jest jednak żaden z traktatów doktorów Kościoła, lecz spisany przez Mahometa Koran. Działo się to w pierwszej połowie VII wieku, a słowa Allaha do świętej księgi dyktował prorokowi sam Archanioł Gabriel. Koran składa się ze 114 sur i jest szczegółowym opisem zachowań pobożnego muzułmanina, od postów i jałmużny, po zbrojną walkę przeciw wrogom religii. W wielu państwach Koran jest głównym źródłem prawa (szariat) i to wedle jego interpretacji ustala się, co jest przestępstwem i jak należy karać winnych.
Do XIII wieku, kiedy to św. Tomasz z Akwinu wykładał swoje tezy w Paryżu i Kolonii, żądny podbojów islam zdążył już opanować sporą część ówczesnego świata. Pod jego naporem do upadku chyliło się nawet państwo krzyżowców w Palestynie, które "miało trwać tysiąc lat". Może właśnie to skłoniło filozofa do zsyntetyzowania wszelkiej wiedzy, jaką do tej pory posiadł człowiek. Jakiekolwiek by zresztą były intencje św. Tomasza, dzięki nim ludzkość otrzymała "Sumę teologiczną", szczytowe osiągnięcie ludzkiego intelektu.

Czy filozoficzne opus magnum może być książką zmieniającą intelektualnie ludzkość? W przypadku Tomaszowej "Sumy" jak najbardziej. Do dziś jej tezy stanowią filary oficjalnej doktryny Kościoła. Oponenci zarzucają im co prawda archaiczność i nieprzystawanie do postępowego świata, ale wystarczy zajrzeć do którejś z encyklik Jana Pawła II, by przekonać się, że są naszpikowane cytatami ze św. Tomasza niczym świąteczny sernik bakaliami.

Minęło pół tysiąclecia i znów do pracy wzięli się filozofowie, tym razem spod znaku Le Bretona, d'Alemberta oraz Diderota i spółki. To z ich inicjatywy w 1751 r. świat ujrzał pierwszy tom Wielkiej Encyklopedii Francuskiej, stawiającej sobie zadanie "oświecenia" ludzkich umysłów.

35 tomów, blisko 72 tys. haseł, ok. trzech tys. ilustracji i słowa, mnóstwo słów (dumni ze swej encyklopedii Francuzi policzyli, że użyto ich w niej 21 milionów) wywracających cały dotychczasowy porządek świata. Skutki znamy: wybuch rewolucji w 1789 r., ścięcie Ludwika XVI cztery lata później i początek spływającej krwią epoki Napoleona. Po raz kolejny okazało się, że to, co "naukowe", wcale nie musi być dla ludzkości "pożyteczne".

Jeszcze lepszą ilustracją tej niepopularnej tezy jest ulotny druk z 1848 r., wydany w Londynie, w którym nieznani jeszcze wtedy szerszej publice Karol Marks i Fryderyk Engels wyłożyli zasady tzw. socjalizmu naukowego. Broszura zatytułowana "Manifest komunistyczny" kończyła się złowieszczymi słowami: "Proletariusze wszystkich krajów, łączcie się!". Miliony ludzi budzi się do dziś na samo ich wspomnienie.

Czy Marks, skądinąd birbant i darmozjad, żyjący bezwstydnie z pieniędzy Engelsa, choć przez chwilę przypuszczał, jaki koszmar funduje bliźnim, wymyślając komunizm? Czy spałby spokojnie, wiedząc, że jeszcze na początku XXI wieku miliony ludzi przeklinają fakt, że obłędna ideologia kształtuje ich życie? Zapewne nie. Przecież "Komunizm to nie wybór, to dziejowa konieczność" - jak stoi w "Krótkim kursie WKP(b)", owocu intelektualnej pracy najzdolniejszego z uczniów Marksa - tow. Stalina.

W XX wieku miliony otumanionych ludzi maszerowały pod sztandarami komunizmu, ale i on znalazł swojego konkurenta - hitleryzm. Zasady tegoż wyłożył w dziele "Mein Kampf" jego twórca Adolf Hitler. Co ciekawe, tekst powstał w więzieniu w Landsbergu, gdzie Hitler, traktowany powszechnie jako nieszkodliwy wariat, odsiadywał wyrok za tzw. pucz piwny w 1923 r. Z czasem miało się okazać, że wcale wariatem nie jest, a jego mętnawy wykład doprowadzi do hekatomby II wojny światowej.
Rasa panów, programowy antysemityzm, narodowy socjalizm, parcie na wschód, Tysiącletnia Rzesza - zawartość "Mein Kampf" nie jest szczytem umysłowego wyrafinowania, ale w polityce nie zawsze liczy się subtelny język i intelektualne argumenty. I jeszcze jedno: 70 lat po samobójstwie Hitlera, czyli w 2015 r., prawa autorskie "Mein Kampf" wygasną, zaś książka stanie się własnością publiczną.

Wydawałoby się, że po komunizmie i hitleryzmie żadna ideologia nie jest już w stanie poruszyć ludzkości. Myślano tak jednak tylko do 1948 r., gdy Alfred Kinsey, amerykański biolog i entomolog, opublikował książkę "Sexual Behavior In The Human Male". Wraz z dodatkiem "Sexual Behavior In The Human Female" (1953) stanowią tzw. Raport Kinseya, naukową podbudowę zjawiska zwanego rewolucją seksualną.

Początkowo nic nie zapowiadało, że pod wpływem tego dzieła świat zwariuje na punkcie seksu. Wywiady z kobietami i mężczyznami dowodziły co prawda, że amerykański purytanizm to już pieśń przeszłości, że spory procent badanych uznaje homoseksualizm i że "skok w bok" oraz pornografia to uznany sposób zaspokajania libido, ale skutkami społecznymi zdumiony był nawet sam Kinsey.

Dziś wiemy, że sporą część "Raportu" uczony po prostu zmyślił, a statystyki zręcznie podretuszował, ale mleko się wylało. Seks wkroczył w życie publiczne świata bezkompromisowo i wcale nie zamierza się stamtąd wycofać.

W przeciwieństwie do epigonów komunizmu, których na świecie szczęśliwie coraz mniej. Historycy zwracają uwagę, że odwrót od idei Marksa zaczął się dokładnie 24 i 25 lutego 1956 r., kiedy to Nikita Chruszczow wygłosił na XX Zjeździe KPZR referat "O kulcie jednostki i jego następstwach", potępiający w czambuł terror Stalina. Książkową wersję referatu ochrzczono "Raportem Chruszczowa" - stała się powodem tzw. odwilży w krajach socjalistycznych w połowie lat 60.

Tow. Chruszczow, tępawy aparatczyk z mocarstwowymi zapędami, nie wywołał tej burzy z miłości do cierpiących pod butem komuny ludzi. Poluzowanie kajdan wyszło mu niejako mimowolnie, w walce o przywództwo po śmierci generalissimusa. Potwierdziło jednak tezę, że zapisane słowa mają moc kierowania świata na całkiem nowe tory.

MARIUSZ GRABOWSKI

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski