Burzę, która przeszła nad okolicą Proszowic 10 czerwca 2013 roku ludzie będą wspominać jeszcze przez długie lata. Ulewny deszcz połączony z gradobiciem spowodował ogromne zniszczenia. Od tego czasu poszkodowanym udało się jednak zlikwidować skutki nawałnicy: podtopione posesje zostały osuszone i uporządkowane, uszkodzone dachy naprawione, ogrodzenia odbudowane.
Z jednym wyjątkiem.
Pamiątka po nawałnicy
Przed posesją Pawła Glińskiego w Czajęczycach nadal widać przewrócony fragment ogrodzenia, na którym do dzisiaj znajdują się wyschnięte resztki tego, co niosła ze sobą woda w czerwcu 2013 roku. - To, co się wtedy stało jest efektem zaniedbań, jakich dopuścili się zarządcy drogi powiatowej z Proszowic do Koszyc. To przez zanieczyszczone rowy i brak przepustów woda przelała się przez drogę, zalewając moją posesję - opowiada Marta Glińska, matka właściciela. Przypomina, że poza zwaleniem ogrodzenia woda dostała się do piwnicy, stodoły, studni, naniosła na posesję duże ilości mułu. - Chodziłam po kolana w błocie - mówi.
Ponieważ droga, przy której leży zalana posesja, jest powiatowa, Marta Glińska uznała, że z tytułu poniesionych strat należy się jej od starostwa odszkodowanie. Zarząd powiatu stanął jednak na stanowisku, że nie ponosi winy za to, co stało się 10 czerwca w Czajęczycach.
Kierująca Zarządem Dróg Powiatowych Janina Krzek wyjaśnia, że system odwodnienia drogi, który znajduje się w sąsiedztwie posesji Glińskich, jest prawidłowy. Przepust pod drogą powiatową był drożny, a brak przepustu i i rowu wzdłuż posesji tłumaczy faktem, że w tym miejscu znajduje się wododział. - Zostało to wszystko w ten sposób zaprojektowane celowo - mówi.
Odrzuca też argument mówiący, że to niewłaściwe odwodnienie drogi spowodowało zalanie posesji i zniszczenie ogrodzenia. - Woda, która zalała posesję, to nie była woda z drogi powiatowej, tylko z pól znajdujących się po drugiej stronie. A za to już jest odpowiedzialny system melioracji. Jednak takich ilości spływającej wody jak wtedy, która dodatkowo niosła za sobą ziemię i to, co zebrała z pól, żadne rowy nie byłyby w stanie pomieścić - przekonuje.
Na takim samym stanowisku stanął zarząd powiatu, odmawiając Marcie Glińskiej wypłaty odszkodowania. Jej skargę na działania starosty jeszcze w 2013 roku Rada Powiatu uznała za bezzasadną. Mieszkanka Czajęczyc nie chce się z tym pogodzić. Uważa, że została poszkodowana na skutek zaniedbań urzędników, a ponieważ droga była ubezpieczona, powinna otrzymać zadośćuczynienie za powstałe szkody. - Inni się na powodzi dorobili, porobili sobie kostkę na podwórkach, a mnie urzędnicy lekceważą. Kpią sobie w żywe oczy - skarży się.
Dwie prawdy. A może nawet trzy
Janina Krzek przypomina z kolei, że Zarząd Dróg Powiatowych proponował kobiecie polubowne załatwienie sprawy, ale ona się na to nie zgodziła.
- Wbrew zarządowi powiatu uznałam, że moglibyśmy rozebrać zniszczony fragment ogrodzenia, wstawić betonową podmurówkę i wstawić nowe słupki. Resztę zamontowałaby już pani Glińska. Nie przystała jednak na takie rozwiązanie - mówi Janina Krzek.
Marta Glińska zaprzecza: - Pierwsze słyszę, by ktoś mi coś podobnego proponował. To nieprawda. Rowu nie chcą pogłębić, a ogrodzenie chcieli budować? - mówi. Janina Krzek zapewnia, że ma dwóch świadków przeprowadzonej z mieszkanką Czajęczyc rozmowy.
Przy okazji sporu o odszkodowanie wyszła na jaw jeszcze jedna sprawa. Otóż, gdy starostwo nakazało wykonanie wznowienia granic pasa drogowego w Czajęczycach okazało się, że część posesji Marty Glińskiej leży w jego obrębie. Chodzi o fragment w kształcie wydłużonego trójkąta, znajdujący się wzdłuż krzyżującej się z drogą powiatową drogi gminnej. Miało to wynikać z przeprowadzonego 1968 roku wywłaszczenia, związanego z budową drogi do Koszyc. Z dokumentów odnalezionych w archiwum Urzędu Wojewódzkiego wynika, że wywłaszczenia obejmowało część gruntu, należącego wtedy do Stanisława Garbackiego, który otrzymał za to odszkodowanie.
Gdzie się kończy pas drogowy?
Fragment posesji pozostający w obrębie ogrodzenia nie został pod budowę wykorzystany, niemniej formalnie przestał być własnością prywatną. Marta Glińska uważa, że cała sprawa została przeprowadzona "na papierze" i bez dopełnienia wszystkich procedur. Nie ukrywa też związanych z tym obaw.
- Gdyby się okazało, że w tym miejscu pobiegnie droga, przebiegałaby tuż obok mojego domu. Niewykluczone, że kazaliby mi go rozebrać. I co wtedy? Zostanę bezdomna? - mówi i dodaje, że podjęła starania o zwrot części wywłaszczonej nieruchomości. W pozwie podniesiono m.in, że skoro część gruntu nie została wykorzystana w ciągu 10 lat, powinna zostać zwrócona.
Czy jednak odzyskanie części terenu niewykorzystanego pod budowę drogi jest możliwe? Starosta proszowicki Grzegorz Pióro nie ukrywa, że fragment leżący w obrębie ogrodzenia może być w przyszłości przez powiat wykorzystany do poszerzenia skrzyżowania drogi powiatowej z gminną. - W tej chwili nie mamy takiego zadania zapisanego w budżecie, ale nie można wykluczyć, że kiedyś tak się stanie. Mamy w tej sprawie wnioski od mieszkańców, którzy zwracają uwagę, że ze względu na zbyt wąskie skrzyżowanie duże pojazdy mają problemy z tym, żeby wjechać na drogę gminną - mówi.
Uspokaja jednak przy tym, że taka inwestycja nie powinna skutkować nakazem rozbiórki domu. - Na pewno będziemy chcieli rozwiązać sprawę w ten sposób, by skrzyżowanie było szersza i dom pozostał na swoim miejscu.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?