MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Anioły świąteczne i codzienne

Redakcja
Fot. Paulina Zielona
Fot. Paulina Zielona
Anioł był najważniejszy. Nie bańki w kształcie grzybków, truskawek, krasnoludków, szyszek, nie bańki zwyczajne, kuliste, ale właśnie on - anioł. Ważniejszy od krętych, kolorowych świeczek, osadzanych w małych blaszanych lichtarzykach, ważniejszy od szklanych sopelków, od łańcuchów.

Fot. Paulina Zielona

Angelologia lat dziecinnych była swojska i naiwna. No bo, co wiedzieliśmy o aniołach? Niewiele...

To on królował na szczycie choinki - jodełki, koniecznie jodełki, bo świerczek szybko tracił szpilki. Polatywał wysoko, pod samym sufitem, szeroko rozpościerając papierowe skrzydła. Jedno z nich było nieco opalone, bo kiedyś anioł, może znęcony zapachem wigilijnego żuru, wonią śledzi, aromatem karpia zapiekanego z chrzanem, sfrunął z podsufitowej wysokości, po drodze muskając świeczkę. Może była to dla niego bolesna przestroga przed zbytnim zainteresowaniem ludzkimi sprawami, bo od tego czasu pozostawał na najbardziej właściwym dla siebie miejscu, na szczycie bożonarodzeniowej choinki, wyśpiewując bezgłośnie "Gloria in excelsis Deo"...

Anioł - inny, nie domowy, ale obcy, wręcz uliczny - pojawiał się jednak o wiele wcześniej. Wieczorem piątego grudnia, w przeddzień Świętego Mikołaja.

Jeszcze wtedy, w moim dzieciństwie, wszystko było solidnie staroświeckie. Święty Mikołaj nosił się jak Pan Bóg przykazał - biskupio, strojny w pozłocisty ornat, w infułę, dzierżąc w dłoni pastorał.

Pojawiał się jeden, jedyny raz w roku, w tę czarowną, cudowną noc. Nie sam, bo już wcześniej małe, ręcznie lub na maszynie napisane ogłoszenia, rozlepiane na rynnach, zapowiadały: "Św. Mikołaj wraz z orszakiem odwiedzi grzeczne dzieci". Wielkie słowo - orszak, a tak naprawdę dwóch towarzyszy. Diabeł, czarno-czerwony, ogoniasty. W jednej łapie (bo chyba diabeł nie ma rąk, ale łapy) trzymał widły. Często najprawdziwsze, od gnoju, od siana, z zębami dla większej parady owiniętymi staniolem. Jeszcze wtedy na krakowskim Zwierzyńcu latem falowało zboże, jeszcze w obórkach porykiwały krowy, jeszcze Półwsie było Półwsiem. W drugiej łapie diabeł niósł latarnię. Jej światło czerwonymi plamami kładło się na śnieg, bo śniegu wówczas nie brakowało. Staroświecki był nie tylko Święty Mikołaj, staroświecka była także pogoda. W grudniu sypała śniegiem, zimę żegnała przedwiośniem, jesień poprzedzała babim latem.

A obok świętego, obok ogoniastego czarta, dreptał anioł. W białej ni to koszuli, ni to komeżce, z jasnymi, długimi do ramion włosami. Włosy były najprawdziwsze, anielskie i kupowało się je w kramach na krakowskim Rynku. Razem z szeleszczącymi płatami staniolu, razem z choinkowymi cukierkami, długimi, połyskliwymi od staniolu i przykrywającej go cynfolii.

Anioł często przemawiał barytonem, czasami jego głos łamał się od mutacji. Niekiedy od całej trójki pachniało monopolowo. Żeby tylko od diabła, ale od świętego? Od anioła? Horrendum, prawdziwe horrendum, ale tak naprawdę - samo życie. Grudniowe wieczory szczypały mrozem, a więc kiedy grzeczne dzieci cieszyły się prezentami, ich ojcowie proponowali serdecznie: "No to co, panie anioł, napijesz się pan?". Rzecz jasna, iż na Zwierzyńcu na taką propozycję nawet anioł nie mógł odpowiedzieć odmownie...

Takie były anioły świąteczne, grudniowe, ale przecież jeden anioł trwał w mieszkaniu niezmiennie, przez cały okrągły rok. Anioł Stróż.

Z jednej strony trochę nas, dzieci, śmieszyło, że stróż. Bo co wspólnego miała niebiańska, skrzydlata postać z kamienicznym stróżem? Z osobnikiem mrukliwym, zajętym brzozową miotłą i wielką drewnianą szuflą do odgarniania śniegu. O stróżach opowiadano dowcipy, zwane wówczas wicami, podobne do kawałów, które miały się pojawić kilkadziesiąt lat później - o milicjantach i blondynkach. Na przykład - wybrali się stróże na wycieczkę i żaden nie dojechał na miejsce. Dlaczego? Bo w nocy, na małej stacyjce, konduktor krzyknął "Stróże, wysiadać!". Za grubonogą, łydziastą dziewczyną krzyczało się "Nóżki jak u stróżki". Jak widać - anielskość trudna była do pogodzenia ze stróżowatością. Jednak z drugiej strony trochę baliśmy się tych anielsko-stróżowskich porównań, bo pachniały grzechem. Żeby więc udobruchać niebiańskiego opiekuna, klękało się przed obrazkiem, na którym Anioł Stróż w powłóczystych szatach przeprowadzał parę małych dzieci przez chybotliwą kładkę. W dole białymi rozbryzgami piany kłębiła się woda górskiego potoku. Płynęła modlitwa:

Aniele Boży, Stróżu mój,

ty zawsze przy mnie stój.

Rano, wieczór, we dnie, w nocy

bądź mi zawsze ku pomocy.

Kiedyś mój brat, kilkuletni, niewyobrażalnie smarkaty w porównaniu ze mną, uczniem codziennie dźwigającym do szkoły tornister, wypalił podczas wieczornej modlitwy:

Aniele Boży, Stróżu mój,

ty zawsze przy mnie siedź...

I nie chciał odstąpić od swojej wersji modlitwy, tłumacząc, że przecież anioła od ciągłego stania muszą boleć nogi...

Taka była angelologia lat dziecinnych - swojska, naiwna. No bo co wiedzieliśmy o aniołach? Niewiele. Z lekcji religii o Zwiastowaniu, kiedy Gabriel, archanioł potężniejszy od swojskich, domowych aniołów, przybył do dziewczyny imieniem Maria. O walce Jakuba z aniołem. O buncie aniołów przeciwko Stwórcy... Nie przypuszczaliśmy, że wiarę w aniołów chrześcijanie dzielą z mahometanami i starszymi braćmi w wierze, Żydami. Nie mieliśmy pojęcia o Cherubinach, o Tronach, o skomplikowanej anielskiej hierarchii, wiedzieliśmy tylko, że gdzieś tam, wysoko nad nami, przebywają Serafiny, bo ksiądz katecheta załamywał ręce nad kolegą nazwiskiem Serafin, klasycznym zwierzynieckim kindrem bez odrobiny anielskości.

A jednak - jeżeli można było wierzyć dorosłym - nawet zwyczajny człowiek mógł mieć w sobie coś z anielskości. O dziwo, dorośli nie byli w tej sprawie konsekwentni. Aniołkami nazywali małe dziewczynki, osobliwie długowłose blondynki, nam, chłopakom, przypisując raczej cechy diabelskie. Jednak chyba nie wygląd decydował o anielskości, bo jednocześnie, zdaniem dorosłych, paniusia w przedwojennym, śmiesznym kapelusiku, brzydka i śmieszna, mogła być aniołem. Tak jak pan Pickwick był aniołem w kamaszach i okularach, w dodatku aniołem niestroniącym od dobrego jadła i rozweselających trunków...

Andrzej Kozioł

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski