MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Auta dobre, ale zaniedbane

Redakcja
-Dobrze mi w Irlandii. Życie tu jest znacznie prostsze niż w Polsce. Dużo zwiedzam, a za niecałą dniówkę mogę pojechać za granicę. W ten sposób odwiedziłem już znajomych w Holandii i w Wielkiej Brytanii - mówi Grzegorz, 29-letni mechanik ze Szczecina.

Na wyjazd namówił go brat, który już od trzech miesięcy pracował w Portlaoise, 70 km na południowy zachód od Dublina. Dzięki niemu Grzegorz nie musiał martwić się ani o mieszkanie, ani o pracę, którą załatwił mu współlokator brata. A powód, by się martwić był, bo w czerwcu zeszłego roku polski mechanik umiał powiedzieć po angielsku zaledwie kilka słów. - Bez znajomości języka nie miałem szans na pracę w zawodzie - _przyznaje.
Po ośmiu miesiącach Grzegorz złożył CV do warsztatu i tym razem został przyjęty od razu. Pracuje tam do tej pory, z samymi Irlandczykami. Dogaduje się z nimi bez żadnych problemów. Jest jednym z nich, traktują go, jakby był z nimi od lat.
Zaraz po zatrudnieniu Polaka właściciel firmy zwolnił jedną osobę za zbyt powolną pracę. Planował, że na jej miejsce znajdzie kogoś innego. Jednak wkrótce okazało się to niepotrzebne, bo mechanik ze Szczecina bez większych problemów wyrabiał "podwójną normę". Nic dziwnego, że szef jest z niego zadowolony. A Grzegorz jest zadowolony z szefa oraz, przede wszystkim, ze swojego zajęcia. - _Irlandczycy naprawdę dbają o pracownika, o jego zdrowie i bezpieczeństwo. Pracuję obowiązkowo w rękawiczkach lateksowych. Jak jestem chory, nikt nie wymaga ode mnie żadnego zwolnienia. Po prostu dzwonię do szefa i mówię, jak wygląda sytuacja. Jestem traktowany rzetelnie. Nie mam pisemnej umowy, ale wiem, że jak będę potrzebował papierów, to mi je wystawią
.
W Irlandii praca w warsztacie samochodowym jest mniej skomplikowana niż w Polsce, bo w znacznej mierze sprowadza się do wymiany części na nowe. - W kraju, jak jakaś część się zepsuje, przychodzi klient i prosi, żeby ją skleić, poskładać, zrobić cokolwiek, byle po kosztach. Skutek jest taki, że po dwóch tygodniach część znowu nadaje się do naprawy. Tu nikt się w takie rzeczy nie bawi. Od razu dokupuje się nowy element w miejsce zepsutego - tłumaczy imigrant ze Szczecina. Przyznaje jednak, że ten system ma również swoje wady. Najtrudniej jest, kiedy klient upomina się o swój pojazd, a zamówiona część nie przychodzi. Czasem trzeba na nią czekać ponad dwa tygodnie.
Przybysz znad Bałtyku nie nauczył się w Portlaoise nowych rzeczy z zakresu samej mechaniki. Cieszy się jednak z tego, że bardzo dobrze opanował techniczny angielski. W jego fachu taka umiejętność przyda się bez względu na to, w jakim jeszcze państwie przyjdzie mu zarabiać pieniądze.
W nowej pracy ze zdziwieniem zetknął się z narzędziami, które w Polsce już dawno "odeszły na emeryturę". W starych irlandzkich warsztatach nie zmieniano sprzętu na nowy, jeśli nie było takiej konieczności. Polski mechanik ze śmiechem opowiada o optycznych przyrządach do ustawiania zbieżności kół. - Fajne to, takie zabytkowe - żartuje. W Polsce używał wyłącznie laserowych.
Pracuje od 8.30 do 17.30 oraz w soboty przed południem. Z zadowoleniem opowiada o godzinnej przerwie na lunch. Z rozgoryczeniem wspomina, jak w Polsce z zegarkiem w ręku odmierzano mu maksymalnie trzydzieści minut na zjedzenie posiłku.
W Irlandii średnia pensja mechanika samochodowego to 500 euro na tydzień. Grzegorz wydaje na utrzymanie około sześćset miesięcznie. Mieszka w dobrych warunkach: w jednorodzinnym domku, który wynajmuje razem z bratem, ma dla siebie pokój. Jeden etat wystarcza mu pod względem finansowym, ale często bierze też prywatnie dodatkowe zlecenia. Przyznaje, że większość polskich mechaników na Wyspie jest bardzo zapracowana.
- Oni przyjeżdżają tu po to, żeby jak najwięcej zaoszczędzić i potem móc coś otworzyć w Polsce. Dlatego wykorzystują każdą chwilę na pracę. Ja mam mieszkanie w Szczecinie i na nic nie muszę zbierać, więc moja sytuacja jest znacznie łatwiejsza. Wyjechałem, bo chciałem zdobyć doświadczenie w pracy za granicą, przeżyć coś ciekawego i ogólnie lepiej zarabiać. Pieniądze, których nie wydaję, wysyłam rodzinie w Polsce. Chcę posiedzieć w Irlandii jeszcze kilka lat. Będę obserwował sytuację w Unii Europejskiej i potem może wyjadę do innego państwa.
Twierdzi, że nad Bałtyk na razie nie ma po co wracać. - Tam jest nudno. Zresztą, to żadna przyjemność pracować po 9 godzin dziennie, będąc zatrudnionym na jedną czwartą etatu. A to jest właśnie polska rzeczywistość.
Podejście Irlandczyków do samochodów na początku zaskoczyło Grześka. Przyznaje, że najstarsze naprawiane przez niego auto miało osiem lat. Zazwyczaj jednak klienci przyjeżdżają do warsztatu znacznie młodszymi pojazdami. Ich wiek i jakość nie przekłada się jednak na troskę, którą okazują im właściciele. Mechanika z Polski bulwersuje widok brudnych i bardzo zaniedbanych samochodów. - Najgorzej wyglądają auta, w których jeżdżą małe dzieciaki i wozy firmowe. Czasem aż strach do nich wsiąść - opowiada zdegustowany.
Za to inny irlandzki zwyczaj zachwycił go od pierwszego dnia pobytu. Chodzi o samochody po tzw. tuningu, których po tamtejszych ulicach jeździ ogromna liczba. Tuning polega na przerobieniu pojazdu w celu udoskonalenia jego parametrów technicznych oraz zmiany wyglądu. Modyfikacje tego typu są bardzo modne wśród młodych kierowców, jednak w Polsce mało kto się na nie decyduje ze względu na koszty. Na Zielonej Wyspie robi to większość zmotoryzowanych. Grzesiek jeszcze w kraju marzył o stuningowaniu swojego pojazdu, jednak nie miał na to pieniędzy. Teraz przerobioną niedługo po przyjeździe hondę civic chce sprzedać, bo miesiąc temu kupił sobie lepszy i nowszy samochód.
Obecnie Polak myśli o rozkręceniu własnego interesu. W kraju nigdy nie zdecydowałby się na założenie warsztatu. Nie miałby na to pieniędzy. Na Zielonej Wyspie ten problem dla niego nie istnieje, a ostatnio pojawiła się konkretna propozycja. - Znajomy Amerykanin pytał mnie, czy nie chciałbym założyć z nim warsztatu. On wprawdzie jest lekarzem i ma już w Portlaoise prywatną klinikę, ale chce też zainwestować w naprawianie samochodów, bo to bardzo dochodowe. Jest tylko kłopot z miejscem, bo w mojej okolicy nie ma odpowiedniego budynku. Musiałbym dojeżdżać do pracy 30 km.
Nic dziwnego, że powrót do kraju to dla Grzegorza bardzo odległa perspektywa. - Jak byłem ostatnio w Polsce, kupiłem sobie przewodnik po Irlandii. Teraz wiem, że zostało mi tutaj ogromnie dużo ciekawych miejsc do zobaczenia.
TERESA KARKOWSKA

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski