MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Azylanci imigranci

Liliana Sonik
Cały ten zgiełk. Jest poza dyskusją, że Europa powinna pozostać ziemią azylu i schronieniem dla prześladowanych przez nieludzkie reżimy. Ale na tym kończy się consensus.

Obecny kryzys migracyjny dotyczy Polski w nikłym stopniu. Oczywiście, że potrafimy przyjąć kilka tysięcy uchodźców. Tylko że to żadnego problemu nie rozwiązuje. Bo w Europie bez granic wewnętrznych trzeba myśleć kategoriami bez granic wewnętrznych. A z wszystkimi, którzy tu chcą się osiedlić, Europa sobie nie poradzi. I niech nikt nie mówi, że Unia da pieniądze na każdego azylanta. Euro nie rosną na brukselskich łąkach: ktoś musi je wypracować. Również my.

Tysiące urzędników zatrudnionych przez Unię Europejską nie przedstawią nam żadnej mapy drogowej, żadnej strategii definiującej szczegóły, w których tkwi diabeł. Np.: jak weryfikować imigranta, który nie posiada paszportu? Odesłać do kraju pochodzenia, to znaczy niby gdzie? Jak łączyć asymilację z zachowaniem otwartej drogi do ewentualnego powrotu? Czy wspierać kontakty z krajem pochodzenia, czy je „tylko” kontrolować, a może ograniczać?

Jak ma wyglądać łączenie rodzin? Czy rodziną są dzieci i małżonkowie czy również rodzice, rodzeństwo i ich dzieci? Jak zachęcać uchodźców do asymilacji (czyli przyjęcia naszych obyczajów), gdy mają oni prawo do własnej kultury? Mądrale mówią nam, że żadnych gett nie będzie, bo uchodźców „rozparcelujemy”. Doprawdy? A niby jak to „rozparcelowanie” połączyć z prawami człowieka, czyli z prawem do swobodnego wyboru miejsca zamieszkania?

Zarządzający Europą mieli czas, by wypracować strategię. Według danych agencji Frontex już w 2008 (!) roku zatrzymano 175 tys. osób próbujących nielegalnie dostać się do UE. O 20 proc. więcej niż rok wcześniej. Wzrost aż o 68 proc. odnotowano w Grecji. A było to, jako żywo, przed powstaniem Państwa Islamskiego.

Kwestia migracji wymaga politycznych decyzji. Tymczasem w niektórych krajach panuje nieformalny zakaz gromadzenia danych według kryterium pochodzenia, czy religii, co uznano za dyskryminację. Gdy nie ma na czym się oprzeć, pozostaje szantaż emocjonalny. Yves Marie Laulan, szef Instytutu Geopolityki i Populacji, twierdzi, że imigranci kosztują Francję 36 miliardów euro rocznie. Ale instytucje kontrolne twierdzą, że „nawet Parlament nie posiada danych pozwalających na ewaluację kosztów imigracji”. Bo nie chodzi tylko o koszty opieki medycznej, mieszkań, nauki języka czy zawodu, ale o przystosowanie do życia w rzeczywistości przeregulowanej tysiącem papierków, zaświadczeń i nakazów. Żadnemu uchodźcy samoistnie do głowy nie przyjdzie, że ma płacić podatek od psa albo ZUS. Bo i po co, jeśli przez pierwsze miesiące prawo o azylu zakazuje mu pracować?

Europa jest winna karygodnych zaniedbań. Komisarze i szefowie rządów zachowują się jak dziecko, które na widok burzy naciąga koc na głowę. Tylko Angela Merkel załatwiła perwersyjnie swoje: Niemcy są teraz postrzegani jako naród najbardziej miłosierny i hojny. Problem w tym, że teraz nie chodzi o wizerunek. Z głową pod kocem nie da się funkcjonować. Europie potrzebne są wspólna strategia i odpowiedzialne przywództwo. Nie ma ani jednej, ani drugiego.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski