MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Biznesmeni i filantropi

Redakcja
Roman Kluska: "Dziękuję Bogu, że stać mnie na pomoc". Fot. Visavis.pl/Bogdan Krężel/Forum
Roman Kluska: "Dziękuję Bogu, że stać mnie na pomoc". Fot. Visavis.pl/Bogdan Krężel/Forum
MIŁOSIERDZIE. W Amerykanach tkwi głęboko zakorzenione przeświadczenie, że każdy, kto odniósł sukces finansowy, winien jakoś podzielić się nim z otoczeniem. U nas wcale nie jest to takie oczywiste

Roman Kluska: "Dziękuję Bogu, że stać mnie na pomoc". Fot. Visavis.pl/Bogdan Krężel/Forum

- Bogactwo nie daje szczęścia. Prawdziwą radość daje dzielenie się pieniędzmi z bliźnimi - twierdzi Roman Kluska, jeden z najbardziej hojnych filantropów Małopolski.

Krezusi znad Wisły, tacy jak Kluska, Kulczyk czy Krauze - najwięcej pieniędzy przekazują na cele sakralne. Ciężko chore dzieci, zdolną młodzież z biednych rodzin, żywiących się w kuchni Brata Alberta wspierają darczyńcy o mniej znanych nazwiskach.

Roman Kluska unika rozmów na temat intencji, jakimi kieruje się w działalności dobroczynnej. Ci, którzy go dobrze znają, twierdzą, że można mu wierzyć, gdy mówi: "Dziękuję Bogu, że stać mnie na taką pomoc. Sam nie byłbym w stanie wydać pieniędzy, które zarobiłem."

- Zaczęło się niewinnie - wspomina początki charytatywnej działalności Grzegorz Długosz, stomatolog, "Filantrop Roku 2008". - Najpierw przyłączyłem się do akcji "Świąteczna paczka", potem Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej zwrócił się do nas z prośbą o opiekę nad uzębieniem biednej kobiety, matki sześciorga dzieci. Po jakimś czasie mogła się już uśmiechać bez skrępowania do swoich dzieci. Wtedy zaproponowałem, że obejmiemy opieką Rodzinny Dom Dziecka. Dziś wszyscy podopieczni mają śliczne, zdrowe ząbki, nie boją się wizyt u stomatologa, a lekarze mają satysfakcję z dobrze wykonanej pracy.

Karolina Witek - laureatka tytułu "Filantropa Krakowa 2006", potrzebę dzielenia się z innymi odziedziczyła po ojcu. - Tato przekazał mi w genach wrażliwość na ludzką krzywdę - mówi.

O społecznikowskich genach przekazanych przez ojca wspominał też legendarny już krakowski filantrop Władysław Godyń. Ten zmarły 2 lata temu ogrodnik, restaurator i kolekcjoner dzieł sztuki, był dobroczyńcą Fundacji im. Brata Alberta i wielu innych charytatywnych organizacji. W ostatnich latach życia (zmarł mając 87 lat), sprzedał gromadzone przez siebie obrazy, a uzyskane w ten sposób pieniądze przeznaczył na budowę domów dla bezdomnych, niepełnosprawnych, rodzin repatriantów z Kazachstanu. Władysław Godyń był legendą już za życia. Nie tylko z tego powodu, iż większość swojego majątku przekazał na cele charytatywne. Również dlatego, że długo pozostawał anonimowy. Jak ognia unikał mediów i dziennikarzy. Tylko raz udało się go namówić na publiczne wystąpienie - podczas gali z okazji wręczenia mu tytułu "Filantropa Roku Krakowa".

Małgorzata Król-Siemionkowicz z Wydziału Sportu i Inicjatyw Społecznych Urzędu Miasta Krakowa odpowiedzialna za organizację konkursu "Filantrop Roku" twierdzi, że większość krakowskich dobrodziejów to osoby, które pomagając innym, zastrzegają sobie anonimowość. - Odbieram wiele telefonów od przedstawicieli domów opieki, organizacji, fundacji, którzy chciałyby zgłosić swojego kandydata do tytułu "Filantrop Roku", ale mają problem, bo dobrodziej nie chce ujawnić swojego nazwiska - mówi urzędniczka.

- Firmy, na które zawsze możemy liczyć, nie szukają rozgłosu - zauważa Agnieszka Suder z fundacji "Mam marzenie". - Gdy pytamy właścicieli, prezesów, czy umieścić ich logo w internecie, machają ręką, dając do zrozumienia, że nie ma takiej potrzeby. Często więc pozostają dla szerszego ogółu anonimowi. Tylko my wiemy, że pieniądze np. na kupno biletów na koncert charytatywny dla naszych podopiecznych zawsze dostaniemy w Zakładzie Walcowniczym Profil z ul. Ujastek, czy Meblodom-ie.
Z fundacją "Mam marzenie" współpracują małe, rodzinne firmy i osoby, które nie figurują na liście najbogatszych Polaków. Również wśród kandydatów do tytułu "Filantrop Krakowa" przeważają osoby o nie znanych szerszemu ogółowi nazwiskach. W gronie ubiegłorocznych laureatów był np. Jan Wąsikowski, człowiek niezbyt majętny, ale o wielkim sercu, który wspiera starszych ludzi, pomagając im w trudach codziennego życia. Byli też Maria i Tadeusz Pułczyńscy, twórcy Korczakowskiej Republiki Dziecięcej Dyliniarnia. Założyciele Republiki w swoim blokowym mieszkaniu organizują akcje charytatywne dla dzieci z ubogich rodzin i prowadzą działalność wychowawczą, organizując dzieciakom różnorodne zajęcia.

Jednym z najbardziej hojnych filantropów Krakowa i Małopolski jest węgierski biznesmen Sandor Demjan, prezes spółki TriGranit, która zbudowała krakowską "Bonarkę" a wcześniej słynne Silesia City Center, największe w Polsce centrum handlowe. Sandor Demjan wspiera finansowo dzieci pokrzywdzone przez los. Sam jest wychowankiem domu dziecka, któremu udało się wspiąć na biznesowe i finansowe wyżyny. Rozpoczynając inwestowanie w Krakowie, polecił swojej firmie znalezienie partnera - organizacji, fundacji, stowarzyszenia - który spełniłby jego oczekiwania jako filantropa. - Jak zwykle w takich przypadkach, chodziło o odpowiednio dużą organizację, która działa sprawnie, daje gwarancje uczciwego wykorzystania powierzonych dóbr i rozumie sposób funkcjonowania międzynarodowej korporacji. Wybrano nas, ponieważ jako jedyni zdołaliśmy bez wahania, niemalże z godziny na godzinę, podjąć się rozdania czterech tysięcy prezentów na Boże Narodzenie przeznaczonych dla krakowskich dzieci - wspomina ks. Andrzej Augustyński CM, szef Stowarzyszenia "U Siemachy", które zgłosiło kandydaturę Węgra do konkursu na "Filantropa roku".

Obdarowane prezentami dzieciaki wysłały do Andora Demjana kartki z podziękowaniami. To sprawiło, że dobroczyńca z Węgier przybył do Krakowa i podczas spotkania, na które przyszło kilkaset dzieci z placówek "Siemachy", 150 z nich zaprosił na wakacje nad Balatonem. Takie były początki współpracy firmy, a właściwie dużego koncernu, z "Siemachą", która trwa i się rozwija. Obecnie TriGranit i Stowarzyszenie "U Siemachy" planują otwarcie na terenie Bonarka City Center Młodzieżowego Klubu Umiejętności.

Jeśli chodzi o duże i znane koncerny, pomoc charytatywna jest poniekąd wpisana w ich działalność. Z tym, że nie pomagają one indywidualnym osobom (wyjątek robią tylko dla swoich pracowników), ale próbują rozwiązać jakiś wybrany problem społeczny, wspomagając konkretne organizacje. Firma doradcza Ernst&Young np. wspiera rodziny zastępcze, zaś GlaxoSmithKline stowarzyszenia pacjentów.

Na szczodrość koncernów mogą liczyć jedynie profesjonaliści. A więc organizacje dobrze zarządzane, które potrafią się rozliczyć z każdej otrzymanej złotówki. Polska Akcja Humanitarna ma spore grono hojnych sponsorów m. in. dlatego, że księgi tej organizacji prześwietla (za darmo) firma audytorska Deloitte. Jerzy Owsiak i jego Orkiestra sprawozdania finansowe publikują w Internecie.
Darczyńcy - zarówno osoby prywatne jak i firmy - cenią również te organizacje pozarządowe, które mają niebanalne pomysły na organizowane przez siebie akcje dobroczynne. Świetnym przykładem jest tu Stowarzyszenie Wiosna z Krakowa, założone przez księdza Jacka Stryczka i grupę związanych z nim parafian. Organizowane przez nich akcje mają jedną wspólną cechę. Zebranych od darczyńców pieniędzy Wiosna nie przekazuje bezpośrednio potrzebującym, tylko je inwestuje w to, aby jak największą liczbę osób włączyć do działania na rzecz innych.

Ks. Andrzej Augustyński podkreśla, że w relacjach z darczyńcami, dotyczy to również firm, liczy się przede wszystkim wiarygodność. - Każda z tych osób najpierw poszukuje odpowiedzi na pytanie: czy jego zaangażowanie nie skończy się frustracją spowodowaną tym, że źle ulokował swoje pieniądze i nadzieje. Trudno się dziwić, że ludzie najpierw chcą zdobyć pewność, iż trafili pod dobry adres. Poza tym darczyńcy nie chcą być traktowani jedynie jak dojne krowy. Chcą mieć wpływ na rozwój organizacji, z którą współpracują i angażować się na różne sposoby.

Polacy są na jednym z ostatnich miejsc w Europie, jeśli chodzi o skłonność do filantropii. Sondaże, przeprowadzane m. in. przez Centrum Wolontariatu, pokazują, że w ostatnich kilku latach staliśmy się jeszcze bardziej skąpi. O ile w 2005 r. 41,8 proc. dorosłych Polaków deklarowało, iż zrobiło jakiś dobry uczynek, to rok później odsetek tych deklaracji zmalał o 10 proc. Jeszcze bardziej dotkliwy spadek dotyczył liczby darczyńców i wysokości wpłacanych kwot.

- Polacy sięgają po portfele, kierując się emocjami. Gdy następuje jakaś tragedia i w ślad za nią rusza zbiórka pieniędzy nagłośniona silnie w mediach, otwierają się ludziom serca - tłumaczy psycholog społeczny Jan Herbst, badacz zjawiska filantropii w Polsce.

Z sondaży wynika, że 55 proc. darczyńców przekazuje datki wrzucając pieniądze do puszek, ale z roku na rok popularność tego typu akcji słabnie. Wyjątkiem jest Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy. Rośnie natomiast liczb charytatywnych esemesów i datków przekazywanych przy pomocy systemu audiotele. W ubiegłym roku z tych ostatnich form przekazywania pieniędzy potrzebującym skorzystało aż 23 proc. darczyńców, sześć razy więcej niż przed czterema laty.

Ks. Andrzej Augustyński nie śledzi statystyk. Dla niego od ilości zdecydowanie ważniejsza jest jakość. - Grono naszych darczyńców rośnie dość wolno, ponieważ przyjęliśmy wymagający model współpracy: poznajemy się wzajemnie, budujemy zaufanie, wspólnie określamy sposoby współpracy. To droga dłuższa i trudniejsza, ale taka jest przyszłość współdziałania biznesu i organizacji społecznych. Sam liczę na to, że w przyszłości nie będziemy bombardowani komunikatami o ludzkich nieszczęściach, ale weźmiemy udział w rzeczowej dyskusji o sposobach, jakimi można im zaradzić. Tym właśnie wyróżniają się nasi darczyńcy: są rozsądnie wrażliwi i oczekują mierzalnych efektów swojego zaangażowania.
Według ks. Augustyńskiego, z "filantropią po polsku" wiążą się dziś dwa zjawiska. Pozytywne jest w jego opinii to, że dobroczynność zaczyna mieć charakter systemowy. Udzielający pomocy zaczynają dbać o sposób, w jaki się angażują. Pojawiają się długoterminowe strategie społecznego zaangażowania, pracodawcy włączają w swoją działalność filantropijną swoich pracowników i jasno formułują oczekiwania w stosunku do partnerów społecznych. Negatywne zjawisko, które niepokoi ks. Augustyńskiego, to tocząca się zwykle wiosną kampania "jeden procent podatku", która w jego zdaniem stała się "licytacją na giełdzie nieszczęść". - Wygrywa ten, kto przebije wszystkich ilością łzawych opowieści. Obawiam się, że jak zwykle efektem przesytu będzie społeczne otępienie, które bardzo trudno będzie przezwyciężyć - mówi ks. Andrzej Augustyński.

Miejmy nadzieję, że otępienie, o którym wspomina ks. Augustyński, jeszcze długo nie nadejdzie. W ub. roku byliśmy rekordowo hojni w kampanii "Jeden procent podatku". Dla przykładu, małopolanie przekazali o prawie 6 mln zł więcej na rzecz instytucji pożytku publicznego niż rok wcześniej. Organizacjami, które cieszą się największym zaufaniem i aprobatą społeczną wśród mieszkańców Małopolski są: Fundacja Dzieciom "Zdążyć z pomocą", Fundacja Anny Dymnej "Mimo wszystko", Dzieło Pomocy św. Ojca Pio, Towarzystwo Przyjaciół Chorych "Hospicjum im. św. Łazarza" i Caritas.

Wzorem dla całego cywilizowanego świata, jeśli chodzi o działalność dobroczynną, są Stany Zjednoczone. - W Amerykanach tkwi głęboko zakorzenione przeświadczenie, że każdy, kto odniósł sukces finansowy, winien jakoś podzielić się nim z otoczeniem. U nas wcale nie jest to takie oczywiste - mówi Paweł Łukasiak, szef Akademii Rozwoju Filantropii.

Grażyna Starzak

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski