MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Cena grzechów dzieciństwa

Redakcja
Czy państwo polskie funkcjonuje w sposób, który mógłby zadowolić jego obywateli? W zależności od sposobu zadania tego pytania uzyskamy zapewne w badaniach opinii publicznej różne odpowiedzi. Spójrzmy jednak na tę kwestię z punktu widzenia zdolności do skutecznego rozwiązywania problemów. Dwadzieścia lat historii pokomunistycznej Polski uprawnia już do podjęcia próby obiektywnej oceny. Najbardziej rzuca się w oczy niemoc aparatu naszego państwa w rozwiązywaniu najprostszych problemów. Przykłady można mnożyć, poczynając od budowy i konserwacji dróg i autostrad, przez planowanie urbanistyczne i sprawę dywersyfikacji źródeł energii, aż po dziesięć lat próżnych wysiłków na rzecz reorganizacji służby zdrowia. Nie jesteśmy w stanie zreformować szkolnictwa, dokonać odbiurokratyzowania w sferze regulacji gospodarczych itp., itd. Trudno wskazać na jakąkolwiek dziedzinę polityki państwa, w której objawiłoby ono swoją moc sprawczą. Skoro więc tym, co charakteryzuje polskie państwo jest niemoc, to następne pytanie musi dotyczyć jej przyczyn.

Antoni Kamiński*

Skąd ta niemoc?
Jesteśmy w tym względzie świadkami dziwnej rozbieżności opinii, bo o debacie trudno mówić: w polskim życiu publicznym nie ma debat. Jedni komentatorzy uważają, iż konstrukcja ustrojowa polskiego państwa jest właściwa, a źródłem zaistniałych trudności jest niski poziom kultury politycznej. Różnice dotyczą tylko akcentów: poziom kultury politycznej społeczeństwa czy klasy rządzącej? A może obu? Inni komentatorzy wskazują na błędy w rozwiązaniach konstytucyjnych, jako podstawie konstrukcji ustrojowej. Można zapytać przy okazji, czy ta konstrukcja ustrojowa sprzyja rozwojowi kultury życia publicznego, bo przecież obie te sfery są ze sobą sprzężone. Moim zdaniem racja jest po stronie tych drugich, a praprzyczyna trudności leży w błędach (czy to właściwe słowo?) popełnionych w czasie rodzenia się nowego ustroju, które z kolei wpływają na kulturę polityczną społeczeństwa.
Specjaliści w zakresie psychologii rozwojowej zgadzają się, że najważniejszym okresem w formowaniu osobowości człowieka jest wczesne dzieciństwo. Podobnie niektórzy badacze instytucji społecznych uznają, iż najważniejszy dla ich późniejszego działania jest okres budowy ich podstaw. A więc, rozstrzygający dla jakości ustroju państwa byłby moment jego tworzenia. Wtedy to dokonuje się wyborów podstawowych, tworzy się formy, które później wypełniają konkretne treści. Historycy mówią w tym kontekście o "zależności od ścieżki". Machiavelli zauważał, iż niewłaściwie zaprojektowany system ustrojowy daje się zmienić tylko podczas głębokich kryzysów, zagrażających dalszemu istnieniu państwa, a wtedy może być już za późno na reformę.
Zlekceważone ostrzeżenia...
Wielu obserwatorów, w tym zagranicznych, dostrzegało już w początkach lat 90., że "grzechem pierworodnym" polskiej transformacji było zaniedbanie sprawy państwa. Ralf Dahrendorf wydaje więc w 1991 roku książkę, w której tłumaczy "polskiemu przyjacielowi" (określenie użyte w podtytule), dlaczego konstytucja jest ważna. Bruce Ackerman ostrzega w 1992 roku, że "naczelnym priorytetem rewolucjonistów (tj. środowiska polityków kierujących liberalno-demokratyczną transformacją w Polsce) nie powinna być ani prywatyzacja gospodarki, ani budowa społeczeństwa obywatelskiego. Cokolwiek liberałowie nie myśleliby o tej sprawie, bezpośredniej uwagi wymaga przede wszystkim organizacja państwa. Właściwy moment konstytucyjny dla rewolucji liberalnej trwa krócej, niż to się zazwyczaj uważa". I Ackerman zauważa, że Polacy przeoczyli ten moment konstytucyjny. Zaznaczmy przy okazji, iż budowa społeczeństwa obywatelskiego nie była celem żadnego z kolejnych rządów w pokomunistycznej Polsce. W istocie było odwrotnie: podejmowały one wręcz działania na rzecz jego demontażu. Inny wybitny prawnik amerykański, który u progu lat 90. przeprowadzał rozmowy z polskimi konstytucjonalistami, dziwił się, że interesowały ich przy pracy nad konstytucją przede wszystkim prawa człowieka, a nie skuteczność i sprawność instytucji publicznych, czyli prawo obywatela do dobrego państwa.
Konstytucja jest podstawowym dokumentem określającym ustrój państwa. Stosunek do prac nad nią może być najlepszym wskaźnikiem rangi przebudowy ustrojowej w hierarchii priorytetów pokomunistycznych rządów. Temat jest szeroki, ograniczę się tu więc do paru uwag mających za podstawę wypowiedzi bezpośrednich uczestników wydarzeń. Z osób tych, zmarła przed kilkunastu laty, prof. Janina Zakrzewska najjaśniej uświadamiała sobie wagę omawianego tu problemu. Proponowała, by nową, pokomunistyczną konstytucję przyjął Sejm w dwóchsetlecie Konstytucji 3 maja. Ona też dobitnie, choć bezskutecznie, wskazywała na dominację prywatnych interesów i partyjnych kalkulacji w pracach nad nowymi rozwiązaniami ustrojowymi. Nieco późno, kilka lat po jej śmierci, oddał jej sprawiedliwość Wiktor Osiatyński, wpływowy ekspert konstytucyjny, pisząc, że: "...spośród wszystkich osób, które myślały o przemianach ustrojowych w 1989 roku nikt, prócz Janiny Zakrzewskiej, nie zdawał sobie sprawy, że uchwalenie konstytucji może być bardzo trudne i że należy się z tym spieszyć". Zdaniem Osiatyńskiego przyczyną trudności w pracach nad rozwiązaniami ustrojowymi była sprzeczność celów, wobec których stanęli posłowie do Sejmu: stworzenie i zapewnienie poparcia rządowi, budowa partii politycznych czy stanowienie reguł ustrojowych. Innymi słowy, ustrój III RP był więc wynikiem przetargów między koteriami forsującymi swe stronnicze interesy.
...i mądrości po szkodzie
Inny wybitny znawca przedmiotu, uczestniczący od początku w pracach nad Konstytucją III RP, Piotr Winczorek, stwierdził w 2004 roku, że: "w pracach konstytucyjnych kierowano się raczej względem na uzyskanie efektu odpowiadającego przekonaniom ideologicznym ich uczestników i domniemanym oczekiwaniom obywateli niż dążeniem do sprostania tak czy inaczej nakreślonym kryteriom sprawności. To, czy dana instytucja ustrojowa jest rzeczywiście potrzebna, czy została zaprojektowana właściwie dla wykonania nałożonych na nią obowiązków, nie było przedmiotem głębszych dociekań... Nie było także szerszych dyskusji nad całościową kompozycją ustroju i mechanizmami jego funkcjonowania".
Jako zaś, że sprawność państwa, jakość koncepcji politycznych i zdolność do ich skutecznego wdrażania, nie były przedmiotem troski prawodawcy, to efektem musiało być państwo niesprawne, niezdolne do tworzenia i wdrażania długofalowych strategii; krótko mówiąc - do działania w interesie ogólnym.
Partykularne kalkulacje zdominowały nie tylko prace koncepcyjne nad ustrojem państwa, lecz i zdecydowały o opacznej sekwencji decyzji go dotyczących: poprzedzenia wyborów do Sejmu przez wybory prezydenckie przy obowiązującej, znowelizowanej tylko konstytucji z 1952 roku. W wyniku tej decyzji Polska, jako ostatni kraj pokomunistyczny miała prawdziwie wolne wybory do Sejmu: z dwuletnim niemal opóźnieniem wobec pozostałych. W sposób optymalny wybory te powinny były odbyć się już w 1990 roku tak, by nowo wybrany Sejm mógł przyjąć nową konstytucję w dniu 3 maja 1991 roku. Dopiero po tym powinny mieć miejsce, zgodnie z zasadą w niej przyjętą, wybory prezydenckie.
Również przyjęcie w wyborach 1991 roku i następnych ordynacji proporcjonalnej było wyrazem kalkulacji partyjnych korzyści, a nie dobra narodu i państwa. Pozwoliło ono utrwalić podział łupu, jakiego dokonano w tych latach niemowlęctwa nowego ustroju.
Skoro zaś stworzenie sprawnego, skutecznego państwa nie było celem gremiów pracujących nad konstytucją, to efektem ich wysiłków musi być państwo niesprawne i nieskuteczne, a zarazem podatne na manipulacje przez polityczne koterie.
*Autor jest profesorem politologii, pracownikiem PAN, przewodniczącym Stowarzyszenia "Obywatelska Polska", byłym prezesem Transparency International - Polska, ekspertem Obserwatorium Polityki Polskiej przy Centrum Informacji Obywatelskiej.
Kontynuujemy debatę pod hasłem "Nasze dwudziestolecie"! Co po roku 1989 udało się nam najlepiej, co najgorzej, a co tak sobie? Pisali dotychczas:
***
"Jednym z widomych, a groźnych dla systemu mieniącego się demokratycznym zjawisk, jest pogłębiająca się obywatelska bierność i dramatycznie niski poziom społecznego zaufania. One to sprawiają, że na próżno szukać we współczesnej Polsce elementów wspólnoty politycznej".
(Tomasz Gąsowski, "Dwadzieścia lat we własnym domu", "Dziennik Polski", 19.11.2008)
***
"Polska polityka dziś, gdy ma wszelkie zasoby, by być samodzielna, pchana jest w kierunku pseudopragmatycznym, czyli polityki ograniczonej do geopolitycznie nieistotnej roli, handlarsko-usłużnej, jak gdyby obowiązywała ją maksyma: >>jak się nie będziemy stawiać, to może zarobimy więcej<<".
(Krzysztof Szczerski, "Duma i uprzedzenie", "Dziennik Polski", 26.11.2008)
***
"Powinniśmy prowadzić politykę ambitną, możemy ją nazwać polityką "śmiałości". Ale to nie może być polityka straceńcza. Także dlatego, że świat jest dziś inny niż w 1939 roku".
(Roman Graczyk, "Polska duma - siła Unii", "Dziennik Polski", 16.12.2008)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski