MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Derby po ludwinowsku

Bogdan Przybyło
Norbert Piszczek (z prawej) w pojedynku  z Michałem Zdzińskim
Norbert Piszczek (z prawej) w pojedynku z Michałem Zdzińskim Anna Kaczmarz
Garbarze uzyskali prowadzenie dosyć przypadkowo. Po strzale Mariusza Stokłosy piłka przeleciałaby z dala od bramki, ale po drodze odbiła się jeszcze od Marka Masiudy, dzięki czemu goście mogli się cieszyć z gola.

Hutnik Nowa Huta1 (1)
Garbarnia Kraków 4 (1)

Odpowiedź Hutnika, dokładniej Mateusza Gamrota, była szybka. Po solowej akcji wyrównał on stan meczu. Mało tego, jego drużyna mogła po kilku minutach mieć w zapasie jedno trafienie więcej, ale Jakub Sypniewski powstrzymał szarżującego Mateusza Majcherczyka.

Trzeba jednak oddać gościom, że starali się udowodnić, iż ten gol im się należał i już przed przerwą sprawiali lepsze wrażenie niż hutnicy. Nie samo bowiem posiadanie piłki świadczy, że ktoś lepiej gra. Goście mieli kilka okazji i byli bliscy odzyskania prowadzenia, choćby po akcji Jakuba Wcisły, który ograł kilku rywali, czy po uderzeniu Marcina Siedlarza tuż obok słupka.

Po zmianie stron już nie było wątpliwości, która drużyna jest lepsza i może zwyciężyć. Żwawsi piłkarze z Ludwinowa łatwo wyczuli nieporadność zbyt statycznych rywali i po ich szybkich wyjściach nieraz ogłaszano alarm w polu karnym Hutnika. Prowadzenie jednak odzyskali po stałym fragmencie, gdy po rzucie rożnym Stokłosa przymierzył z 25 metrów w sam środek bramki.

Na tym garbarze nie poprzestali. Cały czas dążyli do uzyskania kolejnych goli. Mógł tego dokonać Paweł Nowak, po nim Tomasz Ogar, lecz dopiero któryś z kolejnych ataków przyniósł im następne trafienie.
I wtedy wreszcie dotarło do nowohuckich graczy, że mogą wysoko przegrać.

W końcu zaczęli biegać i byli bliscy zmniejszenia strat. Niestety, dla nich, Michał Zdziński nie zdołał pokonać Sypniewskiego w sytuacji sam na sam. Mało tego, starania Hutnika przyniosły odwrotny skutek. Jego gracze zapomnieli o obronie i po uderzeniu Nowaka w poprzeczkę dobitka Norberta Piszczka była celna. Ale trzeba dodać, że gospodarze wciąż starali się o gola. Jednak ani Zdziński, ani Kacper Orłowski nie umieli tego dokonać.

Zdaniem trenerów

Andrzej Paszkiewicz, Hutnik:

- Nie zasłużyliśmy na taką porażkę. Przy drugim golu wykazaliśmy się brakiem czujności, który wołał o pomstę do nieba. Nie byliśmy już po nim sobą, za dużo było nerwowości w grze. Przy ostatnim też zachowaliśmy się nieodpowiedzialnie.
Mirosław Hajdo, Garbarnia:

- Ten wynik nas cieszy, ale mimo wszystko może mylić. Myślę, że nie zagraliśmy tak dobrze, jak tydzień wcześniej. Był to trudny dla nas mecz, bo Hutnik dobrze operuje piłką i w pierwszej połowie był częściej w jej posiadaniu.

Bramki: 0:1 Masiuda 4, 1:1 Gamrot 6, 1:2 Stokłosa 55, 1:3 Masiuda 71, 1:4 Piszczek 88.

Hutnik: Czarnecki - Antoniak, BieniasI, OrłowskiI, J. Cieśla (70 Guzik) - Świątek, Majcherczyk, K. Filipek (64 ZdzińskiI), Gamrot, Prochwicz (75 Kołakowski) - Lubera (46 Stanek).

Garbarnia: Sypniewski - Piszczek, Kowalski, Baliga, Stokłosa - Kaczor (90 Kuliszewski), NowakI, Masiuda, Siedlarz (72 J. GóreckiI) - Ogar (83 M. Górecki), Wcisło.

Sędziował: Paweł Kukla (Kraków).

Widzów: 300.

Łysica Bodzentyn3 (1)
Wisła II Kraków1 (1)

Przed tygodniem rezerwa Wisły w pięknym stylu pokonała faworyzowanego Porońca, a w sobotę uległa niżej notowanej Łysicy. Tak już jest, że młodzież gra w kratkę, choć po końcowym gwizdku arbitra w zespole z Krakowa panował żal, bo w Bodzentynie "Biała Gwiazda" nie powinna przegrać. To był kolejny już mecz, w którym młodzi wiślacy atakowali, ale stracili punkty, bo nie kalkulowali, tylko starali się grać do przodu.

Zespół z Bodzentyna, w którym występuje wielu doświadczonych zawodników, uzyskał na początku meczu przewagę. Pierwszą groźną sytuację miał Dariusz Anduła. Rutynowany napastnik, po dośrodkowaniu z rzutu rożnego Radosława Kardasa, uderzył z bliska, ale Gerard Bieszczad był na posterunku. Kwadrans później golkipera Wisły II Kraków zaskoczył Mirosław Kalista, który oddał strzał z 20 metrów.

Krakowianie szybko odpowiedzieli po strzale głową Kamila Kuczaka, który wykorzystał dośrodkowanie z rzutu wolnego.
Po przerwie krakowianie starali się atakować, mieli przewagę, ale nie dopisywało im szczęście pod bramką rywala.
Fortuna sprzyjała natomiast miejscowym zawodnikom, którzy bronili się niemal całą drużyną, a w końcówce spotkania zadali dwa ciosy. Najpierw Sebastian Hajduk wykorzystał sytuację sam na sam z bramkarzem, a gdy krakowianie kompletnie się odkryli, po kontrze wynik meczu ustalił Mirosław Kalista.

Zdaniem trenera

Maciej Musiał, Wisła II:
- Nie dało się grać w tych warunkach, wracamy jak po wojnie, więcej było w tym meczu zapasów niż piłki nożnej. Dwaj moi zawodnicy mają rozbite głowy. W pierwszej połowie graliśmy przyzwoicie, ale w końcówce meczu straciliśmy dwie bramki na własne życzenie. Nie mieliśmy prawa przegrać tego meczu, lecz stało się inaczej. Szkoda.

Bramki: 1:0 Kalista 33, 1:1 Kuczak 35, 2:1 Hajduk 86, 3:1 Kalista 90.

Łysica: Dymanowski - Kiełbasa, Szymoniak, Kardas, Płusa - M. Kalista, Pawłowski (65 Hajduk), Wójtowicz (80 Michta), Piwowarczyk (49 P. KalistaI), Kaczmarek (65 Wiecha) - Anduła.

Wisła II: Bieszczad - SzywaczI, Bierzało, Żemło, Kolanko - Furtak (60 Marszalik), Lech, Gulczyński, Witek - Kuczak, T. Zając (78 Wąsikowski).

Sędziował: Tomasz Żołądek (Kielce) .

Widzów: 50.

Beskid Andrychów2 (1)
Czarni Połaniec2 (1)

Goście szybko, bo już w 40 sekundzie, mogli objąć prowadzenie. Po strzale Piotra Obieraka interweniującemu Krystianowi Majerczykowi nie udało się opanować piłki, a Piotr Kamiński z 5 metrów wybrał siłowe rozwiązanie, przenosząc ją nad poprzeczkę.

Tymczasem Dawid Rupa pobiegł za zbyt lekko zagraną głową przez obrońcę piłką, którą po chwili Roman Brzostowicz musiał wyjąć z siatki.

Przyjezdni wyrównali po strzale z gatunku tych życiowych. Trzeba jednak przyznać, że uderzenie z boku pola karnego, prostym podbiciem, Tomasza Wolana, było przedniej marki. Piłka poszybowała nad Majerczykiem, lądując w przeciwnym, górnym rogu bramki.

Andrychowianie nie byliby sobą, gdyby nie sprezentowali rywalom bramki. Po błędzie w środku boiska, piłkę przejął Obierak, zagrał Wolanowi, a Dawidowi Koronie pozostało tylko dopełnienie formalności.

W 71 min gospodarze mieli szczęście. Próbujący wybić piłkę przewrotką Tomasz Kaczmarczyk kopnął w głowę Wolana, który - w tym starciu- zdołał jednak oddać strzał. Piłka wpadła do siatki, lecz prowadząca zawody sędzina gola nie uznała, przyznając gościom karnego. Do piłki podszedł Mariusz Korzępa i ... przestrzelił. Po akcji Bartłomieja Pająka piłki nie wybił Rafał Pydych, więc do siatki trafił Łukasz Rupa.

Zdaniem trenerów

Krzysztof Wądrzyk, Beskid:

- Oceniając komiczną sytuację z karnym, po raz pierwszy w przygodzie z piłką mogę być zadowolony z sędziowskiej pomyłki.

Tomasz Kiciński, Czarni:

- Mam świadomość tego, że graliśmy na trudnym terenie, ale z przebiegu spotkania należy sądzić, że bardziej straciliśmy dwa punkty niż zdobyliśmy jeden. Owszem, przez 30 minut nie mogliśmy znaleźć swojego rytmu gry, ale potem byliśmy lepsi. W futbolu nie przyznaje się jednak punktów za pozostawione na boisku wrażenie artystyczne.

Bramki: 1:0 D. Rupa 15, 1:1 Wolan 34, 1:2 Korona 68, 2:2 Ł. Rupa 75.

Beskid: Majerczyk - Piszczek, Jurczak, Kapera, Święs (46 Słupski) - KaczmarczykI, Ł. Rupa, Adamus (60 Karcz), Moskała - PająkI, D. Rupa.

Czarni: Brzostowicz - Korona, Pydych, WitekI, Kępa (84 Materkowski) - Wolak, Obierak, CecotI, Ferens (46 Dyl) - Mazurkiewicz (70 Kabata), Kamiński (54 Korzępa).

Sędziował: Angelika Kuryło (Brzesko).

Widzów: 400.

MKS Trzebinia-Siersza0
KSZO 1929 Ostrowiec Św.3 (1)

Gospodarze zaczęli spotkanie odważnie. Starali się atakować skrzydłami, ale nie wzięli poprawki na sprzyjający wiatr, więc dogrywane piłki spadały za linią końcową boiska.

Wystarczyła jednak chwila nieuwagi i rzuconą z autu piłkę nieszczęśliwie zagał głową Tomasz Szczepanik, podając na dalszy róg Michałowi Kosowskiemu, którego strzał głową był już tylko formalnością.

Chwilę później, po zagraniu Tomasza Małodobrego, bliski doprowadzenia do remisu był Krzysztof Sieczko.
Zaraz po przerwie, po kornerze Mateusza Mąki i strzale Michała Stachurskiego, miejscowi stracili ochotę do gry. a

Zdaniem trenerów

Paweł Olszowski, MKS:

- Nie chcę się już powtarzać, ale każdy nasz błąd jest bezlitośnie wykorzystywany przez rywala, a stracona bramka ustawia przebieg meczu.

Rafał Lasocki, KSZO 1929:

- Na początku meczu daliśmy się gospodarzom "wyszumieć". Po drugiej bramce graliśmy już na luzie, więc chłopcy zmarnowali wiele "setek", przez co miejscowi uniknęli pogromu.

Bramki: 0:1 Kosowski 28, 0:2 Stachurski 48, 0:3 Stachurski 79.

MKS: Gielarowski - Sieczko (70 GiermekI), Kalinowski, Kukla, T. Szczepanik - Domurat, Małodobry, Lickiewicz, Kowalik - Witoń, J. Pająk.

KSZO 1929: Zacharski - K. Łatkowski (43 Sudy), Grunt, Stachurski, Nowik - Kosowski (65 Sulima), Mąka, Dziadowicz (78 Hołdy), D. Gardynik - Czajkowski, Kapsa (72 Stawiarski).

Sędziował: Michał Górka (Tarnów).

Widzów: 100.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski