MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Dusza podróżnika, precyzja fachowca

Redakcja
Mariusz Rerak z Hrubieszowa jest studentem czwartego roku Akademii Morskiej w Gdyni, na kierunku mechanika i budowa maszyn, specjalność eksploatacja siłowni okrętowych. Po ukończeniu studiów otrzyma dyplom inżyniera i będzie miał prawo ubiegania się o dyplom oficera mechanika wachtowego.

Studia wybrał właściwie przez przypadek. - Kolega ze szkoły średniej powiedział mi o tej uczelni. Pojechaliśmy razem do Gdyni, on składał dokumenty na Akademię Marynarki Wojennej, a ja do Wyższej Szkoły Morskiej. Dostałem się i okazało się, że to był strzał w dziesiątkę. Sprawdziłem się w pracy, polubiłem ją i chcę w przyszłości nadal ją wykonywać. O konsekwencjach bycia marynarzem dowiedziałem się dopiero po pierwszym roku studiów, gdy zacząłem spotykać osoby pływające. Nie jest jednak tak źle, jak mogłoby się wydawać. Długość kontraktów uległa skróceniu do czterech miesięcy, armatorzy starają się zapewnić jak najlepsze warunki do życia na statkach. No i najważniejsze, że nie muszę emigrować.
Na statku Mariusz zajmuje stanowisko motorzysty wachtowego. - Do moich zadań należy pełnienie wacht maszynowych, kontrola i nadzór mechanizmów będących w ruchu, kontrole wodne i przeciwpożarowe pomieszczeń maszynowych, utrzymywanie porządku w maszynowni, wykonywanie poleceń wydawanych przez mechaników wachtowych, asystowanie podczas remontów i przeglądów okresowych urządzeń okrętowych. W praktyce większość prac wykonuję indywidualnie, pod nadzorem mechaników - podkreśla Mariusz, który pracuje w systemie dziennym, od poniedziałku do piątku, po 8 godzin.
Pierwszym pracodawcą Mariusza Reraka była niemiecka firma Hansa Shipping GmbH, którą wspomina bardzo miło. - To na jej statkach miałem pierwszy kontakt z silnikami wielkich mocy oraz maszynami i urządzeniami okrętowymi. Pływałem u nich na wielkim kontenerowcu o długość 300 m i mocy silnika 42000 kW, gdzie pod czujnym okiem polskiego chiefa - mechanika uczyłem się podstaw eksploatacji siłowni okrętowej.
Obecnie pracuje na żaglowcu "Dar Młodzieży", którego armatorem jest Akademia Morska w Gdyni. - W pewnym sensie wróciłem do miejsca, w którym zaczynałem swoją przygodę z morzem.
Młody marynarz zaznacza, że każdy pracodawca ma obowiązek zapewnić załodze odpowiednie warunki higieny i bezpieczeństwa pracy, a także miejsce odpoczynku i relaksu. - Nowe statki na ogół są wyposażone w duże, jednoosobowe kabiny z toaletą i prysznicem. Oficerowie mają dodatkowo telewizor i odtwarzacz DVD, no i, oczywiście, komputery.
Załogi są często mieszane. Mariusz pracował z Niemcami, Anglikami, Rumunami, Serbami, Chorwatami, Czarnogórcami, Rosjanami, Litwinami, Łotyszami, Filipińczykami. - Ten "mix" kultur sprawiał, że atmosfera na statku była bardzo dobra, wręcz przyjacielska. Każdy z członków załogi interesował się mną, co było bardzo miłe, zwłaszcza na początku, gdy czułem się zagubiony.
Międzynarodowość zespołów pracujących na statku sprawia, że umiejętności językowe stają się niezbędne, czasem zależy od nich nawet czyjeś życie. Załogi najczęściej posługują się językiem angielskim, warto jednak znać podstawy niemieckiego, rosyjskiego i hiszpańskiego.
Możliwość odwiedzenia miejsc, które wcześniej znało się tylko z geograficznych atlasów i mediów, jest zdaniem polskiego marynarza wielkim plusem tej pracy. - Podczas mojego pierwszego kontraktu, jako kadet maszynowy, odwiedziłem Afrykę, Malezję, Chiny, Hongkong, Południową Koreę, Brazylię i Argentynę. Spędziłem na statku 7 miesięcy i było naprawdę świetnie. W czasie drugiego kontraktu byłem w Belgii, Francji, Anglii, Portugalii, Hiszpanii, Włoszech, Grecji, Turcji, na Cyprze, w Izraelu i Egipcie. W Pireusie spotkałem się z chłopakiem mojej siostry, Moniki. Miltos zabrał mnie na wycieczkę po Akropolu oraz pokazał wiele innych ciekawych miejsc. W Izraelu zaś miałem okazję spędzić dzień w Jerozolimie - opowiada Mariusz.
Kolejną dobrą stroną tego zawodu jest rynek pracy - marynarze zazwyczaj nie narzekają na brak ofert. Mariusz odbiera w ciągu tygodnia kilka telefonów z agencji crewingowych, do których aplikował kilka lat temu, gdy szukał swojego pierwszego zatrudnienia. Także kontraktowy tryb pracy marynarza jest dużym udogodnieniem. - Gdy nie odpowiada mu polityka armatora lub warunki pracy, rezygnuje i przenosi się do innej, konkurencyjnej często firmy.
Są też i minusy. Pierwszym i najważniejszym z nich jest na pewno rozłąka z bliskimi. - Brakuje mi także tego, na co ludzie zazwyczaj nie zwracają uwagi. Śpiewu ptaków, drzew, zieleni trawy, szumu ulicy… Po około trzech miesiącach prawie każdy przechodzi małe załamanie. Na szczęście taki dołek zwykle szybko znika.
Problemem jest też temperatura w maszynowni, która dochodzi do 40 stopni. - Na dużych jednostkach panuje istny tropik. Trudno jest wtedy normalnie funkcjonować, łatwo o odwodnienie. Jestem mechanikiem, więc ciągle mam kontakt ze smarami, olejami, chemikaliami. Trudno utrzymać dłonie i skórę w dobrej formie. Często trzeba wchodzić do środka silnika lub do zbiorników i tam pracować. Najważniejsze to MYŚLEĆ za siebie i innych, czasami trzeba komuś zwrócić uwagę, że to, co mam zrobić, jest niebezpieczne, a w skrajnej sytuacji odmówić wykonania polecenia. Siłownia jest pomieszczeniem, w którym znajduje się silnik główny i urządzenia pomocnicze, a silniki dużych jednostek mają długość do 15 m i taką samą wysokość. Wymaga to stosowania kładek, pomostów, balkonów i półpokładów. Trzeba bardzo uważać, by nie spaść podczas pracy, nie potknąć się na schodach. Laicy sądzą, że najniebezpieczniejsza dla statku jest woda. Tymczasem największe zagrożenie stanowi ogień. Kiedyś mieliśmy pożar w chłodni prowiantowej, gdzie powietrze jest suche jak pieprz. Wystarczyła iskra z papierosa i kartonowe pudełko zapaliło się w mgnieniu oka. Na szczęście szybko wykryto dym i pożar został stłumiony bez większych strat.
Kolejnym niebezpieczeństwem jest utrata sterowności. - Wtedy stalowy kolos potrafi wpłynąć na plażę. To też przeżyłem. Niełatwo podpłynąć do nabrzeża czymś, co ma 300 m długości i 30 m szerokości. Statek jest wtedy popychany i podciągany przez holowniki, którym czasami pękają stalowe liny. Taka lina potrafi przeciąć stalową ścianę o grubości 2 cm. Przy tym tnie z chirurgiczną precyzją, jak skalpel. Dodajmy do tego niebezpieczne ładunki, takie jak materiały pirotechniczne, gazy skroplone, chemikalia, amunicja i wiele, wiele innych.
Jak skutecznie chronić się przed tymi zagrożeniami? - Podstawą są - oczywiście, wiedza, dobre nawyki, przestrzeganie przepisów bhp i zdrowy rozsądek. Trzeba pokonać strach, wówczas praca jest skuteczna i przynosi niemałą satysfakcję.
MAŁGORZATA PĘDZISZ

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski