Leszek Długosz: Z BRACKIEJ
Przecież i teraz układ okien się nie zmienił. Zmieniają się tylko w oknach twarze... Tak to jest u mnie, w tamtym zachodnim kierunku. Jak to na śródmiejskich uliczkach naszego miasta - dołem ruch, tłum dzienny tutejszy. Kawiarnie, biura, turyści, studenci, rowerzyści, psy, koty, gołębie, samochodów tłok. Przywykło się. I koszmar nocny. Właśnie zbliża się nocny krakowski karnawał. Tak to nazwijmy. Czmychajmy jak się tylko da.
Od wschodniej strony okno mam na podwórze. W maleńkiej kwaterze miedzy wysokimi murami oaza zieloności. A pośrodku księżniczka! Mało, przecież to królowa tej wiosny! Magnolia w apogeum kwitnienia. Lubiłem, przecież lubię tam nadal w otwartym oknie przystanąć, w wytłumionej, odizolowanej przestrzeni patrzeć... Niemal nasłuchiwać, jak majestatyczna, olśniewająco kwitnie. I już, już... Odfruwają, atłasowe biało różowe łódeczki. Już po kwitnieniu. Tak, jak co roku, też i w tym. Choć tego roku prawie nie było chwil takich aby wystawać, wdawać się tam w pogawędki. I bez tego, ta podwórkowa piękność kwitnie. I odlatuje niewzruszona... Z żelazną precyzją spełnia swój rytuał, bez względu na moje tam w oknie stanie, czy niestanie. Zagadywanie, czy też nie... Obywa się. Bez mojego udziału, mego poświadczania. Bez względu i na to, co tam dalej za murem. I jeszcze dalej, za kolejnym murem, pod tym samym wszędzie niebem. Czarująca, delikatna jak westchnienie... To tak, w naszym ujęciu. W naszym, z okna widzeniu. A naprawdę? Nic z tych spraw. Żadnej takiej poetyckości! Wyrachowana co do dnia i godziny. Tyle, ile ma być. Ani więcej, ani dłużej. Podległa najbardziej wyrachowanej ekonomii. Ekonomii natury.
Skwapliwie przypisujemy jej jakieś wobec nas wzajemności, powinowactwa. Współodczuwanie? Chcemy wierzyć w jej intencje towarzyszenia nam w naszych biedach i szczęściach. Szukamy pocieszenia i współczucia. Kleimy się do pięknych, pomocnych zjawisk Natury... My, przystający w oknach gapie. Pretendenci do powinowactwa. Chłodnym rozumem (szkiełkiem i okiem) przyznajemy - ot urojenia... Ułuda. Tyle, że tej ułudy nie umiemy i nie chcemy sami sobie odbierać.
Nieczuła niewzruszona ekonomia twa, wiosno...
Bez opóźnienia, ni chwili dłużej
- Co za wyliczenie?
Ni pół oddechu, nawet pół tchnienia
Czereśnio...
- Świat u stóp twoich kiedy tak rozkwitasz!
Nie pędź... zostań
Teraz i taka, gdyś jest olśnienie
Jak u Norwida, w mianowniku
- Gdyś jest olśnienie...
Śpiewaj jak Edith Piaf
- Lessez moi, mon Dieu
Dzień, jeszcze dwa, trzy... Pozwól mi
Boże i świecie - unosić się
Pienić się tak w jasnościach
W tych błękitach ...
- Bez opóźnienia
- Dnia prolongaty...
A tylko w ramach?
Zgodnie z preliminarzem
Nie więcej i nie kiedy indziej
- A tylko wtedy kiedy sady kwitną
Wiosno...
Nieczuła, niewzruszona twoja ekonomia...
- Przeleciał szwadron pszczół
- Przemknął motyl
To było już wesele?
To już wszystko?
Spadamy
Płatek za płatkiem
Czołem wprost o ziemię...
Wietrze, zapamiętaj
Roznieś mnie
- Póki się sam nie rozwiejesz
Wiosno
- Nieczuła, jakże niewzruszona twoja ekonomia...
- Immota tua oeconomia veris
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?