Niestety, już tradycyjnie chyba nikt nie zająknął się, że człowiek, „który wyprowadził antropologię z gabinetów”, wiódł się spod Wawelu, ściślej – z ulicy Siennej, maturę zdawał u „Sobka”, czyli w przesławnym gimnazjum Sobieskiego, studiował i doktoryzował na Uniwersytecie Jagiellońskim.
Najprawdopodobniej już wtedy doszło do bardziej intensywnego zainteresowania się przyszłego badacza seksem w wydaniu konwencjonalnym, krakowskim. Intensywne obserwacje prowadził na Plantach w towarzystwie Leona Chwistka i Stanisława Witkiewicza („5 koron na stojaka, dziesięć na leżaka; 5 na leżaka, ale dej, panoczku, własny płaszcz”). Materiału poznawczego dostarczały mu również liczne romanse z żonami i towarzyszkami życia osobistości z kręgów artystycznych, głównie w Zakopanem.
Po kilku latach, jak można przypuszczać zniechęcony siermiężnością seksu a’la Galicja, po przeczytaniu pożyczonej od Bronisława Piłsudskiego „Złotej gałęzi” Jamesa Frazera wyjechał studiować etnografię do Lipska, potem do Londynu, wreszcie na Kiriwinę. Rezultatem półrocznego tam pobytu była wydana po raz pierwszy w roku 1929 książka „Życie seksualne dzikich”. Tytuł podpowiedziała mu małżonka, Australijka Elsie Mason, a był to tytuł genialny, gwarantujący olbrzymią poczytność, niekoniecznie w kręgach tylko naukowych, choć tzw. momentów, których szukałem już jako dziecko, jest tam straszliwie mało.
Być może nasz badacz cały czas był myślami na Plantach i pod Adasiem? Wiemy na pewno, że znużony badaniami usypiał w namiocie na pościeli z monogramem wykonanym przez matkę w Krakowie. A na późniejszych uroczystościach ku czci Frazera mówił: „Gdybym posiadał moc wskrzeszania przeszłości, chciałbym przenieść pana o jakieś dwadzieścia lat wstecz, do starego słowiańskiego miasta uniwersyteckiego, do Krakowa”.
Uczeni, którzy po Malinowskim odwiedzili Kiriwinę odnotowali, że krakowski antropolog trafił do repertuaru obrzędowych pieśni dzikich (chorał „Malinu”). Nie można wykluczyć, że jakaś inna pamiątka znalazłaby się przy badaniach genetycznych mieszkańców wyspy, ostatecznie Malinowski – wtedy jeszcze kawaler – był zdecydowanie przeciwny badaniom antropologicznym „zza biurka”. W samym Krakowie pamiątek jest niewiele, ale nie sądzę, bym doczekał chwili, gdy na kamienicy na rogu Siennej i Rynku znajdzie się tablica informująca, że tu właśnie urodził się autor „Życia seksualnego dzikich”. Albo że naszym etnografem i jego jurnymi Papuasami zacznie się publicznie chwalić preferujący husarzy „Sobek”.
Model seksu proponowany przez klientów Malinowskiego zawsze w Krakowie przegra z Wandą czy Kingą. Oczywiście, wyłącznie oficjalnie.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?