MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Fasada i tyły

Redakcja
Upadek firmy Amber Gold wpuścił wąski na razie snop światła za kulisy władzy w Gdańsku. Przez długi czas jawna piramida finansowa uchodziła za prestiżową wizytówkę sukcesów gospodarczych Trójmiasta.

Jan Maria Rokita: LUKSUS WŁASNEGO ZDANIA

Na jej sukces pracowali zgodnie lokalni politycy i samorządowcy, gdańskie media, banki i administracja. W jej uwiarygodnienie zostali wprzęgnięci, wprost lub pośrednio, wybitni twórcy kultury, instytucje kościelne, rodzina premiera, a nawet Lech Wałęsa. To właśnie z tak zbudowanej wiarogodności Amber Gold stworzył swój prawdziwy kapitał: zaufanie ludzi naiwnie przynoszących doń swoje oszczędności. Otrzymując wszelkie niezbędne gwarancje finansowe i prawne koncesje, szemrana firma mogła otworzyć biznes tak ryzykowny i ściśle przez państwo nadzorowany jak linie lotnicze. A gdy zaczęły się nieuchronne kłopoty z wierzycielami i z prawem, gdański wymiar sprawiedliwości okazał się pasywny. Nad zawodnością w tym przypadku instytucji państwowych publicznie bolał premier i zdumiewał się nią pryncypialny minister sprawiedliwości. I dopiero dziennikarska prowokacja obnażyła gorzką prawdę o dyspozycyjności gdańskiego sądu.

Ale ani zawodność niereformowanego od dawna państwa, ani żałosna dyspozycyjność sądu nie jest tutaj istotą sprawy. Nieudolny urząd albo przekupny sędzia to, owszem, zjawiska nierzadko spotykane w Polsce. Ale przypadek Amber Gold odsłania głęboką strukturę zakorzenioną w polityce od wieków: jest nią polityczna koteria. Piramida mogła powstać, nabierać ludzi i odnosić sukcesy jedynie dzięki istnieniu i wpływom gdańskiej koterii. Rozległe i efektowne przedsięwzięcia Amber Gold były możliwe nie – jak chce premier – dzięki nieudolności tego czy innego urzędu, ale – przeciwnie – dzięki rozległej i dobrze naoliwionej sieci współpracujących z sobą instytucji, gładko wydających oczekiwane decyzje administracyjne i finansowe. Firma nie potrzebowała przekupnego sędziego, ale szerokiego nieformalnego porozumienia miejscowych polityków, sędziów, prokuratorów, urzędników i bankowców, gotowych do jej aktywnej promocji i obrony, a – w razie potrzeby – przymknięcia oka na naruszenie prawa albo bezpieczeństwa finansowego. W imię wspólnych starań o sukces Gdańska stała się oczkiem w głowie i pupilem tamtejszego establishmentu.

Dlaczego demokracja musi zwalczać takie porozumienia ponad podziałami? Bo koteria zachowuje się jak rdza na ciele demokratycznego państwa. Zżera jego jawne i formalne procedury, zastępując je skrytą i nieformalną więzią, spajającą ludzi wywierających wpływ. W efekcie podejmowane przez nich decyzje nie poddają się żadnej kontroli, a ich badanie wymaga każdorazowego stosowania procedur śledczych. To jest – nawiasem mówiąc – kluczowy argument na rzecz użyteczności w takich razach komisji śledczych. Widoczny porządek "oficjalny” staje się porządkiem fikcji, w którym instytucje udają, że podejmują decyzje, podjęte już wcześniej w nieformalnym trybie. Toczy się jakaś debata, ale argumenty w niej podnoszone mają li tylko teatralne znaczenie. Przestają się liczyć konstytucje, statuty i regulaminy. Przestają się zatem liczyć prawa. Koteria przekształca instytucje i tworzące je prawa w drugorzędną "fasadę”, dając bezwzględny prymat prawdziwej polityce prowadzonej "na tyłach”. A przecież tylko realność i moc instytucji oraz stojących za nimi praw może stanowić gwarancję wolności obywatelskiej. "Wolność będzie prawem, a prawo wolnością” – tak poeta streścił niegdyś sens demokratycznego ideału państwa.

Jednak ostatecznym sensem koterii zawsze i nie­uchronnie jest korzyść: więcej dla swoich niźli dla obcych. Tak rodzi się przywilej i nierówność. To właśnie ów przywilej, właściwe ludzkiej ambicji pragnienie bycia "równiejszym” pośród równych, popycha człowieka do wiązania się z koterią. Często bywa to po prostu przywilej statusu, dający poczucie przynależności do wpływowej i kształtującej opinię publiczną grupy. Albo dostępu do wiedzy, zwłaszcza do wiedzy o planowanej lub podjętej intrydze personalnej. Ale najczęściej przywilej bywa po prostu materialny: koteria dystrybuuje jakieś dobra. Amber Gold korzystał z przywilejów długo zapewniających mu elitarny prestiż, sukces finansowy i bezpieczeństwo legalności. A także uczestniczył w ich przemyślnej dystrybucji, finansując a to gdańskich dominikanów, a to film o Wałęsie, a to znów syna premiera. Upadek piramidy i aresztowanie jej twórcy jest bez wątpienia ciosem dla gdańskiego systemu wymiany przywilejów. Ale doświadczenie każe patrzeć na sprawę z roztropnym sceptycyzmem. Gdańskim "miastem z bursztynu” zatrzęsło wprawdzie w posadach, ale to wcale nie znaczy, że teraz już nieuchronnie legnie ono w gruzach.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski