Tak na oko, z pół litra chrząszczy. Jeszcze miałem nadzieję, że są martwe ale gdzie tam. Gdy trąciłem je palcem zaczęły niemrawo poruszać odnóżami. Niektóre, bardziej przebudzone wydzieliły żółtej barwy odstraszająca ciecz. Cóż było to robić, zacząłem je likwidować.
To biedronki azjatyckie, zwane dla pstrokatego ubarwienia pancerza arlekinami. Są na liście gatunków inwazyjnych, godnych unicestwienia. Wyżerają nasze rodzime biedronki, jaja i larwy pożytecznych owadów, choć sprowadzone ćwierć wieku temu do Europy miały jedynie zabijać mszyce. Historia uczy, iż na historia=roi nikt nigdy niczego się nie nauczył. Leż a to razu pełni siebie ludzie sprowadzali obce gatunki na nowe światy, licząc że będą miłe i sympatyczne. Tudzież pożyteczne. Azjatycka biedronka w kilka chwil uciekła ze szklarni z zaczęła rozrabiać. Nawiasem mówiąc, entomolodzy zalecają umiar w stosunkach z azjatyckimi przybyszami. Pokonać ich nie sposób. Trzeba polubić lub przynajmniej tolerować. Może doczekają się wrogów naturalnych, może nie. Nie mam zamiaru czekać. Ziemia na ich nieszczęście nie zdążyła zamarznąć. W kilka chwil wykopałem solidny dołek. Arlekiny co do sztuki wrzuciłem na dno. Niech im ziemia ciężką będzie.
Gazeta Lubuska. Winiarze liczą straty po przymrozkach.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?