MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Iluzjonista

Redakcja
Europejska animacja coraz rzadziej przenika na nasze ekrany. Podczas gdy triumfy święcą rozmaite mutacje Shreka zza wielkiej wody, starokontynentalni twórcy zapadli jakby w letarg. Na szczęście przerywa go od czasu do czasu Francuz Sylvain Chomet.

Rafał Stanowski: FILMOMAN

Na zakończonym dopiero co Międzynarodowym Festiwalu Filmowym Etiuda&Anima w Krakowie przedstawiono 50 najlepszych filmów animowanych ostatniego 50-lecia. W większości były to produkcje krótkometrażowe, i to sprzed wielu lat. Takie właśnie pozostaje europejskie kino rysunkowe - zakochane w niepełnej godzinie emisji, często nieprzekraczające nawet 10 minut. Skazuje się tym samym na żywot wyłącznie festiwalowy lub wciskanie do telewizji, gdzie upycha się je między reklamą a prognozą pogody. W Polsce to zaprowadziło twórców w ślepy zaułek - po roku 1989 animacja niemal zupełnie zniknęła z medialnego widnokręgu, od kina i telewizji zaczynając.

Chomet tymczasem biegnie pod prąd. Ten autor komiksów, przede wszystkim głośnego "Dziadka Leona", zrealizował dotychczas zaledwie trzy filmy animowane, włączając w to "Iluzjonistę". Dwa z nich - wspomniany już tytuł oraz "Trio z Belleville" - to produkcje długometrażowe. "Trio..." odniosło zresztą spektakularny sukces, zdobywając w 2004 roku aż dwie nominacje do Oscara, było też pokazywane z sukcesem w polskich kinach. Przez wielu uważane jest za film kultowy.

Chomet wjeżdża więc na ekrany owiany mitem twórcy niestandardowego, a zarazem autora artystycznych szlagierów. Wjeżdża obarczony jeszcze jednym ciężkim plecakiem - widnieje na nim karteczka z opisem "Jacques Tati". Scenariusz "Iluzjonisty" oparto bowiem na skrypcie napisanym przed laty przez wybitnego francuskiego komika, mima i reżysera, autora niezapomnianej serii filmów o panu Hulot. Niełatwo nieść brzemię sławy Jacquesa Tati i mierzyć się z jego geniuszem.

Pomyli się ten, kto będzie oczekiwał tu Pana Hulot bis. Albo powtórki z kolarskiego poczucia humoru "Tria z Belleville". Podążając śladami scenariusza, Chomet diametralnie zmienia klimat. Ciepły, francuski dowcip, pełen nadsekwańskiego esprit, pozostawia w domu, wychodząc na spotkanie emocjom pełnym nostalgii, melancholii, osadzonym w deszczowej Szkocji. Dodajmy, że tę opowieść Tati dedykował swej najstarszej córce, którą opuścił w wieku dziecinnym. Jest to więc historia przepełniona smakiem goryczy, bardziej kwaśna niż słodka, nasycona cierpką nutą.

Główny bohater mógłby być alter ego scenarzysty. Odgrywa swoją rolę nieprzekonująco - i na scenie przy prawie pustej widowni, i w domu, gdy bez powodzenia próbuje reanimować rodzicielskie uczucia. Sztuka iluzji udaje mu się tylko przy podniesionej kurtynie. Gdy zasłona opada, a zaczyna się prawdziwe życie, artysta okazuje się bezbronny wobec losu, ludzi, emocji. Popada w alienację, uczuciową hibernację, egzystencjalny letarg. Rzeczywistość pokonuje magię, odziera ją z tajemnicy i subtelności. Życie przerasta marzenia. I człowieka.

"Iluzjonista", zamiast uczucia triumfalnego prestiżu - znanego z filmu Christophera Nolana - przynosi raczej rozczarowanie. Jednak nie dziełem, które serwuje nam francuski duet, lecz tym, co wokół niego się roztacza, czyli ludzką egzystencją. Magia nie istnieje, mówią Jacques Tati i Sylvain Chomet. Jakże to smutne wyzwanie w ustach dwóch magów kina.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski