18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Jak cesarze Franciszek Józef I i Wilhelm II kusili Polaków

WŁODZIMIERZ KNAP
Cesarze Niemiec Wilhelm II i Austro-Węgier Franciszek Józef I FOT. ARCHIWUM
Cesarze Niemiec Wilhelm II i Austro-Węgier Franciszek Józef I FOT. ARCHIWUM
Wielka wojna, jak nazywana jest I wojna światowa, przyniosła Polsce niepodległość. Powrót naszego kraju do świata żywych był nieoczekiwany i niezmiernie szczęśliwy. Pamiętać bowiem należy, że przez mniej więcej pół stulecia poprzedzającego wybuch wojny Polska nie była przedmiotem (ani tym bardziej podmiotem) polityki międzynarodowej.

Cesarze Niemiec Wilhelm II i Austro-Węgier Franciszek Józef I FOT. ARCHIWUM

5 LISTOPADA 1916 * Władcy Niemiec i Austro-Węgier proklamują utworzenie Królestwa Polskiego * Miało powstać tylko na terenie Kongresówki * Obu władcom chodziło głównie o pobór polskiego rekruta

Przestała być także tematem debaty publicznej Europy i świata, co w dobie powstań było normą. Praktycznie nikt o nas i nasze państwo się nie upominał.

Wojna nie zmieniła wiele w nastawieniu do sprawy polskiej. Dla państw zaborczych, ale też Anglii, Francji, Włoch czy Stanów Zjednoczonych, byliśmy długo wyłącznie przedmiotem na arenie międzynarodowej. Niemcom, Austriakom i Rosji chodziło o to, by polski żołnierz walczył w ich szeregach. W zamian zaborcy oferowali nam w gruncie rzeczy słowa, nieraz miłe. Zapewniali o szacunku, zrozumieniu, ale wyznaczali granicę. Była nią trwałość uzależnienia.

Sytuację zmienił akt 5 listopada 1916 r. Ów manifest dwóch cesarzy: niemieckiego Wilhelma II, oraz sędziwego Franciszka Józefa, władcy Austro-Węgier, w sposób rzeczywisty umiędzynarodowił sprawę polską (nie można zapomnieć, że powstanie Legionów odegrało w genezie tego aktu istotną rolę).

Akt 5 listopada wprowadził sprawę polską do światowej polityki wbrew woli obu monarchów. Cesarze nie byli w stanie zatrzymać machiny, którą uruchomili. A ta rozpędzała się, żywiąc się po drodze rewolucją w Rosji, potem bolszewickim przewrotem, a przede wszystkim niszczycielską wojną, która osłabiała naszych wrogów. Zatrzymała się dopiero na przystanku Niepodległość.

Cesarze Austrii i Niemiec kuszą Polaków

Zarówno ćwierć wieku, jak i sto lat temu niemal nikt nie spodziewał się, że Polska stoi na progu niepodległości. 25 lat temu w niewoli trzymało ją jedno państwo - Związek Sowiecki. Przed wiekiem zaborców było trzech: Austria, Prusy i Rosja. O ile Kreml pod rządami komunistów był kolosem na glinianych nogach, o tyle Wiedeń, Berlin i Moskwa w końcu 1913 r. gospodarczo miały się dobrze lub nawet bardzo dobrze. Wojna wydawała się być blisko, lecz nie była nieuchronna (Józef Piłsudski jeszcze pod koniec lipca 1914 r. nie wierzył w bliską wojnę, podobnie jak Roman Dmowski). A jeśli nawet brano ją pod uwagę w stolicach europejskich i w umysłach ludzi, to mało kto pytał, jaki może przynieść skutek dla Polaków.

Historycy w jednym są zgodni: o ile w pierwszej połowie XIX wieku o Polsce i Polakach było głośno, a tzw. sprawa polska była raz po raz podnoszona, to po Wiośnie Ludów, a zwłaszcza po klęsce Francji w wojnie z Prusami i zjednoczeniu Niemiec (1871 r.) praktycznie nie istniała. Zaborców przez ponad sto lat cementowało pilnowanie tego, by Rzeczpospolita nie powstała. Dla rządów zachodnich sprawa polska nie istniała od półwiecza. Anglia zajmowała się budowaniem kolonialnego imperium światowego. Zdanie Edmunda Burke'a z końca XVIII w., że z punktu widzenia angielskiego »Polska mogła równie dobrze być krajem na Księżycu«", przed wybuchem I wojny światowej nie straciło na aktualności. Dla Francji natomiast, nadal leczącej rany po klęsce w wojnie z Niemcami, sojusz z Rosją był najważniejszy. Także Niemcy i Włosi po zjednoczeniu nie mieli już serca dla sprawy polskiej.
Polacy sto lat temu żyli pod władzą trzech cesarzy, w trzech różnych państwach. Krótko mówiąc - różniło ich niemal wszystko, począwszy od zamożności. Poddani z zaboru pruskiego mieli średnio na głowę przed wybuchem wojny 113 dolarów rocznego dochodu. Poddany Mikołaja II w Kongresówce miał przeciętnie 63 dolary, a Franciszka Józefa w Galicji dysponował dochodem rocznym zaledwie 38 dolarów.

Zdaniem prof. Janusza Pajewskiego, w przededniu wojny w Wiedniu ani dwór, ani rząd oraz władze wojskowe nie były zainteresowane przyszłością Polski. Kierowały się ku Bałkanom i Bliskiemu Wschodowi. Może jedynie sędziwy Franciszek Józef marzył niekiedy o koronie polskiej, czyli przyłączeniu Królestwa do monarchii Habsburgów. Tym tłumaczyć można jego udział w planach odbudowy Polski kreślonych przez stańczyków w pierwszych tygodniach wojny.

Rząd pruski krótko przed wojną rozpoczął akcję wywłaszczania ziem polskich. W Berlinie zrozumiano, że z Polaków nie uda się zrobić Niemców, a jednocześnie szukano rozwiązania na wypadek, gdyby kwestia polska znowu stanęła na arenie międzynarodowej. Otto Hoetzsch, publicysta związany z Hakatą, tak w 1912 r. oddał sens działań: "Musi nadejść czas, w którym nacisk sił materialnych i duchowych na Polaków będzie tak wielki, że utrwali się w nich przekonanie, iż »my ani materialnie, ani moralnie nie możemy się już wyrwać spod panowania pruskiego«". Berlin, lapidarnie rzecz ujmując, nie myślał o jakichkolwiek ustępstwach na rzecz Polski i Polaków.

W Rosji tworzono natomiast koncepcje, w których Polska była uwzględniana, ale w minimalnym zakresie i w celu ściślejszego związania Polaków z imperium. Sergiusz Sazonow, szef carskiej dyplomacji, w styczniu 1914 r. doradzał Mikołajowi II, by stopniowo "rozsądne życzenia społeczeństwa polskiego" w dziedzinie samorządu, języka, szkoły, Kościoła były uwzględniane.

Wybuch wojny zmusił zaborców do zajęcia się sprawą Polski, bo jej teren stał się polem walki. Zaczęli Niemcy. Rzucili większość sił przeciwko Francji, więc na froncie wschodnim chcieli zaszkodzić Rosji rękoma Polaków. Próbowali wywołać w Polsce antyrosyjskie powstanie. "Insurekcja w Polsce jest przygotowana" - pisał 5 sierpnia 1914 r. szef sztabu gen. Helmuth von Moltke do MSZ. "Nasze wojska w Polsce przyjmowano niemal przyjaźnie. We Włocławku np. witano z chlebem i solą". W nocy z 7 na 8 sierpnia z zeppelina Niemcy rozrzucali ulotki na terenie Kongresówki. Ich dowództwo zapewniało Polaków: Przychodzimy do Was jako przyjaciele. Wolność Wam niesiemy i niepodległość". I wzywało: "Powstańcie". Na tę odezwę Polacy nie odpowiedzieli. Ale Niemcy łudzili się. Cesarz Wilhelm radził, by nie szczędzić pieniędzy na podżeganie Polaków do powstania. Jednak poza tymi słowami i działaniami Niemcy nie zrobili nic. Pruski minister spraw wewnętrznych Friedrich von Loebell pod koniec 1914 r. stwierdził, że sprawa polska jest wewnętrzną kwestią niemiecką, a odbudowanie państwa polskiego jest sprzeczne z interesem Niemiec. 9 sierpnia 1914 r. z odezwą do Polaków wystąpiło dowództwo austriackie. Zapowiadało w niej "wyzwolenie spod jarzma moskiewskiego" i domagało się, by Polacy "zawierzyli naszej opiece, sprawiedliwości i wielkoduszności". Wiedeń uzyskał ten sam odzew co Berlin, czyli żaden.
Najpóźniej, lecz najzręczniej przemówili Rosjanie. Najpierw jednak zarządzili na całym obszarze mobilizację i świetnie ją przeprowadzili. Potem z odezwą do Polaków wystąpił naczelny wódz, wielki książę Mikołaj Miko-łajewicz. Jej projekt napisał książę Grigorij Trubecki, 11 sierpnia 1914 r. zaakceptował go rząd, a trzy dni później podpisał się pod nią wielki książę. Zwrócona była do Polaków z wszystkich zaborów: "Niech naród polski połączy się w jedno ciało pod berłem cesarza rosyjskiego. Pod berłem tym odrodzi się Polska, swobodna w swej wierze, języku i samorządzie". Manifest ten podzielił elity i partie w Polsce. Dobrze ocenił go m.in. Roman Dmowski, Władysław Grabski, ks. Zdzisław Lubomirski, Maurycy Zamoyski, ale też Władysław Reymont czy Artur Oppman. Negatywną opinię wydali konserwatyści. O tyle jednak sprawa była bezprzedmiotowa, że w Królestwie Rosjanie nie odnosili sukcesów, a po roku utracili całe terytorium. Podobnie nie szło im w Galicji, której nadano status prowincji rosyjskiej. W praktyce Rosja nie zrobiła nic dla sprawy polskiej.

Sytuację zmienił akt 5 listopada. On dopiero zapoczątkował umiędzynarodowienie sprawy polskiej. Pomył wyszedł z Berlina. Celem długofalowym Niemiec było uniemożliwienie dołączenia Polski do monarchii Austro-Węgierskiej. Niemcy słusznie rozumowali, że osłabiłoby to ich samych, wzmocniłoby Polaków, a szerzej - Słowian. Berlin zdawał sobie też sprawę, że w latach przedwojennych Królestwo pochłaniało dwie trzecie eksportu niemieckiego do państwa rosyjskiego i ono było jego pomostem ku Wschodowi. Dlatego Niemcy robili wszystko, by zablokować przyszłą współpracę Polski z Austrią. Mieli też ważny cel krótkoterminowy. Chodziło o rekruta. Liczyli na zmobilizowanie około 1 miliona Polaków. Dwaj niemieccy wodzowie - Paul von Hinden-burg i Erich von Ludendorff - 24 października 1916 r. na posiedzeniu pruskiego rządu przekonywali, że "trzeba zrobić wszystko, by móc powołać do szeregów każdego człowieka, który przyczyni się do zwycięstwa". Apelowali, by bez dnia zwłoki przystąpić do pracy nad organizacją armii polskiej.

Miał się tym zająć cesarsko-niemiecki generał-gubernator Hans Hartwig von Beseler. W młodości, jako porucznik piechoty Akademii Wojskowej w Berlinie pisał pracę dyplomową z historii powstania listopadowego. W tym celu nie tylko zapoznał się z dokumentami, lecz też spotykał się z weteranami powstania. Nie bał się odzyskania przez Polskę niepodległości, nawet w granicach przedrozbiorowej Rzeczypospolitej. Kalkulował, że gdyby nawet Polakom udało się utworzyć państwo 20-milionowe, to i tak będzie ono niezdolne do prowadzenia samodzielnej polityki. Polakom, w ocenie Beselera, pozostanie wybór między Rosją a państwami centralnymi, zwłaszcza Niemcami. 8 października 1916 r. na posiedzeniu rządu pruskiego przedstawił sytuację w Polsce. Stwierdził m.in., że Polacy lękają sie dwóch rzeczy: powrotu rządów rosyjskich i germanizacji. Łudził jednak swój rząd, że Polacy są gotowi zaakceptować rządy niemieckie, bo przynoszą im korzyści materialne.
Von Beseler na Zamku w Warszawie, a w Lublinie austro-węgierski generał gubernator Karl von Kuk odczytali manifest swoich cesarzy. Głosił on, że z ziem "wydartych panowaniu rosyjskiemu" obaj władcy postanowili "utworzyć państwo samodzielne z dziedziczną monarchią i ustrojem konstytucyjnym". Powstać miała też armia polska, ale jej najwyższe dowództwo miało składać się z oficerów niemieckich.

Wbrew intencjom Berlina akt 5 listopada spowodował reakcję świata na sprawę polską. Rosja i jej koalicjanci, na czele z Anglią i Francją, ostro zaprotestowali przeciwko dokumentowi. Obawiali się utworzenia kilkusettysięcznej armii polskiej przeciwko Rosji. Akt ten miał również takie znaczenie, że po wielu dziesiątkach lat Polska pod nazwą Królestwo Polskie wróciła na mapę świata. Był pierwszym dokumentem, który podważał obowiązujący dotąd porządek powiedeński, trwający ponad wiek. Ożyły również nadzieje Polaków. Beseler spotykał się najważniejszymi z nich, w tym z Piłsudskim, z którym się bardzo nie lubili. Utworzona została przez obu generałów-gubernatorów 25-osobowa Tymczasowa Rada Stanu.

Londyn i Paryż naciskały na Piotrogród, by przelicytował niemieckie obietnice. Car jednak nie kwapił się do ofensywy. W przemówieniu noworocznym (1916/1917) Mikołaj II ograniczył się do stwierdzenia o zamiarze "stworzenia Polski złożonej z wszystkich trzech części". W dyplomatycznej licytacji wziął również udział prezydent USA Woodrow Wilson. W orędziu do Kongresu 22 stycznia 1917 r. powiedział, że jednym z celów wojny jest powstanie Polski "zjednoczonej, niepodległej i samodzielnej".

Kolejnym przełomem była rewolucja rosyjska. 27 marca 1917 r. Piotrogrodzka Rada Delegatów Robotników i Żołnierzy, składająca się głównie z antybolszewicko nastawionych mienszewików i eserowców, przyjęła dokument, w którym bez warunków wstępnych uznała prawo Polaków do budowy własnego państwa. Jego autorami byli polscy Żydzi - Wiktor Alter i Henryk Erlich. Trzy dni później Rząd Tymczasowy przyznał Polakom prawo do stanowienia o swoim losie, lecz dodał, że ostateczny głos co do urządzenia Polski będzie miał przyszła rosyjska konstytuanta. Nadal więc zaborcy tak naprawdę traktowali sprawę polską jako swój wewnętrzny problem.

Jednak ich słowa zachęciły aliantów do reakcji. Powołany do życia w Lozannie w sierpniu 1917 r. Komitet Narodowy Polski, pod prezesurą Dmowskiego, uznały: Francja, Wielka Brytania, Włochy i 10 listopada USA.

Niemcy musiały zareagować, tym bardziej że w lipcu 1917 r. aresztowały, a potem internowały Piłsudskiego. We wrześniu 1917 r. Berlin i Wiedeń powołały Radę Regencyjną, formalnie najwyższą tymczasową władzę w Królestwie Polskim. W praktyce była podporządkowana obu stolicom. W jej skład wchodzili: abp Aleksander Kakowski, książę Zdzisław Lubomirski i hrabia Józef Ostrowski, honorowy prezes Stronnictwa Polityki Realnej.
Ostatni rok wojny zaznaczył się nie tylko aktywnością obcych państw wobec sprawy Polski, lecz również samych Polaków.

WŁODZIMIERZ KNAP, dziennikarz

WAŻNE KSIĄŻKI

Roman Dmowski "Polityka polska i odbudowanie państwa".

Dmowski książkę pisał w latach 1923-1924, wydał w roku następnym. W PRL ukazała się po raz pierwszy w 1988 r. nakładem PAX-u. Choć praca jest mocno subiektywna, to jednak stanowi kapitalne świadectwo historyczne. Relacja obejmuje przede wszystkim lata I wojny światowej oraz zabiegi dyplomatyczne w okresie konferencji pokojowej w Paryżu.

Janusz Pajewski "Odbudowa państwa polskiego 1914-1918".

Autor urodził się w 1907 r. Książkę napisał 70 lat później. W przedmowie zastrzega się, że trudno mu będzie zachować obiektywizm z racji tego, że "żył pośród opisywanych wydarzeń". Truizmem jest jednak stwierdzenie, że dzieło prof. Janusza Pajewskiego, zmarłego niecałe 10 lat temu, jest wspaniałym pomnikiem polskiej historiografii. Polskie Wydawnictwo Naukowe.

"Historia dyplomacji polskiej. Tom III. 1795-1918", pod redakcją Ludwika Bazylowa.

W tym monumentalnym dziele, ponad 1000-stronicowym, o okresie I wojny światowj pisze prof. Ludwik Bazylow. To był dziwny historyk. Mienił się marksistą, lecz chyba nie sposób znaleźć innego polskiego historyka, który, jak on, kładł tak mocny nacisk na rolę jednostek w dziejach. Pisał barwnie, nie stronił od wyrazistych ocen ludzi i wydarzeń. Polskie Wydawnictwo Naukowe.

Henryk Wereszycki "Historia polityczna Polski 1864-1918".

Prof. Wereszycki był i jest "księciem polskich historyków". Przez władze komunistyczne tępiony, lecz powszechnie szanowany. Miał taki dar, że pisał stylem potoczystym, dobitnym, ale jednocześnie zwięzłym. Każde zdanie napisane przez niego zawiera informację. Nie ma u niego zbędnych sformułowań. Każda ocena jest przemyślana i wyważona. Ossolineum.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski