Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jak powstawał kopiec marszałka w Osieczanach

Redakcja
Fot. Andrzej Domagalski
Fot. Andrzej Domagalski
- Nie mogło być inaczej - tłumaczy dzisiaj 96-letni Jacenty Batko, najmłodszy z szóstki rodzeństwa. - W rodzinie taty żywe były tradycje patriotyczne i wyjątkowa cześć dla naczelnika Józefa Piłsudskiego. Na zebraniu wiejskim wraz z braćmi podjęliśmy decyzję, żeby upamiętnić postać lubianego marszałka za sprawą właśnie kopca. Pomysł spotkał się z entuzjastycznym przyjęciem ze strony mieszkańców Osieczan, zwłaszcza wśród młodzieży.

Fot. Andrzej Domagalski

HISTORIA. Michał Batko z Osieczan, znany w rejonie działacz i organizator ruchu ludowego, zgodził się przed śmiercią na usypanie kopca w jego zagajniku położonym blisko głównej drogi.

12 maja 1935 r. w Belwederze zmarł Piłsudski, rząd uchwalił 6-tygodniową żałobę narodową. 6 dni później po uroczystościach pogrzebowych w stolicy trumna ze zwłokami marszałka została przewieziona do Krakowa, gdzie spoczęła w podziemiach wawelskiej katedry. - Brałem udział w tym narodowym pogrzebie - wspomina Jacenty Batko, mieszkający obecnie w Osieczanach w przysiółku o nazwie Kmiecie. - Byłem wtedy żołnierzem Kompanii Honorowej 6. Pułku Artylerii Lekkiej. Po służbie wojskowej wróciłem do rodzinnych Osieczan, gdzie prężnie działało koło Związku Młodzieży Wiejskiej Wici, kierowane przez Stefanię Batko. Po śmierci Piłsudskiego rozpoczęto w Krakowie budowę kopca jego imienia na Sowińcu, w innych wioskach ludzie również chcieli uczcić postać marszałka. Wśród młodzieży w Osieczanach związanej z ZWM dojrzała decyzja o usypaniu kopca. Wybraliśmy małą zadrzewioną skarpę na skraju łąki, obecnie należącą do rodziny Frosztęgów. Moi rodzice - Tekla i Michał - wyrazili zgodę, idea spotkała się także z aprobatą sołtysa Osieczan Antoniego Szymoniaka. Wycięliśmy krzaki, rozpoczęliśmy sypanie, prace szły powoli, wszystko bowiem robiliśmy ręcznie. Łopata i taczki były naszymi podstawowymi narzędziami pracy. Najczęściej sypaliśmy kopiec w godzinach wieczornych. Ziemię przywoziliśmy furmankami, a na rosnące wzniesienie woziliśmy ją taczkami.
Jak mówi Jacenty Batko, w gronie pracujących były też dziewczęta. Szczyt kopca według planów miał być płaski, na szczyt miała prowadzić biegnąca zboczem wzniesienia ścieżka na podobieństwo kopca na Słowińcu. - Planowaliśmy postawienie na nim pomnika kamienia, a obok miała stanąć ławeczka. Powstał kopiec wysoki na 15 m.
Po chwili sędziwy Jacenty Batko kontynuuje: - W sierpniu 1939 r. wielu z nas wznoszących kopiec trafiło do wojska, potem była wojna, koło ZWM przestało funkcjonować, nasze plany związane z kopcem nie zostały zrealizowane do końca. Przez te lata kopiec zmniejszył się o ponad metr, obrósł drzewami, latem jest prawie niewidoczny, ginie bowiem w plątaninie olch, brzóz i leszczyny, najlepiej widoczny jest zimą.
- Wiosną kopiec wygląda pięknie - opowiada mieszkający tuż obok wzniesienia Stanisław Gubała, który od wielu lat dba o niego. - Kwitną zawilce i pierwiosnki. Któregoś dnia Marian Frosztęga przywiózł z Glichowa kamień, ja zaś wyryłem w nim napis "Marszałkowi Piłsudskiemu młodzież Osieczan 1937-1939". 3 lata temu posadziłem lipę na szczycie. W obecnych czasach, przy obecnych możliwościach technicznych wybudowanie takiej górki ziemi nie jest pewnie trudne. Ale należy pamiętać, że to się działo w II połowie lat 30. tamtego wieku. Czy dziś taki zryw byłby w ogóle możliwy? Wątpię...
Ostatni żyjący z pomysłodawców i budowniczych kopca Jacenty Batko w połowie lipca ukończy 96. rok życia i jest ze wszech miar postacią godną uwagi. Będąc absolwentem Państwowej Szkoły Przemysłu Metalowego w Sułkowicach, już w 1936 r. znalazł zatrudnienie jako leśniczy u właściciela majątku ziemskiego w Drogini Kazimierza Bzowskiego, który miał lasy (ok. 960 ha) w Drogini, na Zasani i w Lipniku. W Krakowie, będąc na ćwiczeniach wojskowych, zastał go wybuch II wojny światowej. - Przeszedłem - wspomina - całą kampanię wrześniową. Dostałem się do niewoli niemieckiej koło Chełmu Lubelskiego, ale udało mi się uciec i do domu w Osieczanach powróciłem pod koniec października 1939 r. Zaraz potem objąłem ponownie obowiązki leśniczego u Kazimierza Bzowskiego w lasach w Lipniku, graniczących m.in. z terenami księcia Lubomirskiego. Na początku 1940 r. wziąłem ślub z Martą w kościele w Drogini, a ślubu udzielał nam ks. Zygmunt Krywult, którego hitlerowcy zamordowali w obozie w Dachau i który został przez Jana Pawła II ustanowiony błogosławionym wraz z kilkudziesięcioma innymi pomordowanymi kapłanami. W czasach II wojny św. wstąpiłem do AK, przybierając pseudonim "Dobruś". Udało mi się, podobnie jak żonie z dwójką małych dzieci, ujść z życiem z zagłady Lipnika i Wiśniowej we wrześniu 1944 r. Niestety, w marcu 1945 r. do mojego domu zapukali enkawudziści, którzy mnie zaaresztowali. Do Polski powróciłem dopiero 10 grudnia 1947 r.
Pobyt Jacentego Batki na katorżniczej, "nieludzkiej ziemi" Syberii to temat na osobne opowiadanie, dość powiedzieć, iż Punkt Przyjęć Państwowego Urzędu Repatriacyjnego w Białej Podlaskiej wysłał go w drodze powrotnej do domu z "1/2 paczki żywnościowej i kawałkiem mydła". Powrócił przeraźliwie wychudzony, a pracę po długich poszukiwaniach znalazł dopiero w Nowej Hucie, spędził ćwierć wieku, pracując w kombinacie.
- Dzisiaj kopiec wyraźnie się skurczył - mówi córka Jacentego, Anna Batko, emerytowana polonistka, absolwentka KUL - od jego usypania minęło przecież już 70 lat, osiadająca ziemia i rozmywające deszcze zrobiły swoje. Można tylko żałować, że nie udało się dokończyć szczytnej idei i wznieść kopiec o jeszcze większych wymiarach.
Andrzej Domagalski

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski