MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Jeden stary dzień

Redakcja
Kiedy prasa Europy skanduje gorejącą aktualność: "Uwaga! 28 czerwca 1914 roku serbski rewolucjonista Gavrilo Princip zamordował w Sarajewie następcę tronu Austro-Węgier, arcyksięcia Franciszka Ferdynanda!!!" - James Joyce otwiera w Trieście nieaktualny numer dublińskiego "Evening Telegraph" z czwartku 16 czerwca 1904 roku i studiuje relację z wyścigów w Ascot, gdzie zwyciężył kompletny outsider, koń Ulotka. Czy myśli: coś z tym trzeba zrobić? Tak. Lecz z czym? Z najszczęśliwszym czwartkiem życia Ulotki, a nie z fundamentalnym dla oblicza świata trupem Franciszka Ferdynanda? Tak, coś trzeba zrobić z ulotnością byle czego. Zaczyna "Ulissesa".

Paweł Głowacki: DOSTAWKA

Pisze w latach 1914-1921, w Trieście, Zurychu i Paryżu. Wokół niego to, co prasa Europy słusznie wieszczyła - wojna potężna. A Joyce konstruuje w słowach jeden, tylko jeden (plus parę porannych godzin następnego) stary dzień - tamten czwartek 16 czerwca 1904 roku. Bardzo blisko od jego pióra i kartek ludzkość wyrzyna się bez opamiętania i w skali dotąd niespotykanej - a on obraca w wieczność 24 byle jakie godziny z życia ludzi bez znaczenia w sennym Dublinie sprzed lat dziesięciu. W samym środku pierwszej wielkiej kaźni XX wieku pisze kronikę ludzkiego człapania, jeżdżenia, gadania, picia, śnienia i wydalania - genialną księgę ulotności byle czego. I co?
Gdy postawi kropkę ostatnią, gdy po siedmiu latach pracy portret jednego starego dnia zostanie ukończony - okaże się, że każda litera ponad dwustu sześćdziesięciu tysięcy słów "Ulissesa" doskonale milczy o rzezi wojennej, na dnie której powstał. A proszę: są tacy, co mówią, że "Ulisses" to najgenialniejsza powieść XX wieku, w której sedno stulecia najpełniej się objawiło! Ba, są i tacy, co uczą, iż to powieść powieści - jedna z kilku ksiąg wszech czasów! Czy "Ulisses" jest, czym jest, za przyczyną tamtej pierwszej obojętności, skłaniającej Joyce'a do wybrania szczęścia Ulotki, które niczego nie zmieniło, a nie fatalnego losu Franciszka Ferdynanda, którego trup zmienił wszystko i na zawsze?
Kojąca obojętność! Kojąca dla czytającego oka, dla głowy. Kojąca dla ucha. Rok po roku, w dniu, w którym dzieją się napisane przez Joyce'a ulotności ludzkie w sennym Dublinie - różni ziemianie w różnych miejscach świata się gromadzą, by we wszystkich językach przez 24 godziny słuchać czytanego na głos "Ulissesa". U nas w tym roku 16 czerwca wypadł we wtorek. Ci, co do kawiarni "Lokator" przyszli i słuchali - czy usłyszeli, co było do usłyszenia?
Czy usłyszeli, że u Joyce'a nie słychać jazgotu bitwy nad Marną, jeno szmer kroków Bucka Mulligana, wynurzającego się z wylotu schodów i niosącego mydlaną pianę w miseczce, na której leżą skrzyżowane lusterko i brzytwa? Czy usłyszeli mlask nerki, którą Leopold Bloom kupił na śniadanie, i nie słyszeli krwawej klęski Rosjan pod Tannenbergiem? Czy tu, gdzie inny pisarz dałby wstrząsający skowyt ludzi zdychających w rzezi pod Verdun - doszedł do nich suchy szelest brązowego płaszcza obcego człowieka na pogrzebie Paddy'ego Dignama? Co tak naprawdę pojęli, gdy jasne stało się dla nich, iż rżenie szczęśliwej Ulotki to nie to samo, co ołowiany mruk ofensywy niemieckiej nad Marną? Wreszcie naprawdę pojęli istotę literatury? Usłyszeli nieuchwytność byle czego?
Bogiem a prawdą - nieważne. I tak samo nieważna jest odpowiedź na kwestie pozornie różne od pytań poprzedniego akapitu. Ponownie intonację skrajnego paradoksu podejmuję i powiadam: a gdyby tak z dzieł literackich, co w Polsce po wybuchu wolności powstały, w pień wyciąć wszystkie partie tyczące zawsze ostro gorejącej aktualności polskiej - ile dzieł przy życiu by się ostało? Osiem? Czy tylko trzy? Prościej zapytam: ile "Ulissesów" by skapnęło?
To wszystko nieważne, bo czymże się przejmować, o co kopie kruszyć, skoro i tak - zawsze z przyczyn niepojętych - rok w rok różni ludzie w różnych miejscach świata i we wszystkich języka się spotykają, by wysłuchać brzmienia jednego starego dnia, dokonanego w ponad dwustu sześćdziesięciu tysiącach słów nieomylnych? Siedzą i przyjmują. Choćby szmer kroków, mlask nerki, szelest brązowego macintosha, bądź daleki śmiech Ulotki. I są bezradni. Jak każdego przeszłego i przyszłego 16 dnia czerwca.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski