MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Jedziemy na spacer

Redakcja
Na spacer można było iść w różne miejsca, ale zwykle chodziło się na Błonia, do parku Jordana albo pod kopiec – oczywiście Kościuszki, czyli na Salwator. Na krótsze dystanse pozostawały wiślane wały i Planty.

Barbara Rotter–Stankiewicz: ZA MOICH CZASÓW

To były stałe cele – niezbyt odległe od miejsca zamieszkania, a jednak odrywające od rzeczywistości. Na Błonia brało się koc, kanapki, butelkę z kompotem i można tam było baraszkować cały dzień. Do parku szło się już z nastawieniem nieco innym, bo zawsze były tam huśtawki, piaskownice, zjeżdżalnie. Nie trzeba było też zabierać koca, bo zawsze można było znaleźć jakąś wolną ławeczkę i na niej "rozbić biwak”. Wyprawa na Salwator znów miała odmienny charakter – tu, żeby zasłużyć sobie na wyjście na sam kopiec Kościuszki, trzeba było już wykazać się kondycją, maszerując kasztanową aleją pod górkę przez całe salwatorskie wzgórze.

Najbliżej było nad Wisłę – wystarczało przejść przez jezdnię na ul. Kościuszki i już było się na wałach, z widokiem na Wawel. Kawałek w jedną stronę, kawałek w drugą i spacer był zaliczony. Gdy było więcej czasu, dla urozmaicenia, można było przejść przez most Dębnicki i iść drugą stroną Wisły, najlepiej w kierunku Pychowic, mając znów piękny widok na klasztor Norbertanek. Spacerowymi celami były też oczywiście Planty i Wawel, z którego roztaczał się widok na cały Kraków.

Teraz na spacery chodzi się wyjątkowo – najczęściej w niedzielne przedpołudnie na Planty albo z psem na Błonia. Ale żeby iść gdzieś tak bez celu, dla samej przyjemności? Na to szkoda czasu! Owszem, wyjść z domu trzeba, ale na zakupy, najlepiej do którejś z licznych galerii. Kupić, pooglądać, załadować do auta i szybko wracać do domu. Gdy gdzieś przejść trzeba więcej niż sto metrów, wpadamy w panikę. Jakże to, tak daleko i na piechotę?

Nie znaczy to, że zrezygnowaliśmy z kontaktu z przyrodą i sielskich widoków. Tyle tylko, że zamiast iść na spacer, jedzie się na wycieczkę. Oczywiście samochodem, bo na to, by wsiąść do autobusu czy pociągu – nawet byle jakiego – jesteśmy zbyt wygodni. Jedzie się więc kilkadziesiąt kilometrów po to tylko, żeby wysiąść, przejść dwieście metrów polną drogą albo brzegiem rzeki, do której bezkarnie można powrzucać trochę kamieni i wrócić do miasta. No, ewentualnie, jeśli na takim "spacerze” zgłodniejemy”, możemy wstąpić do najbliższego zajazdu albo zwykłej restauracji i posilić się mniej lub bardzie regionalnym daniem. Tak czy owak spacer dla zdrowia zostanie zaliczony. To, że zamiast na dwóch nogach – na czterech kółkach, to całkiem inna historia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski