Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kamień na sercu

Redakcja
Przyniósł go tutaj lodowiec, zabrali kombatanci na pomnik. Mieszkańcy osiedla nie mogą się z tym pogodzić. O mały włos doszłoby do tragedii. Gienek, który na ogół spada na cztery łapy, mógł postradać życie albo zostać kaleką. Gienek to bury kocur pani Krysi, tej, która mieszka na parterze.

WIESŁAW ZIOBRO

WIESŁAW ZIOBRO

Przyniósł go tutaj lodowiec, zabrali kombatanci na pomnik. Mieszkańcy osiedla nie mogą się z tym pogodzić.

O mały włos doszłoby do tragedii. Gienek, który na ogół spada na cztery łapy, mógł postradać życie albo zostać kaleką. Gienek to bury kocur pani Krysi, tej, która mieszka na parterze.
Kocur zawsze zeskakiwał z wysokości na potężny głaz, który spoczywał od lat na posesji klubu spółdzielni mieszkaniowej. Któregoś dnia Gienek skoczył w ciemno, można rzec - rutynowo. Rutyna mogła go kompletnie zgubić. Zamiast wylądować, jak zwykle, na kamieniu, poszybował na samiutki dół, prosto na ziemię. Oszołomiony, długo nie mógł dojść do siebie.
   Wszystko przez to, że głazu już w tym miejscu nie było. Zniknął. Ludzie z osiedla chwytali się za głowę: - Matko Boska, ktoś połakomił się na kamień!

Jak uciekło sześć ton?

   Ba, ale jaki kamień! Potężny głaz, który ongiś przywędrował na grzbiecie lodowca z Dalekiej Północy. Adolf Madeja z Zalasowej, który przed bodaj dziesięcioma laty prowadził roboty ziemne przy budowie osiedlowego przedszkola, świetnie pamięta ten moment, gdy koparka natrafiła na wielkie, twarde znalezisko.
   - Głaz, który siedział pod ziemią, był potężny. Wiele rzeczy wykopałem podczas różnych robót, wiele kamieni, ale taki okaz trafił się tylko raz. Nie wiem, ale z półtora metra średnicy miał. A może i więcej? Ile mógł ważyć? A bo to wiadomo?
   - Z sześć ton pewnie ważył
- podejrzewa Władysław Gieroń, przewodniczący komitetu blokowego i członek Rady Osiedla.
   Przeto wszyscy dziwili się: jakim sposobem zabrano tak ciężki głaz?
   Ale dzięki Henrykowi Gawinowi, lokatorowi bloku przy
ul. Westerplatte, który był świadkiem zabierania głazu, wszystko wiadomo.
   - To było w dzień, normalnie. Przyjechał kamaz, dźwig, opasali linami kamień, wciągnęli na ciężarówkę i wywieźli.
   Pan Henryk sądził początkowo, że nie ma potrzeby objawiania czujności. Wydawało mu się, że kamień przetransportowany zostanie o, tu, niedaleko, na teren zakładanego parku. Dopiero potem okazało się, że głaz pojechał w inne, nieznane miejsce.
   Władysław Gieroń właśnie wracał z urlopu. Ledwie wysiadł przed blokiem z samochodu, już go dopadli lokatorzy.
- Panie Władku, gdzie jest nasz głaz, co z nim zrobiliście?
   - Co, głazu nie ma? Zniknął?! - szczerze się zdziwił Władysław Gieroń.
   Szybciutko zawiązał się nieoficjalny społeczny komitet do spraw poszukiwania zguby, złożony z lokatorów bloku przy ul. Westerplatte 8.

Prywatne śledztwo w sprawie

   Zawiedzeni ludzie podjęli prywatne śledztwo, mające na celu ustalenie, gdzie i dlaczego głaz został przewieziony. Najpierw podejrzewano, iż na kamienisko połakomił się jakiś nowobogacki, który zadbał o atrakcję na własnej posesji. Jeden z lokatorów przypomniał sobie, że na kilkanaście dni przed zabraniem kamienia pojawili się koło niego jacyś ludzie w krawatach i skrupulatnie mierzyli...
   Śledztwo w tej sprawie trwało krótko i przyniosło niespodziewane rezultaty.
   - Któregoś dnia słyszę w pracy, że na rogu ulic Mościckiego i Szkotnik stanął wielki kamień - opowiada Władysław Gieroń. - Od razu wsiadłem w samochód, by sprawdzić, czy to aby nie nasz osiedlowy głaz. Przyjeżdżam na miejsce i faktycznie, stwierdzam, że to nasz. Kombatanci, jak się okazało, postawili go sobie koło swojej siedziby...

Referendum nie będzie

   Wyszło też na jaw, że kombatanci mają na kamień glejt; głazu, bynajmniej, nie porwali bez niczyjej zgody, ale na mocy ustaleń z Tarnowską Spółdzielnią Mieszkaniową legalnie przewieźli go do siebie.
   Obrońcy osiedlowego kamienia zatrzęśli się z oburzenia.
   - Czy z nami ktoś konsultował ten problem, czy pytał o zdanie? - irytuje się Henryk Gawin. - Komu kamień tutaj przeszkadzał? To był wyjątkowy okaz, ładna ozdoba, miło się na niego patrzyło, choćby z balkonu. Czy my, ludzie z osiedla, nie mamy prawa do takich widoków? Czy wszystko, co dobre, trzeba nam zabrać?
   Pan Henryk wie, co mówi. Osiedle, na którym mieszka, tarnowskie _Falklandy, _to typowe wielkomiejskie, szare blokowisko, mało spokojne i z braku funduszy coraz bardziej zaniedbane.
   - Ja i cała moja rodzina, a także znajomi z bloku, jesteśmy zbulwersowani z powodu wywiezienia głazu - podkreśla Zygmunt Piasecki, kolejny lokator z ul. Westerplatte 8.
   Tadeusz Sękowski, prezes Tarnowskiej Spółdzielni Mieszkaniowej, twierdzi, że konsultacje w sprawie głazu były prowadzone, ze dwa lata temu, z przewodniczącym Rady Osiedla, Eugeniuszem Ostwaldem. Zgoda na przekazanie go zasłużonym żołnierzom II wojny światowej, którzy o to wystąpili, została udzielona, jak najbardziej. Głaz miał być im przekazany nieodpłatnie.
   - Chyba nie sądzi pan, że będziemy robić osiedlowe referendum w sprawie każdego większego kamienia? - zapytuje retorycznie prezes Sękowski.

Bez widoku na kota

   Eugeniusz Ostwald był prezesem osiedlowego klubu TSM, gdy koparka natknęła się na zakopany w ziemi głaz. Zapamiętał, że najpierw, nie bez wysiłku, przetoczono kamień na pobliskie pole, a dopiero później, spychaczem, na podwórko przylegające do klubu.
   - Ile się naopowiadałem o tym kamieniu dzieciom, młodzieży, ho, ho - twierdzi pan Ostwald, dziś emeryt. - Znam się na takich kamieniach, interesowałem się tą problematyką. To był typowy eratyk, czyli głaz narzutowy przyniesiony przez lądolód. Próbowałem zainteresować nim konserwatora przyrody, lecz bezskutecznie. Potem zgłosił się do mnie pewien pan, który chciał, żeby z tego głazu uczynić pamiątkowy obelisk i wyrazić tym samym hołd poległym żołnierzom tarnowskiego, historycznego, Pułku Piechoty Wojska Polskiego. Pomyślałem, że jest to szczytny cel i że warto kamień na ten cel poświęcić. Ale sprawa na dłuższy czas umarła, nikt później już do mnie nie przychodził. Przypuszczałem, że inicjatorom zabrakło albo pieniędzy, albo konsekwencji.
   Owszem, panu Ostwaldowi, znawcy kamieni i minerałów, głazu było trochę szkoda, lecz bez przesady: aż taki sentymentalny to on nie jest.
   Poirytowani lokatorzy _ósemki _chcieliby, żeby kamień wrócił na swoje miejsce.
   - Już teraz nie popatrzy sobie człowiek nawet na kota, który skacze po głazie... - żałuje pan Gawin.
   - Sposób, w jaki nam go zabrano, budzi sprzeciw - uważa Władysław Gieroń.
   Obrońcy twierdzą, że ktoś porządził się głazem jak swoim mieniem. - A to przecież było mienie osiedlowe, bo na osiedlu go odnaleziono i tutaj wiele lat stał - wyjaśniają.
   - Jeśli ktoś potrzebował kamienia, niechby postarał się w innym miejscu - dodaje jeden z obrońców.
   - Na przykład w Skamieniałym Miasteczku w Ciężkowicach - ktoś inny proponuje.
   - O, tak, tam kamieni masz, ile chcesz i jakie chcesz! - kiwają głową inni. Szybko przypominają sobie jednak, że Skamieniałe Miasteczko to rezerwat przyrody i pozyskiwanie stamtąd głazów, choćby przyświecały temu najbardziej szlachetne idee, jest prawem zabronione.
   Ale przecież w zwykłych kamieniołomach materiału na obelisk nie brakuje!
   - Chcemy, żeby głaz do nas powrócił i znalazł miejsce na przykład w nowym parku - nie ustępują obrońcy osiedlowego kamienia.

Żółć człowieka zalewa

   Zdzisław Baszak, prezes tarnowskiego Zarządu Okręgu Światowego Związku Żołnierzy AK, denerwuje się, gdy słyszy, że osiedle Westerplatte domaga się powrotu głazu.
   - Proszę, jak nagle ich chwycił lokalny patriotyzm! Jaką miłością zapałali do tego kamienia. A kiedy głaz tam był i kiedy pijaczkowie na niego sikali albo o niego rozbijali butelki po winie, to wszystko było w porządku? Żółć mnie zalewa, gdy słyszę o ich pretensjach.
   Zdzisław Baszak przyznaje, że z zamiarem zrobienia obeliska nosił się od prawie dwóch lat. To właśnie wtedy rozpoczął starania w Tarnowskiej Spółdzielni Mieszkaniowej o możliwość zabrania kamienia z osiedla na posesję przy ul. Mościckiego. Zabrakło jednak funduszy na to przedsięwzięcie i dopiero teraz, dzięki uprzejmości sponsorów ze Szczucina i Dąbrowy Tarnowskiej, można było powrócić do pomysłu.
   - Pomysł jest taki, żeby na kamieniu umieścić dwie tablice poświęcone powstałemu w 1918 roku, stacjonującemu do 1939 roku w Tarnowie,
XVI Pułkowi Piechoty - wyjaśnia pan Baszak, dawny żołnierz tego pułku. - W czasie kampanii wrześniowej w bitwie pod Pszczyną w ciągu godziny zginęło jego 230 żołnierzy pochodzących także z tych terenów. Pszczyna wybudowała im pomnik, a Tarnów dla uczenia ich pamięci nie zrobił dotychczas nic!

Kamienne wykopki

   Osiedlowy głaz zrobi więc nieoczekiwaną karierę; stanie się małym pomniczkiem. Dzisiaj, posadowiony na fundamencie, za ogrodzeniem, wydaje się nie do ruszenia.
   - Ile musiałem się wcześniej nachodzić, żeby ten kamień mógł tutaj stanąć - narzeka Zdzisław Baszak. - Formalności jest tyle, ile przy budowie domku jednorodzinnego. Zewsząd trzeba było na to zgody, tylko z nieba jej nie musiałem mieć...
   Pan Baszak nie wyobraża sobie, żeby teraz, po tylu wyrzeczeniach, ktoś chciał głaz stąd zabrać.
   - Ludzie z osiedla niech lepiej pilnują swoich bloków, bo w środku wygladają one, jakby były z dawnego Związku Radzieckiego - napomina pan Zdzisław.
   Daje też pewną radę.
   - Jeśli tak bardzo zależy tym ludziom na głazie, niech sami postarają się o nowy. Z tego, co wiem, lodowiec w tym miejscu stał dosyć długo. Takich kamieni musi być pod ziemią więcej. Niech kopią, niech szukają dla siebie...
   - My swój kamień już mamy, niech szukają go ci, którym był potrzebny - ripostują lokatorzy.
   - Gdyby sprawę załatwiono z nami po ludzku, nie byłoby takiego problemu - zapewnia pan Gawin. - My przeciw pomnikom nic nie mamy.
   Lokatorzy z ulicy Westerplatte 8 domagają się jednak pełnej demokracji, także w sprawie losów głazu z epoki polodowcowej. Ze smutkiem spoglądają na puste, wygniecione miejsce. Gdyby znowu tu powrócił, niejeden jego miłośnik poczułby, jak spada kamień z jego serca.
   
   Mniej więcej w tym czasie, gdy mieszkańcy tarnowskiego osiedla utracili ulubiony głaz, w okolicy Słupska skradziony został XIV-wieczny kamień, który kiedyś wyznaczał granicę między państwem krzyżackim a Księstwem Pomorskim. Policja historyczny głaz, ważący kilka ton, odnalazła wkrótce na jednej z prywatnych posesji.
WIESŁAW ZIOBRO

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski