MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Kamień u nogi?

Redakcja
PiS powinien mieć same pożytki z Piotra Glińskiego jako swego kandydata na premiera. W każdym razie takie wrażenie narzuca się na pierwszy rzut oka.

Jan Maria Rokita: LUKSUS WŁASNEGO ZDANIA

Pogłębiają je tylko reakcje przeciwników: ostentacyjne lekceważenie ze strony działaczy PO ("matrix” , "wirtualna rzeczywistość”), niskiej jakości szyderstwa Millera ("Gliński jak jeleń leży na trawie i marzy o zostaniu premierem”) i w końcu – jak można się było spodziewać – wyzwiska Palikota ("jeszcze jedno g… w polskiej polityce”). Irytacja Millera i Palikota jest całkiem zrozumiała. Gdyby mieli stanąć w obliczu głosowania nad wotum nieufności z kandydaturą Kaczyńskiego, z łatwością przyszłoby im poparcie obecnego rządu, bo przecież co jak co, ale nie mogą dopuścić do tego, co tylekroć przedstawiali jako zło absolutne. Jednak konieczność wyboru w głosowaniu pomiędzy ostro krytykowanym i coraz mniej popularnym premierem a sympatycznym i chwalonym przez kolegów naukowców profesorem socjologii stawia ich w oczywistym kłopocie. Każdy wybór jest tutaj zły i żadnego nie da się dobrze wytłumaczyć ani własnym zastępom partyjnym , ani zdezorientowanej publiczności.

Inną przyczynę ma natomiast rozdrażnienie obozu Tuska. Obóz ten wie, jak ma głosować, i – co więcej – wie, że tym razem to głosowanie wygra. Lecz Tusk nie jest przyzwyczajony do sytuacji, w której polityka od początku jesiennego sezonu toczy się pod dyktando koncepcji reżyserskiej Kaczyńskiego: od zwodowania nowego programu PiS-u, poprzez debatę ekonomistów, aż do stutysięcznej, wyzbytej wszelkich ekscesów warszawskiej manifestacji. Ale co ważniejsze – wystawienie kandydatury Glińskiego podziałało jak nagły dopływ tlenu dla marginalizowanego wicepremiera Pawlaka, który nie tylko wyraża się teraz o kandydacie opozycji znacznie cieplej niż o aktualnym szefie rządu, ale postanowił właśnie pisać listy do opozycji z zaproszeniem do współpracy. Premier Tusk na tyle zna się na intrygach koalicyjnych, żeby dobrze wiedzieć, co to znaczy. Jeszcze tym razem PSL obroni zapewne rząd w głosowaniu, lecz Pawlak właśnie złapał okazję, aby delikatnie zacząć przygotowania do wciągnięcia PSL-u w przyszłości do nowej koalicji rządowej, już bez Tuska i bez Platformy. Do tej pory Pawlak marzył tylko o takiej gratce, teraz spadła mu ona jak z nieba.

Na dodatek Gliński ma akurat kilka takich właściwości, które dla PiS-u są dziś wyjątkowo poręczne. Jest całkiem nowy (ponoć posłowie PiS-u szukali jego nazwiska na Twitterze) i tak jak każdy towar reklamowany wyrazistą nalepką: "NOWOŚĆ!” przykuje uwagę przez jakiś czas, potrzebny choćby do przejścia przez wszystkie stacje telewizyjne i radiowe. Jest elitarny – swoje robi tutaj naklejka PAN i środowiska warszawskich socjologów – a więc nie tylko odbiega od ludowo-populistycznego stereotypu PiS-u , ale przede wszystkim jest trudny do obśmiania i wy­kpienia przez platformową socjetę. Jednak co najważniejsze – niezależnie od tego, co powie – pozostaje nadal kompletnie nieokreślony. Wypełnia zatem niemal doskonale modny ideał popkulturowego polityka, którego w istocie nie można zaatakować za nic, bo w żadnej kwestii nie zadeklarował niczego ważnego ani – tym bardziej – kontrowersyjnego. Czyli jest pod tym względem absolutną antytezą Jarosława Kaczyńskiego.

Kłopot tylko w tym, że takie nominacje mają swoje długodystansowe konsekwencje. Wbrew wszystkim zaklęciom o "matrixie” jest już dziś jasne, że w następnych wyborach – niezależnie od tego, kiedy się odbędą – PiS idzie po władzę nie w świecie wirtualnym, ale w najprawdziwszym politycznym realu. Bardzo prawdopodobne, że idzie po nią razem z wieczyście trwającym u władzy PSL-em. A po obecnym manewrze z Glińskim będzie się Kaczyńskiemu bardzo trudno wycofać w przyszłości z tej kandydatury. Już dziś jest jasne, że swoją zgodą Gliński zapracował na mandat w przy­szłym sejmie. Tymczasem przy wszystkich swoich trudnych do przecenienia zaletach taktycznych Gliński ma i mieć będzie dla PiS-u jedną zasadniczą wadę.

Ten warszawski profesor, z ogólnie poprawnym i bezbarwnym poglądem na wszystko, ani nie chciałby, ani nie wiedziałby, jak się zabrać jako premier do gruntownych – wymarzonych przecież przez PiS-owski lud – przeobrażeń państwa. Miękki ekolog, nieudany kandydat na posła Unii Wolności, autor licznych poprawnych prac o "obywatelskości” i "stylach działania organizacji pozarządowych” byłby przecież jako premier zaprzeczeniem IV RP, niezależnie od tego, co taki projekt miałby w przyszłości znaczyć. Jeśli Kaczyński ma pomysł, aby do czasu następnych wyborów z tej kandydatury się jakoś wywikłać, to wszystko jest dla niego w porządku. Jeśli nie – to właśnie uwiązał sobie solidny kamień u nogi.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski