W Wadowicach
Aleksander W., który oblał kwasem koty tłumaczył się przed policją, że nie lubi brudnych i bezdomnych zwierząt. Koty wchodziły do jego mieszkania i denerwowały go. Kilka dni temu uznał, że skoro miasto nie potrafi załatwić problemu bezpańskich czworonogów sam go rozwiąże. Poparzone zwierzęta znaleźli w pobliżu jego domu sąsiedzi. - Jeszcze żyły. Wyglądały okropnie. Miały wypalone oczy, poparzoną skórę i głębokie rany - relacjonują mieszkańcy XX - lecia.
Pod dokładnym badaniu w lecznicy okazało się, że zwierzaki należy uśpić, by skrócić ich dalsze cierpienia. Niestety, żadna z trzech wadowickich lecznic nie ma stosownej umowy z Urzędem Miejskim w Wadowicach na opiekę weterynaryjną, stąd też weterynarz zażądał za uśpienie jednego kota opłaty 15 zł. Mieszkańcy osiedla XX - lecia nie mieli takich pieniędzy, jeden z nich zadeklarował się, że koty dobije. Smutny los zwierzaków spowodował, że sprawą zainteresował się Henryk Okolus, inspektor okręgowy Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami. - To tragiczna historia. Mężczyzna, który dobił kota był zmuszony do działania na granicy prawa, bo miasto ma nierozwiązany problem z bezdomnymi zwierzętami. Od dawna staramy się przekonać miejscowe władze o konieczności uruchomienia w Wadowicach schroniska dla zwierząt - mówi inspektor Okolus.
Nikt tak naprawdę nie wie, ile w Wadowicach jest bezdomnych zwierząt. O tym, że jednak są może przekonać się każdy spacerujący wieczorami po mieście. W lecznicy Powiatowego Inspektoratu Weterynarii codziennie ktoś zgłasza, że znalazł bezdomne zwierzę. Zazwyczaj pracownicy lecznicy na własną rękę próbują znaleźć dla nich nowych właścicieli.
- Sama zabrałam z lecznicy dwa koty do domu. Kilka innych dostali moi sąsiedzi i rodzina. Najprostszym rozwiązaniem jest ich uśpienie, nie chcemy tego robić, to przecież też żywe stworzenia - mówi jedna z referentek inspektoratu. Ale tych, którzy na własną rękę próbują opiekować się bezdomnymi zwierzakami spotykają czasami administracyjne przykrości. Przed wadowickim sądem toczy się sprawa o eksmisję dwóch starszych pań, które na osiedlu Kopernika w swoim mieszkaniu opiekują się 20 kotami, ponadto wieczorami z własnej emerytury dokarmiają zwierzęta na osiedlu. Sąsiedzi twierdzą, że działania starszych pań doprowadziły do tego, że w klatce ich bloku unosi się ciągły fetor i jest uciążliwe dla pozostałych lokatorów. Spółdzielnia mieszkaniowa postanowiła zatem wykwaterować emerytki z ich lokali.
Zdaniem inspektora Okolusa wadowickie przypadki to kurioza w skali całego województwa. - Takich historii nie ma w Oświęcimiu, gdzie działa schronisko dla zwierząt, a miasto na bieżąco stara się rozwiązać problem bezpańskich zwierząt - komentuje inspektor. Rzecznik wadowickiego samorządu Stanisław Kotarba twierdzi, że nie ma potrzeby uruchamiania schroniska dla zwierząt. -_ Nie będziemy utrzymywać instytucji rakarza lub hycla. Jeśli zdarzają się pogryzienia lub zwierzęta zagrażają ludziom, to interweniuje wówczas straż miejska i takie psy lub koty są odwożone do schroniska w Krakowie - _mówi rzecznik.
(MPA)
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?