18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Krakowskie theatrum uliczne

Redakcja
Krakowianie gapili się i na królewskie orszaki, i na uliczne kramy FOT. ARCH. MUZEUM HISTORYCZNEGO NIASTA KRAKOWA
Krakowianie gapili się i na królewskie orszaki, i na uliczne kramy FOT. ARCH. MUZEUM HISTORYCZNEGO NIASTA KRAKOWA
Miasto - to odwieczny spektakl, uliczne theatrum. Okazja do gapienia się na wszystko: na igrców, na żebraków zawodzących płaczliwie, krzykliwych przekupniów, na egzekucje, na radosne uroczystości, na wydarzenia smutne i przerażające - pogrzebowe kondukty i procesje biczowników - flagellantes, flagellatores, flagel-larii - którzy wędrowali przez Europę, błagając Boga o wybaczenie.

Krakowianie gapili się i na królewskie orszaki, i na uliczne kramy FOT. ARCH. MUZEUM HISTORYCZNEGO NIASTA KRAKOWA

Miejskie widowiska * Król Łokietek zasiadający na Goldzie * Przerażający Biczownicy * Wieloryby plujące perfumowaną wodą * Procesyjna palba * Hołd Pruski Mistrza Albrechta

A jeżeli miastem tym jest Kraków, teatralne skojarzenia pogłębiają się, a może raczej zawężają. Strzelisty gotyk kościelnych wież, grynszpanowa zieleń kopuł, czerwień ceglanych murów, tłum kolorowych postaci przesuwających się nieprzerwanie od setek lat. Co to takiego? Krakowska szopka, teatr nad teatrami, o którym tak pisał tęskniący na emigracji Zygmunt Nowakowski:

...wchodzę w Floriańską i widzę dwie wieże Panny Maryi. Widzę Rynek ogromny. To salon Krakowa, a zarazem scena. Scena złocistej, bajecznie kolorowej szopki z królami, krakowiakami, z Żydem, z góralami, z policjantem, z przekupką, czyli z Herod-babą. Szopka - misterium od-wieczne, której dekorację stanowią właśnie dwie wieże Panny Maryi, wieże jak w szopce, sklejonej przez krakowskich murarzy, czyli Antków lub Kantków.

Gapili się więc krakowianie na hasającego Konika Zwierzynieckiego, na odpustowe kramy Emausu - a raczej Hemausy, bo było ich więcej. Gapili się na orszaki władców ciągnące Królewską Drogą, przez Floriańską, Rynek i Grodzką ku Wawelowi.

Zacznijmy od spraw podniosłych, koronacyjnych, kiedy nowy monarcha zasiadał na Goldzie, na theatrum u wylotu ulicy Brackiej do Rynku. 21 stycznia 1320 roku po raz pierwszy na theatrum u wylotu ulicy Brackiej pojawił się król Władysław zwany Łokietkiem. Odebrał hołd od rajców, dostał złote klucze od bram miasta i - nie licząc innych darów - okrągłą sumę tysiąca czerwonych złotych, w zamian nobilitując co znakomitszych mieszczan. Oczywiście, po uroczystościach Rynkiem zawładnęło rozbawione pospólstwo, oglądając fajerwerki, tańcząc i pijąc wino. Jan Długosz ten wiekopomny fakt odnotował w "Dziejach Polski":

Nazajutrz zaś po koronacji król Władysław odziany po królewsku zeszedł z prałatami i panami do miasta Krakowa, by zająć przygotowany dla niego tron, a okrążywszy przedtem miasto, przyjął hołd i przysięgę wierności dobrowolnie złożoną przez mieszczan krakowskich. Od tego zaś czasu katedra krakowska otrzymała po raz pierwszy wyróżniający ją przywilej koronowania królów polskich, z którego miała na zawsze korzystać. Powszechną uchwałą postanowiono złożyć i przechować na zamku krakowskim, jako bardzo silnie obwarowanym, koronę i inne insygnia, którym nie można było zapewnić bezpieczeństwa w nie mogącej powstrzymać najazdu nieprzyjaciela wsi Gniezno. Postanowiono też odbywać w przyszłości koronacje królów i kró- lowych polskich w katedrze krakowskiej...

I tak było - z tradycji wyłamało się jedynie dwóch władców, koronowanych w Warszawie: Stanisław Leszczyński i Stanisław Poniatowski. Obaj utracili polskie korony...

A teraz, dla kontrastu, ponure widowisko - w Polsce, w Krakowie pojawiają się biczownicy. Obnażeni do pasa, do krwi smagający plecy, dwa razy dziennie przeciągają przez miasto. O nich też pisał Długosz:

Ludzie, do tego bractwa należący, chodzili procesjami z zakrytemi głowami na kształt mnichów, a obnażając się po pas, smagali jedni drugich po plecach biczyskami, kręconemi z poczwórnych rzemyków, mających w końcach węzełki. Obchodzili stacje, odpusty i czynili dziwne nabożeństwa, śpiewając pieśni, każdy w swoim języku, niestworne i grube; była to bowiem hałastra ludzi rozmaitego plemienia i języka. Sami się nawzajem, nie będąc księżmi, słuchali spowiedzi i odpuszczali sobie największe grzechy. Gdy zaś to bractwo przybyło do Krakowa, po zwiedzeniu kościołów i dostąpieniu niby odpustów, natychmiast z niego wynosić się musiało. Prandota bowiem, biskup, zagroził onym biczownikom więzieniem, gdyby natychmiast z miasta nie ustąpili. W innych także diecezjach polskich wyśmiani zostali i pogardzeni, gdy Janusz, arcybiskup gnieźnieński, i inni polscy biskupi wraz z książętami polskimi, powydawali zakazy, ażeby nikt, pod ciężkiemi karami i utratą majątku, nie łączył się z tą sektą gorszącą. W r. 1351 z obawy powietrza, grasującego na Węgrzech, zgraja biczowników z chorągwiami i śpiewem zawitała do Polski, ale za zgodną uchwałą biskupów polskich wypędzona z Polski ta sekta i bullą apostolską zniesiona.
Przez Rynek przewalały się też wesela - od znakomitych po równie malownicze, ale zgoła plebejskie, bronowickie.

Niektóre z dworskich wesel były widowiskami nie lada! W czerwcu 1583 roku król Stefan synowicy swej Gryzeldzie, Krzysztofa Batorego wojewody siedmiogrodzkiego córce, wesele sprawował. Czego tam nie było! I gonitwy różne - na ostre! - i maszkary dziwne. Wszystkie kamienice w Rynku ludzi pełne były, co na to patrzyli - pisał kronikarz, nie szczędząc szczegółów:

Potem maszkary przyjechały; a naprzód Mikołaj Wolski miecznik koronny wyjechał z kamienice Pod Barany, po murzyńsku ze wszystkim pocztem kosztownie ubrany, na wozie pozłocistym, miał ośmiu trębaczów po murzyńsku także ubranych...

Co tam Murzyni! Był także elefant, Saturnus, był Stanisław Żółkiewski, wojewodzic bełski, w osobie Diany, był Kupido, a na koniec dziwo największe:

...Wenus na dwu wielorybach wjechała, trzymając Parysa związanego łańcuchem; wprzód szła muzyka pięknie i kosztownie ubrana, za muzyką czterej trębacze. Wielorybom z oczu i gąb po wszystkich stronach pryskała woda perfumowana na ludzie, którzy się naciskali...

Na zakończenie uroczystości rozrzucano na Rynku srebrne talary z wizerunkiem króla.

Równie malownicze - i głośne!- były procesje, na przykład z okazji Bożego Ciała. Do dzisiaj krakowski Rynek jest miejscem, do którego w dniu Bożego Ciała zdąża uroczysta procesja. Przed kościołem Panny Marii staje ołtarz, dwa dalsze na Rynku, i tak było od wieków, z przerwą, która zaczęła się w latach stalinizmu, trwała zaś aż do roku 1979. Niegdyś jednak procesja Bożego Ciała odbywała się nieco inaczej, przede wszystkim towarzyszyła jej palba. Tak było jeszcze w austriackich czasach, co wspominał Mieczysław Smolarski:

Generalicja w jasnoniebieskich mundurach, spodniach z szerokimi czerwonymi lampasami oraz w pirogach z ufarbowanymi na niebiesko kogucimi piórami uświetniała zawsze obecnością procesję Bożego Ciała, ustawiając się przy umundurowanych również, choć skromniej, staroście i prezesie sądu. Umieszczała też w pewnym oddaleniu od siebie pluton piechoty pod kościołem Panny Marii, a ten po każdej ewangelii oddawał ze staroświeckich karabinów huczną salwę w powietrze. Z luf tryskał płomień, po czym wysoko wylatywały czarne jak węgiel lub płonące papierki. Dygnitarze podnosili wtedy z zainteresowaniem głowy do góry, obserwując zrywające się w popłochu gołębie, które po pewnym czasie zasiadały znów na dawnych miejscach.

10 kwietnia 1525 roku z Wawelu ku Rynkowi ruszył uroczysty pochód. Kroczył w nim król Zygmunt Stary, którego poprzedzali dostojnicy i dworzanie, za nim, w towarzystwie fraucymeru, podążała królowa Bona z królewnami i czteroletnim królewiczem Zygmuntem Augustem. Po przybyciu na Rynek monarcha przebrał się w ratuszu w szaty koronacyjne i zasiadł na theatrum, jak zawsze ustawionym u wylotu ulicy Brackiej. Obok króla, z królewiczem na rękach, stanął Hieronim Łaski. Królowa przyglądała się uroczystości z narożnej kamienicy. Zaczęło się wydarzenie, które zwykliśmy nazywać hołdem pruskim.
Olbracht, czyli Albrecht, Ho-henzollern, ostatni wielki mistrz Zakonu Krzyżackiego, ugiął kolana przed polskim królem i złożył przysięgę:

Ja, Albrecht, margrabia brandenburski, a także w Prusiech, szczeciński, pomerański, Kaszubów, Słowian etc. książę, burgrabia norymberski i pan Rugii - ślubuję i przysięgam Bogu Wszechmogącemu, że od tej chwili na wieczne czasy będę wiernym, uległym, hołdowym i posłusznym ze wszystkimi moimi poddanymi duchownymi i świeckimi Najjaśniejszemu Panu Zygmuntowi królowi polskiemu i jego potomkom oraz całej Koronie Polskiej...

Zakon, z którym ścieraliśmy się zbrojnie, przestał istnieć. Powstały Prusy Książęce. A ponieważ w każdym triumfie tkwi zalążek klęski - przyszłość miała pokazać, ile kłopotów sprawią nam zsekularyzowani następcy krzyżaków.

Andrzej Kozioł

Dziennikarz

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski