Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kronika wypadków Magdaleny Sroki. Albo szkic scenariusza

Łukasz Gazur
Podobno Magdalena Sroka nie lubi hierarchii i dystansu. Swoim pracownikom każe mówić sobie po imieniu, ale do prezydenta Jacka Majchrowskiego wciąż mówi „szefie”
Podobno Magdalena Sroka nie lubi hierarchii i dystansu. Swoim pracownikom każe mówić sobie po imieniu, ale do prezydenta Jacka Majchrowskiego wciąż mówi „szefie” Fot. Andrzej Banaś
Choć w Krakowie zbiera pochlebne recenzje, głosy krytyczne też jej nie omijają. Właśnie ma szansę trafić do Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej i stać się „carycą polskiego filmu”. Przyglądamy się sukcesom i porażkom wiceprezydent ds. spraw kultury w Krakowie

Scena 1
Moment, kiedy w styczniu tego roku wiceprezydent Magdalena Sroka towarzyszyła sławnemu reżyserowi, Romanowi Polańskiemu, w jego spacerach po Krakowie, był przełomowy. Urzędnicy magistratu mówią, że wtedy zaczęli wierzyć, iż w plotkach o jej starcie w wyścigu do fotela szefa Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej jest sporo prawdy. Tym bardziej, że jest po co sięgać. PISF w 2014 roku dysponował prawie 146 milionami złotych, z czego 94 miliony przeznaczono na wsparcie produkcji filmowej.

A może już od dawna szykowała się na to stanowisko? Podobno o zamiarze zostania „carycą polskiego filmu” (tak nazywana bywa inna krakowianka, Agnieszka Odorowicz, dotychczasowa szefowa instytutu, z którą zresztą wiceprezydent zna się jeszcze z czasów pracy w biurze Kraków 2000) Magdalena Sroka informowała swojego szefa, Jacka Majchrowskiego, jeszcze przed drugą turą wyborów prezydenckich, czyli jesienią 2014 roku.

– Prezydent wiedział o zamiarach pani wiceprezydent i gorąco ją wspiera. Uważa, że w interesie Krakowa jest to, by osoby związane z miastem miały jak największy wpływ na funkcjonowanie instytucji o zasięgu ogólnopolskim – przyznaje Monika Chylaszek, rzeczniczka Jacka Majchrowskiego.

Krytycy filmowi i ludzie z branży producenckiej o Sroce wypowiadają się raczej pochlebnie. Do plusów jej wiceprezydentury zaliczają powstanie Regionalnego Funduszu Filmowego, Festiwalu Muzyki Filmowej, Krakowskiej Komisji Filmowej. Do zalet można dodać doświadczenie w PISF-ie, o czym wie niewielu. Magdalena Sroka jest bowiem doradcą dyrektora do spraw współpracy z samorządami.

Wystarczy na takie stanowisko? – Szef PISF-u powinien przede wszystkim wykazać się umiejętnością pracy w zespole. Zawiadywać będzie przecież potężną instytucją. Spoczywać też na nim będzie potężna odpowiedzialność gospodarowania milionami złotych na polskie produkcje. To musi być osoba, która przyjmie na swoje barki ten ciężar – mówi Łukasz Maciejewski, krytyk filmowy zorientowany w branży. – Trzeba wiedzieć, jak poruszać się w środowisku polityków, prowadzić z nimi rozmowy, umieć przeciwstawiać się politycznemu dyktatowi i szantażowi – tłumaczy znany krytyk.

Sama Magdalena Sroka zaznacza, że chce być głosem nie tylko Krakowa, ale i innych miast i regionów w Polsce. Wśród swoich głównych postulatów wymienia m.in. większy nacisk na produkowanie filmów (także tworzonych w międzynarodowych kooperacjach) poza Warszawą, co ma się przełożyć na zyski z tego tytułu dla miast i regionów. Pani wiceprezydent jest przekonana, że centralizacja produkcji niekoniecznie dobrze służy filmowi.

Scena 2
Wielu powtarza, że miejsce w Urzędzie Miasta Krakowa zapewniła sobie dzięki... bezczelności. I przypadkowi. Ekipa biura Kraków 2000, poprzednika Krakowskiego Biura Festiwalowego, pojechała do Gardzienic, gdzie miała zobaczyć spektakl „Carmina Burana”, co dla Magdaleny Sroki – wówczas studentki teatrologii – było fascynującym doświadczeniem. Z biurem współpracowała wcześniej jako stażystka.

W drodze powrotnej poznała Józefa Ruszara, który w biurze Kraków 2000 odpowiadał za promocję. Zaczęła się rozmowa. Młoda dziewczyna nagle zaczęła wytykać błędy w strategii promocyjnej. I tak przez cztery godziny. Ruszar uznał, że skoro ma tyle energii i pęk pomysłów, niech dołączy do jego zespołu. –__Wtedy to był łut szczęścia i spełnienie marzeń. W czasie, kiedy odbywały się w biurze staże menedżerskie, ja pracowałam na plantacji w Anglii – opowiada dziś Magdalena Sroka.

Później, po perturbacjach personalnych, w trakcie których fotel dyrektora biura stracił Bogusław Sonik, podjęła decyzję, że opuszcza posadę. Wszystko potoczyło się szybko. Kiedy stało się jasne, że nie będzie pieniędzy na Festiwal Krzysztofa Pendereckiego, a napięcie na linii Elżbieta Penderecka – miasto nasilało się, zapadła decyzja: Wielkanocny Festiwal Ludwiga van Beethovena przenosi się do Warszawy.

Magdalena Sroka poszła za nim. Później był Gdańsk i chęć pracy w Europejskim Centrum Solidarności. I wreszcie sugestia Filipa Berkowicza, ówczesnego pełnomocnika prezydenta Krakowa ds. kultury, który zaproponował, żeby wystartowała w konkursie na dyrektora Krakowskiego Biura Festiwalowego.

– Nie liczyłam na wiele. Byłam pewna, że Jacek Majchrowski nie będzie chciał ze mną pracować, skoro uciekłam z Krakowa z jednym z ważniejszych festiwali – mówi Sroka.

Ale wygrała. Był 2008 rok.

Scena 3
Do prezydenta Majchrowskiego mówi po prostu „szefie”, choć on do niej – po imieniu. Ale jej współpracownicy mówią, że sama nie tworzy dystansu. Każe do siebie mówić: Magda.

– I nie ciągnie za sobą „swoich ludzi”, co w wielu urzędach jest normą – zauważają ludzie KBF-u.

– Hierarchia to sztuczny twór, który w działce kulturalnej raczej szkodzi, a nie służy. Nie powoduje wcale, że zwiększa się skuteczność zarządzania albo że łatwiej się pracuje. Jestem przekonana, że kiedy ludziom wprowadza się w pracy zasady korporacyjne, każe się ze sobą rywalizować, próbuje ich się skłócić i zrobić z nich przeciwników, to oni stają się nieszczęśliwi. A wtedy nie pracują skutecznie i efektywnie – tłumaczy Magdalena Sroka.

Jej pracownicy zaznaczają, że jest wymagająca i czepiająca się szczegółów. I lubi przekładać spotkania – czasem z późniejszej godziny na wcześniejszą. Więc dla wielu – szczególnie na początku – wydawała się chaotyczna i nieobliczalna.

Ale to tylko pozory.

To dzięki niej Krakowskie Biuro Festiwalowe zyskało uznanie za wzorcowe organizowanie wielkich festiwali, m.in. Misteria Paschalia, Sacrum Profanum, Boska Komedia. Największe poważanie wzbudziło jednak zorganizowanie w rekordowym tempie... pogrzebu pary prezydenckiej Lecha i Marii Kaczyńskich, którzy zginęli w katastrofie lotniczej w Smoleńsku.

Niektórzy uważają, że jej praca w KBF-ie odcisnęła na niej zbyt duże piętno, które odczuli, kiedy zasiadła w fotelu wiceprezydenta. –__Jej oczkiem w głowie były festiwale. I w wielu przypadkach tak pozostało – mówi dyrektor krakowskiej instytucji kultury. – A my żyjemy codziennością. Festiwal to święto – dodaje.

Ona sama powtarza, że jej zadaniem w KBF było budowanie marki Krakowa przez kulturę. I to właśnie robiła.

– W pewnym momencie KBF skupił się na imprezach masowych. Miałam odświeżyć wizerunek, skorygować kierunek. I to robiłam. Jako wiceprezydent miałam inne zadania – twierdzi Sroka.

– Mogę powiedzieć, że z mojej perspektywy Magdalena Sroka na tym stanowisku to zrozumienie funkcji kultury w zmieniającym się świecie, celów, jakie stawia przed sobą taka instytucja, jak moja – dodaje Bartosz Szydłowski, dyrektor Łaźni Nowej.
Scena 4
Jej pojawienie się w szeregach „aniołków prezydenta Jacka Majchrowskiego” (tak żartobliwie określano zespół zastępczyń włodarza Krakowa) w 2010 roku komplementowano. Ale podobno, gdy prezydent zaprosił ją do siebie i zaproponował stanowisko u swojego boku, odpaliła, że nie powinna zostać wiceprezydentem, bo ma taki, a nie inny wizerunek, który magistratowi raczej się nie przysłuży.

– Prezydent powiedział wtedy: „Proszę popatrzeć na mnie. Czy ja mam wizerunek urzędnika?_” _– żartuje dziś Sroka. –Zapytał mnie jeszcze, czy odpowiedzialność to dla mnie ważna rzecz. Powiedziałam, że tak. Chcę nie tylko podejmować decyzje, ale i ponosić konsekwencje. Kiedy trzeba za coś zapłacić własną głową, rozumiem to– mówi.

Nawet radni opozycji chwalili jej kompetencje, obycie w kulturze, kontakty w artystycznym świecie, pomysły na promocję miasta.

– Konkretna, merytoryczna, z entuzjazmem. Właściwa osoba na wiceprezydenta ds. kultury – komentował po objęciu przez nią stanowiska Jerzy Fedorowicz, dawniej radny miejski PO i przewodniczący Komisji Kultury Rady Miasta Krakowa.

I zdania nie zmienił.

– Ma wizję i ogromne kompetencje – mówi dziś, już jako radny sejmiku. – Jeśli coś można jej zarzucić to to, że miała mało czasu dla radnych, nie chodziła na spotkania komisji. Ale zawsze jej to wybaczaliśmy, bo jednak była znawcą tematyki kulturalnej, miała kontakty niezbędne do kreowania tej dziedziny życia w mieście. Szkoda by było, gdyby jednak opuściła stanowisko, choć z drugiej strony chyba Kraków będzie wciąż mógł liczyć na nią – wierzy Jerzy Fedorowicz.

Obecna szefowa Komisji Kultury, radna Małgorzata Jantos, też narzeka na nieobecność Sroki podczas spotkań radnych.

– Przykro mi jest, że pani prezydent Sroka nie bywa na naszych komisjach. Tym bardziej że inni zastępcy prezydenta są zawsze obecni na zebraniach związanych z obszarem ich działań – podkreśla.

I dodaje, że według niej kultura Krakowa to nie tylko uznane i znane festiwale, duże teatry, ale także wiele drobniejszych wydarzeń, które są codziennością. – Niektórych artystów tworzących małe przedsięwzięcia dotąd nikt nie zapraszał do urzędu. To przeoczenie. Dlatego my staramy się wsłuchać w ich oczekiwania i potrzeby – dodaje Jantos.

Scena 5
Ludzie kultury też jej nominację przyjmowali z entuzjazmem. I zdaniem wielu spełniła oczekiwania. Litania dokonań jest długa. Choćby rozwiązanie problemu „dziwacznych” , zdaniem działających w obszarze kultury, rocznych umów z organizacjami pozarządowymi, w których paradoksem było to, że gdy miasto przyznawało przykładowo 100 tys. zł na działalność, to najpierw trzeba było te pieniądze samemu wyłożyć.

Teraz pieniądze po prostu dostaje się w konkursie i „od razu” trafiają do zainteresowanych. Zdaniem animatorów kultury tajemnica zrozumienia sytuacji nie tylko placówek kulturalnych, ale i stowarzyszeń czy fundacji tkwiła w tym, że Sroka sama pracowała w kulturze jako beneficjent, starała się o środki. __

_– _Magdalena Sroka jest nastawiona na rozmowę z ludźmi kultury – mówił niedawno na łamach „Dziennika Polskiego” Piotr Sieklucki, dyrektor Teatru Nowego w Krakowie.

Ale dziś już nie wszyscy przedstawiciele instytucji kultury mają tak samo dobre zdanie. Niektórzy – nieoficjalnie – narzekają, że wiceprezydent Sroka zaczyna unikać spotkań i rozmów, odwołuje je i przekłada. I tak podobno jest od dłuższego czasu.

– Gdybym to miał umiejscowić w czasie to chyba od jej zaangażowania w Zimowe Igrzyska Olimpijskie 2022 trwa taka sytuacja – podaje jeden z dyrektorów.

To był krok, o który zresztą wielu ludzi kultury ma do Sroki żal.

– Nie chciałem, żeby angażowała się w igrzyska olimpijskie. Miałem ochotę do niej zadzwonić i powiedzieć: „nie rób tego” – przyznaje jeden z dyrektorów krakowskiego teatru.

Wielu uważa, że wiceprezydent przeszła w stronę sportu kosztem kultury. Sama Magdalena Sroka pomysłu jednak broni nawet dziś: uważa, że olimpiada w Krakowie mogła być świetnym narzędziem PR-owym.

– Wystarczyłoby, żeby rząd się w to zaangażował. Warszawa zaś dała nam zielone światło, ale nie chciała w to zainwestować. Bez tego nie było szans. A to mogło przede wszystkim pozwolić na nowe inwestycje – uważa dziś Sroka. I słychać w jej głosie odrobinę żalu.

– To była wpadka. Ale posadzono ją wtedy na koniu, który już ostro wierzgał – podkreśla radny Grzegorz Stawowy z PO. – Ale generalnie oceniam jej rządy pozytywnie. Udało jej się w latach kryzysu – wspólnie z Izabelą Helbin, dyrektorką KBF-u – znaleźć pieniądze na utrzymanie festiwali. Jeśli w czymś widziałbym jej słabszą stronę, to w braku uwagi dla masowej,
powszechnej rozrywki. Kultura nie może być tylko dla ludzi o wysmakowanych gustach – dodaje.

Scena 6
Wtajemniczeni twierdzą, że potrafi się w trakcie negocjacji rozpłakać na zawołanie.

– Nieprawda. Chyba nigdy mi się nie zdarzyło – prostuje od razu.

Ale podobno czasami płacze na koncertach albo w muzeach. – Bo będąc wiceprezydentem nie traci się wrażliwości na sztukę – tłumaczy.

Ludzie kultury zgodnie podkreślają, że w odróżnieniu od wielu urzędników, Magdalena Sroka jest po prostu „wiceprezydentem bywającym”. Chętnie bierze udział w wydarzeniach. A wolne chwile spędza ze znajomymi np. w knajpach na Kazimierzu. I zazwyczaj nikt jej nie rozpoznaje.

– Dla mieszkańców miasta ja nie jestem celebrytką, osobą znaną. Tym, że gdzieś mnie widziano, bardziej ekscytują się dziennikarze – mówi wiceprezydent Magdalena Sroka.

***

Podobno kiedy Magdalena Sroka była mała, chciała zostać Winnetou. Bycie Indianinem okazało się jednak niemożliwe. Została menedżerem kultury, producentem i koordynatorem wielu międzynarodowych projektów kulturalnych. Absolwentka Uniwersytetu Jagiellońskiego (filologia polska, specjalizacja: teatrologia).

W latach 1998-2003 związana z Biurem Festiwalowym Kraków 2000. W latach 2008-2010 roku była dyrektorem Krakowskiego Biura Festiwalowego, organizującego cykl miejskich festiwali. Jest twórcą Krakowskiej Komisji Filmowej i Regionalnego Funduszu Filmowego w Krakowie. Od 2010 r. na stanowisku wiceprezydent Krakowa.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski