MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Kulinarna analiza elektoratu

Redakcja
Najsłynniejszy brytyjski kucharz Jamie Olivier ma nadzieję. Młody jest, nawet bardzo, więc trudno się dziwić - jak długo jesteś doroślejącym chłopcem, tak długo nie wiesz, że nic już nie da się zrobić, więc dzielnie pielęgnujesz nadzieję.

Paweł Głowacki: DOSTAWKA

W ojczyźnie Olivier uczy rodaków, co godne, a co niegodne konsumpcji. Jak u nas Pascal, Okrasa bądź Makłowicz, zwany małym rycerzem wielkich patelni - w telewizyjnym programie Jamie zniechęca wnuczęta Szekspira do maniakalnego raczenia się pięć razy dziennie, przez rok bity, wciąż tymi samymi daniami bydlęcymi. Karci frytki smażone na głębokim tłuszczu, baryłki coca-coli, kotlety z kurczaków tuczonych własnymi ich odchodami i resztę "fastfoodowych" ścierw, dla smaku szprycowanych całą tablicą Mendelejewa. Nakłania do świeżej sałaty, kiełków i innych brukselek, do samodzielnego pichcenia, do podniesienia łba znad koryta i zobaczenia horyzontu potraw finezyjnych. Tak dzielny jest Olivier!

Słowem - oduczając żarcia, uczy, jak jeść po ludzku. I ma nadzieję. Za metaforą Szekspira idąc - ufa, iż jego kucharska misja nastawi zwichnięte stawy kulinarne świata. Jamie nadzieję ma tak wielką, że oto jedzie do USA, ostoi demokracji, królestwa ludzi wielbiących głosować, zwłaszcza na prezydenta. Dokładnie mówiąc - jedzie do miasteczka Huntington w Wirginii Zachodniej, o ile bowiem w całych USA z subtelnością jedzenia kiepsko jest, o tyle Huntington osiągnęło w tej materii dno. Co tu dużo gadać, kulinarna wizytówka miasteczka w królestwie ludzi wielbiących głosować, zwłaszcza na prezydenta - konsumpcyjna duma dna - to 7 kilogramów ważący hamburger oraz 38-centymetrowy hot-dog plus frytki polane roztopionym serem. Amen.

Tak, prasa doniosła, że właśnie tam ufny Olivier pojechał z nadzieją. I oto jest, i postanawia zacząć od szkoły podstawowej, od elementarza, gdyż wiadomo: czym skorupka za młodu... tym na starość... Czytam, że aby dzieci ośmielić, w kostium strąka zielonego groszku się przebiera, po czym do klasy wchodzi, w dłoni okutanej białą rękawicą kiść pomidorów unosi i pyta przymilnie: "Czy wiecie, co to jest?". Cisza. Pięć minut, osiem, dwanaście - nic. Jamie czuje strugę potu na plecach. Wreszcie mały John, po naszemu Jasio, rączkę podnosi, wstaje i rzecze: "Ziemniaki!".

Jamie słabnie, lecz się nie poddaje. Sięga po kalafior. Kolejny kwadrans zadumy kolosalnej. I odpowiedź amerykańskiej Marysi: "To są brokuły!". Olivier ma pewność, że długo nie wytrzyma, ale jednak daje sobie i ludzkości trzecią, ostatnią szansę. "A to?" - duka błagająco, słaniając się na nogach i czerwonego buraka pokazując. Tym razem to Henio nie ma żadnych wątpliwości, pieje: "Seler!"... A to feler... Tak chciałby rzec dzielny Jamie - lecz nie mówi już nic. Rezygnuje. Wychodzi, podpierając się nie wykorzystanym ogórkiem.

Niby co miałby rzec? Jeśli w XXI wieku ktoś debilnie zażera się 7-kilogramowymi hamburgerami i bez mała półmetrowymi hot-dogami plus frytki utopione w serze - od biedy można jeszcze znaleźć jakieś słowa otuchy. Ale gdy w XXI wieku, z jednej strony globu, w Barcelonie, ludzie (cóż z tego, że dorośli?) przeszczepiają twarz wziętą od świeżego trupa, literalnie całą twarz, i przeszczep się przyjmuje, i po tygodniu pacjent widzi w lustrze swój świeży trupi uśmiech, a w tym samym czasie, z drugiej strony globu, w Huntington, ludzie (cóż z tego, że mali?), uśmiechając się, na pomidora ziemniak mówią - to nic już nie da się zrobić.

Tak, skoro dzisiejsze rozpięcie między jasnością a ciemnością jest tak kolosalne, że aż średniowieczne, i taki też, średniowieczny, czyli jak 1 do 99, zdaje się być ilościowy stosunek jasności do ciemności - to lepiej dać sobie spokój z nadzieją. Lepiej przeczytać "Imię róży" Eco. Z grubsza mówiąc - oto wieki temu, w bibliotece na szczycie opactwa, ktoś czyta o istocie świata, a na dole, pod opactwem, ktoś inny obierzyny wieprzom z koryt wyżera. I co? Mało się zmieniło. Zejście z biblioteki na dół nie trwa wiele dłużej niż lot z Barcelony do dowolnego Huntington na Ziemi. Olivier już to wie. Dlatego milczy. Czuje, że wydoroślał. Wolno zzuwa przepocony kostium strąka zielonego groszku.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski